Chyba będzie krótko, bo tydzień minął nam spokojnie, bez ekscesów. Leniwie wręcz. Zaczął się niezwykle sennie, bośmy się w piątek obudzili wszyscy o 12.00 i mowy już nie było, żeby jechać doszczepiać. W weekend też sobie pofolgowaliśmy, gdy któregoś ranka okazało się, że jednak już jest 13.00. Tak też właśnie wysypiamy się.
Czwartek Natalia przespała cały. Budziła się tylko na jedzenie, po czym zaraz odpływała. Już myślałam, że mi się dziecko popsuło, ale nadszedł wieczór i wróciła moja Mała Maruda. A uchylę rąbka tajemnicy z pierwszego dnia 9. tygodnia i dodam, że obiecuję następnym razem po prostu cieszyć się chwilą spokoju, a nie doszukiwać zepsucia.
Natalia
Pomalutku zaczyna gadać. Gadanie w tym wieku to głużenie, a o głużeniu jeszcze napiszę. I o tym, dlaczego ważne jest odróżnienie go od gaworzenia, które przyjdzie za kilka miesięcy. Na razie mamy takie nieśmiałe początki, głównie samogłoski uuu, ee, aaa, czasem połączone z jakąś formą spółgłosek podobnych do j (je), ń (ńe), ł (łu, łe). Samogłoski są raczej spokojnie wydawane, a te połączenia wiążą się z piskami czy krzykami, którymi sama Natalka zdaje się zaskoczona.
Piąstki. Temat piąstek przewija się przez kilka blogów teraz. Zdziwiłam się, bo się okazuje, że wkładanie piąstek do buzi to umiejętność, którą dziecko sobie ciężko wypracowuje. A Natalka wkłada piąstki od urodzenia. Bezbłędnie. Zawsze celnie. Taka głodna. A ponieważ córka mojej szpitalnej współlokatorki, Marysia, również od urodzenia wpychała piąstki do buzi, uznałam, że to umiejętność wrodzona każdego noworodka. Co jak co, ale 100% noworodków, jakie widziałam, właśnie tak robiło.
Dla dodania animuszu (Natalce?) nadmienię, że zaczęła chwytać w swoje piąstki mój palec i nim celować do paszczy podczas traumatycznych naszych podróży samochodem. Więc też się czegoś nauczyła z piąstkami.
Pozostając w temacie piąstek, to mamy już drugi etap rozwoju odruchu chwytnego dłoni, tj. pięść zaciśnięta, ale kciuk na zewnątrz. Druga czasem pokazuje jeszcze „figę z makiem”.
Uruchomiły się też Natalii ślinianki, w związku z czym wiadomo. Jest mokro. Śliny produkuje się całkiem dużo, a Natalia nie ma za bardzo pomysłu, co z nią zrobić. Więc głównie ją wypluwa.
Ja
U mnie wszystko w porządku i wątek ten nie będzie kontynuowany, chyba że zdarzy się coś istotnego.
Wracam powoli do pracy. Tak mam, że mogę wykonywać ją również w domu, więc co się będę. O północy też można książki robić. A że rytm dobowy nieco mi się rozregulował, to całkiem nieźle o tej porze funkcjonuję. Przynajmniej co któryś dzień.
No i nie było krótko.
Kobieto, zdradź mi swój sekret. Sama bym już chętnie popełniła jakiś artykuł, a kompletnie nie znajduję na to czasu… A teraz rodzice mi pomagają. Aż się boję, co to będzie, jak wrócę do Krakowa..
Hmm… nie wiem, jak po prostu ustalam sobie, że pewne rzeczy MUSZĘ zrobić. Czy to wizyta u lekarza, czy książka. Na wizytę da radę się wyszykować i zdążyć, nie? A technicznie to pomaga mi chusta. Bez niej bym nie dała rady. Nawet napisać tego komentarza 😉
Jaaaaak jaaa Waaam zazdroooooszczeeeee!!!!! Ogarnięcia i względnego spokoju 🙂 Czekajcie, czekajcie – jeszcze 6 tygodni i unas będzie 9 tydzień 😉
Ty się nie skupiaj na zazdroszczeniu, tylko na Leosiu 😛 I ewentualnie zazdroszczeniu sobie! Każdy tydzień jest super, te początkowe chaotyczne też 😀
U nas też ta ślina tak nagle się pojawiła. I niestety (chyba) kolki. Albo jakiś zły duch. Albo po prostu nauczyła się płakać na całe gardło, a wcześniej nie umiała…
O, ja też zauważam jakąś większą skłonność do płaczu, popłakiwania. I zaczynają się schody, bo płacze stają się różne i nie jest tak prosto, że cyc działa za każdym razem. Zwłaszcza jak zaczyna płakać z cycem w buzi…
No cyc nie działa zawsze, a do tego ja staram się utrzymać min. godzinkę przerwy między karmieniami, aby nie było problemów z brzuszkiem, bo u na chyba jest problem z trawienie laktozy, więc nie zawsze mogę cyca dać. Ja myślę, że to jest po prostu nowa umiejętność reagowania na bodźce, poza tym nasze małe skumały, że jak płaczą, to duzi skaczą dookoła jak ta lala.
O tak! Pamiętam to – ślina tu, ślina tam, ślina wszędzie. Wszystko i wszyscy w otoczeniu małej poślinieni… Oj, trwało to chyba z rok!
P.S. Na szczęście już wyschło.
No tak… teraz sobie nie radzi z połykaniem, a jak zacznie, to przyjdą zęby i nadprodukcja.
Ale dobrze, że w końcu wysycha 😀
Taaa, wysypiamy się… Szczególnie kiedy kładziemy się o 4 lub 6 już po wschodzie Słońca. Albo kiedy odreagowujemy kilka dni szkoleń pod rząd – w tym świetle nawet wstawanie i śniadanie o 13 to chroniczny brak snu i ogólnie prawie jak jet lag bez ruszania się z miejsca 😉
O, to mnie te piąstki też zaskoczyły
oo obślinianie to jeszcze macie przed sobą, czasem bez wiaderka ani rusz 😛
ale piąstki ma fachowe!
rozwoju mowy Natalki jestem szalenie ciekawa, bo pod Maminym okiem! Zosieńce jakoś się nie spieszy… 😉