Kiedy byłam logopedką-wolontariuszką w szkole specjalnej, mijałam co tydzień ten napis na ścianie:
Za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, czułam poruszenie. Jest to cytat z wypowiedzi Janusza Korczaka. Wwierciły mi się te słowa w głowę tak mocno, że stały się mottem mojej pracy z dziećmi. Tu zaczęła się historia logocioci, czyli cioci, która podąża za dzieckiem, uznaje jego potrzeby, nastroje i humory. Cioci, która gra w labirynt, rysuje trolle w jaskini i pozwala zwalczać groźne bakterie za pomocą czerwonki (tj. czerwonej kredki). Cioci, która przy okazji poprawi mowę.
A teraz, gdy jest Natalia, to wszystko układa się w jeszcze piękniejszą całość. Jeszcze mocniej zaczynam rozumieć, czym są słowa Korczaka. Bo chyba nie muszę tłumaczyć, że to nie tak, że pediatra i pedagog we własnej osobie kwestionował istnienie dzieci?
Dla mnie osobiście znaczą one tyle: traktuj dziecko, jak chciałbyś sam być traktowany. Zaakceptuj jego emocje, frustracje, niepewność. Należą się każdemu człowiekowi — dlaczego więc nie dziecku? Dlaczego mam oczekiwać perfekcji od kogoś, kto dopiero uczy się, jak poznawać świat?
Szanuj prawo do decyzji dziecka. Akceptuj jego wybory. Jeśli chcesz być autorytetem, naucz się być liderem.
Bądź sobą — szukaj własnej drogi. Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom poczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków. Ze wszystkich sam jesteś dzieckiem, które musisz poznać, wychować i wykształcić przede wszystkim*.
Mam podobnie 🙂 Tkwi we mnie jakiś taki szacunek do dziecka, że to przecież odrębna, mądra istota. Też nie oblizuję smoczków, bo – pomijając fakt, że to niehigieniczne – jest to hmm ubliżające. Ja bym w każdym razie nie chciała, żeby ktoś lizał moją łyżkę.
No właśnie, odrębna, mądra istota. Tylko jeszcze nie umie o tym powiedzieć.
Janusz Korczak to absolutne pedagogiczne guru 😛
Przez 3 lata studiów w Kolegium Nauczycielskim nie było wykładowcy, który nie próbowałby nas przekonać, że (parafrazując) Korczak wielkim pedagogiem był. Mnie przekonali, Korczak jest dla mnie prawdziwym autorytetem. Nawet o jakiegoś czasu planuję wpis na blogu na jego temat 😉
"Nie ma dzieci, są ludzie" to również i moje motto, choć najczęściej przychodzi mi o głowy w kontekście tematyki klapsa i kar cielesnych – czyli, że LUDZI się nie bije. Ale oczywiście w tym krótkim zdaniu jest o wiele więcej głębi 🙂
W temacie kolczyków u małych dzieci obecnie się waham. Zosia dostała kolczyki na Chrzest, miała wtedy miesiąc, ale zgodnie z Mężem podjęliśmy decyzję, że nie wcześniej nim skończy rok. Tak typowo "na roczek" też nie, bo zima chyba nie jest najlepszym czasem na przekłuwanie uszu (a może to mit? nie wiem…). Oboje uważamy, że Zosia jest wystarczająco ładna sama w sobie i nie trzeba jej upiększać w ten sposób, ani nie potrzebuje kolczyków, "żeby było widać, że to dziewczynka". Ja miałam uszy przebite w wieku 6 lat, bolało i długo to pamiętałam, ale sama chciałam. Z kolei mojej siostrze rodzice przebili, kiedy była całkiem malutka. Ona nigdy nie miała problemów z tymi dziurkami, natomiast mi kilkakrotnie zarastały, krwawiły, ropiały, czasem nie dało się wyjąć kolczyków. Wiem, że to nie zależy od tego w jakim wieku miałyśmy przebite uszy, to indywidualna kwestia. Ale widzę to tak, że przy małym dziecku jest wystarczająco dużo roboty i nie chcę jej sobie dokładać, gdyby uszka z kolczykami wymagały takiej pielęgnacji jak moje. Nie wiem jeszcze jaką decyzję podejmiemy jak Zośka skończy rok. Coraz bardziej się skłaniamy, żeby poczekać aż sama będzie chciała i poprosi o kolczyki. A przypuszczam, że prędzej czy później tak będzie,bo ja noszę kolczyki (a do tego robię kolczyki 😉 ), obie babcie, wszystkie ciocie, jak dojdą o tego jeszcze koleżanki z przedszkola to temat na pewno się pojawi.
Koniecznie zrób wpis, bo chętnie jeszcze bardziej się zagłębię w jego pedagogikę.
A kolczyki – to już Wasza decyzja, czy pozwolicie podjąć tę decyzję Zosi 🙂
Zgadzam się w całej rozciągłości, chociaż czasem ciężko jest zaakceptować marudzenie, którego przyczyn nie rozumiem… Ale masz rację i Korczak ma rację, dziecku należy się szacunek, w każdej sferze życia.
Co do przekłuwania uszu dziecka to też tego nie rozumiem… Jak będzie kiedyś chciała mieć przekłute uszy to przyjdzie do mnie i o tym porozmawiamy, proste…
No. Proste. A jakoby nie dla wszystkich 😉
Marudzenie – wierzę w to – zawsze ma przyczynę. Fakt, że nie zawsze jesteśmy w stanie ją odgadnąć – co często frustruje. Ja wtedy biorę duuuży wdech, patrzę córce w oczy i przypominam sobie, że ona nie robi mi na złość. Ale też muszę jednak przyznać, że nie zdarza się u nas to często, więc nie bywam wykończona marudzeniem.
Zgadzam się i ja.
Pięknie… Pięknie napisane, przemyślane, dziękuję (ja, matka dziecka niepełnosprawnego). Więcej nam trzeba logomatek, logocioć i takiego podejścia do dzieci (również niepełnosprawnych) 🙂
p.s. Ale uszy Jej przedźgałam, jednakowoż z ciut innych pobudek ("Wszyscy mogą to Ty też, nie jesteś gorsza"). Myślę, że z macierzyńskich grzechów ten jest jeszcze do wybaczenia i zostało mi to już odpuszczone 🙂
Ha! Świetna motywacja, uwielbiam ten bunt w Tobie 😛
Dziękuję za miłe słowa 🙂
Hmm, nie miałam nigdy tego typu przemyśleń, ale zawsze dziwne mi się wydawało przebijanie uszu małym dzieciom. Bo w sumie po co? A inna sprawa, że mi się to średnio podoba.
A co do oblizywania łyżeczki – nigdy tego nie zrobiłam. Nie umiem, nie chcę, nie lubię. Znów bez jakiejś ideologii, przynajmniej nie przemyślanej. Jakoś tak mam.
Mam też w pamięci scenę z mojego dzieciństwa, gdy moja mama ścierała mi jakiś brud z twarzy poślinioną przez siebie chusteczką! To był koszmar!!!
Rozumiem, że nie było wtedy chustek nawilżanych, no ale mimo wszystko 😉
Pięknie, robisz to intuicyjnie 🙂
A zapach poślinionego rękawa pamiętam do tej pory. Ghhrrr 😀
Taka sytuacja: jestem z wózkiem w Stokrotce i kluczę między półkami w poszukiwaniu kaszy jaglanej. Zahaczyłam wózkiem o paletę wystającą zza regału, dziecko w wózku Moro do kwadratu. A ja mówię "Przepraszam niunia, mama nie zauważyła tego tu wystającego i się przestraszyłaś, ale nic złego się nie dzieje, szukamy kaszki dla mamy na śniadanie". Wszyscy ludzie dookoła patrzyli na mnie jak na wariatkę:) A to się ma trochę jakby do tego, co tak mądrze napisałaś. pozdrawiam
Zadziwiają mnie – tak szczerze zadziwiają – niektórzy ludzie. Bo czytam, co tu napisałaś (słowa do córki) i myślę "ale o co chodzi, no przecież to normalne", a potem czytam, że ludzie się dziwili. Zadziwiam się.
Oj, mnie kolczyki odrzucają strasznie (sama przekułam sobie uszy po 18. i w sumie równie dobrze mogłabym tego nie robić wcale).
Hafija bardzo fajnie napisała na ten temat:
http://www.hafija.pl/2012/04/oz-dupki-dla-laleczki.html
i tu okiem eksperta: http://www.hafija.pl/2012/04/o-kolczykach-dla-dzieci-okiem-eksperta-wpis-goscinny.html
Tak jak napisałam w dopisku, pomijam kwestie zdrowotne, higieniczne itp. Te bym pokazała rodzicom zastanawiającym się.
Ja poprzekłuwałam ucho w kilku miejscach, od kilku lat nie noszę kolczyków (chyba z lenistwa). Ale dziurki wcale jeszcze nie zarosły.
No ja bardzo rzadko noszę, zresztą teraz z Małą groziłoby to urwaniem ucha (jak już to krótkie). Swoją drogą bałabym się, że moje dziecko samo pociągnie albo zostanie pociągnięte za kolczyk i nie dość, że rozszarpie sobie uszko to jeszcze połknie to paskudztwo. No i jakoś stare malutkie mnie nie przekonują… Są naklejki na uszy, potem klipsy…
Nawet nie zdawałam sobie pojęcia ze ludzie w ogóle zakładają kolczyki takim małym dziecią. To jest straszne.
Mnie najbardziej denerwują rodzice którzy chcą aby ich dzieci były najlepsze – to jest dobra rzecz ale do czasu. A dużo chce miec takie idealne – pod swoje dyktando. Chce aby dziecko śpiewało bo tak, co z tego ze ono nie chce, płacze i sie przed tym broni – mama chce bo to wyglada dobrze i koniec.
Ech, niestety są tacy rodzice. Spełniający swoje niespełnione ambicje. Mnie się odruchowo żuchwa dociska 😉 i bunt wewnętrzny otwiera, ale nie zamierzam ingerować (bo nie życzę sobie, by ktoś ingerował w moje rodzicielstwo).
Super! Dokładnie tak jest i trzeba szanować dzieci, ich rozwój, indywidualność, dawać wędkę i pokazać gdzie jest jezioro…
Ale tutaj mi się wkrada jedna myśl, która może czasami rozpętać burzę 😉 Więc co z religią? (O niej ostatnio głośno w mediach i polityce.) Przekłuwać uszy nie, ale narzucać religię tak? 😉 Nie chcę nikogo atakować, bo to nie mój interes, nie wsadzam nosa do cudzych wierzeń. Ale to pytanie się ciśnie na usta. Jak to jest? 😉
Kolczyki to przykład, wiadomo. Ale muszę Ci powiedzieć, że pisząc ten post, myślałam dokładnie o tym samym (ale zostałam przy kolczykach ;)).
My nie narzucamy w każdym razie. :)))
No właśnie! Idealny przykład, żeby zapytać "dlaczego więc narzucacie dzieciom religię?". Skoro chcemy je szanować, ich wybory, to uszanujmy, chyba jeden z najważniejszych, religijny. Oczywiście piszę to jak praktykująca ateistka;) To nie jest atak i nie chcę rozpętać burzy, to tylko refleksja;)
Że tak powiem: AMEN ;))
Nie chcemy burzy 🙂