Czas tak leci, że człowiek się nie obejrzy, a z poranka robi się osiemnasta. Chciałoby się czas zatrzymać i nie dać mu uciekać więcej.
Zobaczymy, na ile wystarczy wytrwałości i samozaparcia, na ile czasu i chęci, ale postanawiam ku pamięci swojej i nie tylko swojej każdy tydzień życia Natalii krótkim opatrzyć podsumowaniem.
Natalia
Pierwszy tydzień jawił się pod znakiem trzech najważniejszych funkcji życiowych: jedzenia, wydalania, odpoczywania. Ssania, robienia kup i spania. Okazało się, że obsługa takiego noworodka-świeżaczka jest bardzo prosta.
- Jak śpi, to niech śpi.
- Jak płacze, to chce jeść, więc daj mu pierś.
- Co jakiś czas sprawdź pieluchę i w razie potrzeby ją wymień (bo, zdaje się, Natalia nie sygnalizuje, że jej coś za mokro).
Zgodnie więc z osobiście odkrytą i opracowaną instrukcją tak postępowałam. Najpierw w szpitalu, potem w domu. Niestety punkt pierwszy nieco nam namieszał w tym postępowaniu i miał zgubny wpływ na punkt drugi, o czym napiszę osobno w notce o mlecznej drodze.
Nasze dnie układają się mniej więcej w sekwencje: 1—2—2—2—2—3—2—2—1—2—3—2—2—1 […]. Bez względu na porę dnia i nocy.
Najtrudniej jest oszacować, przewidzieć i odgadnąć, kiedy nastąpi „3”. Bo tak. Jak wymienimy pieluchę zaraz po obudzeniu, to na 95% będziemy musieli powtórzyć czynność w ciągu następnych 20 minut karmienia. Jak postanowimy przechytrzyć system i zaczniemy karmić, czekając na zapełnienie pieluchy, to wyjdzie na to, że najedzone i ululane mlekiem dziecko trzeba rozbudzić przewijaniem. A potem zabawa od nowa. Taki level up na razie.
Ponadto po szpitalnym ciągłym spadku wagi nareszcie we wtorek odbiła w górę, o czym przekonałam się dzięki błyskawicznie zorganizowanej wizycie położnej środowiskowej (ha! kto ją miał dzień po wyjściu ze szpitala?). Mama dumna z córki i własnych piersi.
Smoczka nie podajemy, bo to aż szkoda nie dać w tym czasie cyca. A niech je dziewczę, na zdrowie!
Próba smoczkowa co prawda była, w czwartek, gdy jechaliśmy do szpitala zdjąć moje cesarskie szwy. Wszak (jeszcze?) nie sięgam piersią do fotelika z siedzenia obok. Natalia jednak nie życzy sobie w paszczy ciał obcych niedających mleka, więc wypluła smoczek po 5 sekundach. Ale zdążyła w tym czasie zasnąć (sic!).
Ja
W ciągu tygodnia osiągnęłam sylwetkę wyprostowaną. W sumie nieźle się to wszystko pogoiło. Mogę się podnosić z łóżka, schylać, śmiać, delikatnie kasłać i aserkuracyjnie kichać, nie rozpadając się przy tym. W czwartek pojechaliśmy ściągnąć moje szwy i położna była zachwycona blizną i twierdzi, że nie będzie konieczne żadne smarowanie, masowanie, cudowanie. Ale zobaczymy. Ja jej wciąż nie widziałam jeszcze.
Zdążyłam zaliczyć krótki, ale bardzo usmarkany baby blues w szpitalną sobotę, co na pewno opiszę bliżej przy okazji historii drogi mlecznej. Dość powiedzieć, że dziwne to zjawisko, kiedy w głowie szumią dwie osoby: jedna ryczy, a druga (w tym samym czasie) z boku obserwuje tę pierwszą i wie, że to normalne, że hormony i że wszystko będzie dobrze.
Po tym tygodniu mam minus dziesięć kilogramów. Zostało trzy i pół do wagi sprzed ciąży. Ale ambicje sięgają znacznie dalej.
Nowości
Nowe jest wszystko. No wiadomo. Ale poza tymi oczywistymi nowościami staramy się urozmaicać nasze rodzicielstwo o kolejne nowości, na które uparłam się już w ciąży.
- W środę nastąpiło pierwsze próbne chustowanie. Typ kieszonka. Ćwiczona na sucho, jeszcze z brzuchem (który przeszkadzał). Dało radę, w miarę stabilnie, choć główkę wolałam asekurować. Natalia przespała w niej ze 3 godziny. Jak ona grzeje!
- W środę także zaczęłam używać pieluch wielorazowych. Natalia jest w nich 2 razy większa. Jeszcze trochę musi do nich urosnąć, bo w nocy sikantusy wylatują bokiem. Ale dajemy radę.
- W czwartek pojechaliśmy (po szpitalu) do rodziców Tomka. Było drugie zapoznanie z dziadkami, pierwsze z ciocią i pierwsze z psami (oprócz mojego, bo jeszcze nie jest na to gotowy).
Jednym słowem — tydzień udany. Tydzień bez żadnych większych problemów, bez dolegliwości. To niesamowite, że dostajemy takiego czystego noworodka. Zdrowego, gładkiego, zadbanego. I dopiero zetknięcie ze światem powoli psuje to tu, to tam różne rzeczy. Ale to wszystko przed nami.
13 komentarzy
haha:) mam te sam problem z przewijaniem. Ale u nas z racji że mały je na raty i z przerwami to zwykle pieluchę zmieniam po pierwszym posiłku a później znów dojada.
U nas smoczek przydaje się przy zasypianiu bo Grześko nie zasypia przy piersi a ma silną potrzebę ssania to sobie pociumka, zaśnie i wypluje.
Też staram się odczekać do pierwszej czy drugiej przerwy z przewinięciem. Ale a) nie zawsze przynosi to pożądany efekt, bo kupa i tak będzie PO, b) czasem na starcie jest tyle, że się zlituję ;)))
Uomatko! Dzidzia!!!! (wczoraj w markecie gdy usłyszałam z daleka płacz malutkiego dziecka, to miałam zew – chciałam biec i dać mu cyca 😉
Instrukcję zanotuję na odwrocie planu porodu chyba 😀
Z pieluchowaniem i chustowaniem – jesteś moim idolem! Ja daję sobie ze dwa tygodnie na to 😉
Ee, to trochę tak z nudów. Bo Mała taka jakaś grzeczna, że przez pierwsze dni siedziałam i nie wiedziałam, co ze sobą robić (a ona spała). Ale zmienia się, zmienia 😀
To widzę, że problem z przewijaniem jest dość powszechny, bo u nas to samo 😉 Ja zwykle robię tak, że przewijam przed karmieniem. Kiedy Lenka robi qpę, to nie da się tego przeoczyć (gniecie, czerwieni się, a z pupy dochodzą głośne fanfary). Jeśli więc nie ma tego typu oznak, nie przewijam już po karmieniu. Zakładam, że nawet jeśli się posikała, to jakoś wytrwa w tych sikach do następnego karmienia (o, ja, zła matka), a przynajmniej nie będziemy jej wybudzać ;))
Hehe, nie da się przeoczyć, fakt. I ta błogość na twarzy tuż po…
Ale najgorsze jest, jak się już wszystko uda. I nakarmić, i przewinąć, znów nakarmić, odbić i nie obudzić, ułożyć w łóżeczku i nie obudzić iiiiii… wtedy te fanfary! Aaaa!
Ja miałam wizytę położnej środowiskowej dzień po wyjściu ze szpitala 🙂 W poradni, do której należę taka jest norma. Miałabym w dniu wyjścia ze szpitala, ale Mąż dopiero na drugi dzień rano pojechał zgłosić nas do poradni.
Podziwiam Cię, że odważyłaś się tak szybko chustować, i to jeszcze po cesarce 🙂 My, chociaż od początku wiedzieliśmy, że będziemy to robić, zaczęliśmy dosyć późno. Pisałam o tym u mnie na blogu. Chustowanie jest super i wręcz uzależnia 🙂
Baby blues też przechodziłam (i też o tym pisałam). To strasznie dziwne uczucie, mieć takie ogromne powody do szczęścia, a chce się płakać. Na szczęście mija 🙂
Pozdrawiam!
Ukłony i wiwaty dla Natalii za wyplucie smoka! (Usnęła, bo nie chciała, żebyś znowu go jej podała ;p ;D ).
Słodkie ma te pucułki 🙂 Kieszonka jest the best, my na początku próbowaliśmy kołyski, ale kieszonka jest milion razy lepsza.
Co do wagi: Niunia od Wielkanocy przytyła kilogram, a ja kilogram schudłam! Przed ciążą i karmieniem rzecz dla mnie nieosiągalna.
PS
Sprawdź maila w wolnej chwili.
haha, no tak to jest – maluszki początkowo są niebywale sprawną, choć tak niepozorną, fabryką kupek 😀 u nas kupisko było co ok 1,5 godziny 😉 gratulacje chustowania! i w ogóle tego, że tak fajnie sobie radzicie… 🙂 oby tak dalej!
Lepiej przewinąć przed bo po mała może ulewac. Moj mlodszy zawsze w trakcie karmienia robił kupę. Zasypial przy cycu i niestety musialam budzić. Piękne chwile razem cieszcie sie ile sie da.
Ja nie przewijałam po karmieniu, spałą w kupie. Nie zaszkodziło 😛 poza tym, nasze próby smokowe kończyły się odruchami wymiotnymi, dzięki czemu żyjemy bez smoka i jesteśmy szczęśliwi 😀 Powodzenia 😀
Oj z jedzeniem mamy to samo, albo przebierzemy przed karmieniem, a i tak za chwilę zrobi, a jak po amciu to cały rozbudzony
Coś widzę, że Natalka ma niecny plan zrobienia sobie z mamy smoczka…Może moja córka jej doradzała?!