Czuję się zawiedziona. Żadnych dolegliwości ciążowych, żadnych mdłości, skoków hormonów ani huśtawek nastrojów, znikome atrakcje, jeśli chodzi o apetyt czy smak na coś. Jedyne, co zauważam, to nagłe, ni stąd, ni zowąd pojawienie się uczucia totalnego najedzenia. Dziwne to i zabawne, bo jem sobie normalnie, a tu nagle trrach i nie ma opcji, że wezmę choć jeden kęs więcej. Nie robi mi się niedobrze, ale nie jestem w stanie podnieść ręki z jedzeniem w kierunku paszczy i koniec.
I jeszcze ewentualnie to, że zaczynam kierować się od mięsnych smaków ku słodkim. Nie jakoś drastycznie, ale jak na mnie zauważalnie, skoro przechodzę z gorzką obojętnością obok kabanosów w markecie i wybieram kilogram wafelków obok.
Pierwsi rodzice poinformowani, na szczęście poszło bez fanfarów i skończyło się na zwykłej radości.
Ja na Twoim miejscu powiedziałabym "jupiii" 🙂 (ach, te upjne chwile z toaletą w objęciach… Tak mnie na wspomnienia naszło) 😉
Powoli zaczynam to doceniać, hehe. Tylko zawsze u mnie jest inaczej niż u reszty. Albo może dlatego mnie to wkurzało, że czułabym się bezpieczniej, gdybym każdego dnia miała potwierdzenie, że wciąż jestem w ciąży. 😉
A ja też nie miałam żadnych dolegliwości, ani w pierwszej ciąży ani w drugiej. Apetyt miałam duży, ale na wszystko- utyłam za każdym razem ok 30 kg. Uważaj na jedzonko. Ja nie uważałam i teraz mam pamiątkową pociążową nadwagę.
Muszę uważać podwójnie, bo ja z kolei mam nadwagę przedciążową. I właściwie przez pierwsze miesiące w ogóle nie powinnam utyć, co, odpukać, do tej pory się udaje.