Szanowni, dziś nareszcie, po jakichś dwóch miesiącach wybierania się jak sójka za morze, po przerobieniu 14 kg cukinii, 112 pęczków szczypiorku i innych wymówek, po serii odjeżdżających autobusów, po przesypianiu nie tych co należy godzin przez Natalię, umalowawszy się i wyrychtowawszy, utopiwszy papier toaletowy w sedesie i wytarłszy swoje ubranie, chustę oraz facjatę dziecka z mleka, dotarłyśmy na spotkanie wrocławskich chustowych mam.
Spotkałyśmy się w Pięknej Helenie, gdzie było miejsca ciut za mało jak na coraz liczniejsze mitingi, toteż propozycja padła przeniesienia się w plener. Połowa poszła, druga (w tym ja) się ogarniała, co poskutkowało wyjściem z lokalu, przejściem na drugą stronę ulicy i szybkim tył-zwrotem, bo lunęło jak z cebra. Po kawie (mojej pierwszej kofeinowej od porodu) i po wyjściu słońca zza chmur udało się czmychnąć do drugiego lokalu — do Rudej Kity, gdzie podaje się (między innymi) pyszną czekoladę na gorąco o malinowym smaku. I gdzie proszek do wybielania pieluch sprzedają. A na koniec były PolishLody. To drugie lody w ciągu 3 dni, przy których posmakowaniu zrobiłam TAKIE OCZY ze zdumienia, że jakie one pyszne.
W sobotę były Lody Wanda serwowane w ZOO. Dwukrotnie serwowane (no tak ktoś to ZOO poukładał, że wszystkie drogi do nich prowadziły).
Spędziłyśmy więc dziś z Natką prawie 8 godzin poza domem. Poza czasem i poza kontaktem (mój telefon, w przeciwieństwie do mnie, został w piątek w Łodzi). Zobaczyłam natężenie chustowo-nosidłowe. Na co dzień nie widać dziewczyn w mieście i czasem mam wrażenie, że jestem jedyną chustującą mamą we Wrocławiu. Zwłaszcza gdy widzę, jakie zdumienie wywołuję u innych.
- Większość się za nami ogląda. Mali, duzi, młodzi, starzy. Panie i panowie. Czasem z komentarzem za plecami (ojaaaa, patrz chusta, ale słodko itp.). Tomek zapowiedział się, że jak zrobię kurs instruktorski, to będzie za mną chodził i tym ludziom ulotki wręczał (moje „za plecami” to Tomek na linii frontu).
- Część się uśmiecha. Ja ćwiczę uspołecznianie się i nawiązywanie kontaktu wzrokowego. A gdy się ośmielę, to też się uśmiechnę.
- Niektórzy zagadują. Na szczęście na razie spotkałam się z samymi miłymi zagajeniami rozmowy (ach jak miło, o jak jej dobrze, najlepiej u mamy itp.). Jeszcze na tyle się nie uspołeczniłam, żeby mnie to bawiło. Ale akceptuję.
- Pojedynczy macają. No kuźwa. SOBIE sprawdź, czy masz ciepłe stopy. (Jak to kulturalnie przekazać?)
- Ustępują miejsca w komunikacji. Doprawdy, w ciąży nie miałam takich forów. W ciąży obserwowałam często, że jak tylko wsiadałam do tramwaju, to widoki za oknem stawały się arcyciekawe. A teraz miejsca same się przede mną ustępują. A tu będzie wygodnie. A proszę tutaj usiąść. Czy słyszał ktoś od pani 60+ słowo „zechce”? Czy zechce sobie pani tutaj usiąść?
- Przepuszczają w kolejce do kasy. Podobnie jak w komunikacji. Jako ciężarówka byłam przezroczysta, z chustą jestem królowa życia. Nawet jak kasjerka zawoła „kochanieńka chodź tutaj z tym dzieciątkiem”, to nikt się nie buntuje, tylko ależ tak, oczywiście, jak mogłam nie zauważyć.
![]() |
Żubr, nie żubr, palce same się nie wyciamkają /jeszcze przed lodami Wanda/ |
Oj, w wózku też macają…
Ale muszę powiedzieć, że mam porównanie – jedno dziecko wychowywałam w mieście, drugie na wsi. Na wsi mniej macają, i w ogóle rzadziej zwracają uwagę na odkrytą głowę czy stopy.
W mieście na każdym spacerze przynajmniej jedna uwaga była. Na wsi miałam do tej pory jedną.
Najgorsze są "babcie z osiedla" 😉
To mnie macanki wózkowe ominęły. Ale też mieszkam na osiedlu, gdzie 80% społeczeństwa porusza się z wózkami (taka wielka dzieciarnia hehe), to jeden więcej różnicy nie robi. No i osiedlowych babć bardzo mało. Ale miejskie babcie właśnie są najbardziej zagadujące i macające.
zaczynam żałować, że zrezygnowałam z dalszych prób chustowania Lenki 🙂 przy drugim przystąpię do dzieła zdecydowanie wcześniej.
kurde ja też! Raz próbowałam i stwierdziłam, że nie dla mnie, potem Grześko nie bardzo lubił być noszony (ehhh, tęsknie za tymi czasami) Teraz jak patrze na Magdę i na małą to zazdroszczę, bo to jednak wygoda na maxa! Dla mnie wyjście do sklepu to mega przeprawa.
No właśnie. Jestem pełna podziwu dla mam, które z wózkiem czują się jak ryba w wodzie i nie widzą przeszkód (dosłownie). Dla mnie to też przeprawa.
Dziewczyny, poczekajcie jeszcze, aż Wasze dzieci zaczną siedzieć, podrosną i spróbujcie z nosidłami (zaklinam, miękkimi!!! typu mei tai). Może się rozkochają w noszeniu. 🙂
O, o, właśnie 🙂 ja jeszcze liczę na to, że spodoba jej się w nosidełku. Musi spodobać… nie będzie litości 😉 A właśnie, jakie nosidełko doradzasz? Bo ja dostałam w spadku jakieś takie sztywne i sama nie wiem…
Niee, sztywne są złe. Dzieciom zwisają nóżki i mają nienaturalnie ułożone plecy. Nazywa się je (w żargonie chustowym) wisiadłami, bo to tak jakby trzymać kogoś w górze za gumę w majtkach. Brrr.
Nosidło powinno być miękkie i ergonomiczne (tu uwaga, bo czasem producenci wisiadeł piszą, że są ergonomiczne). Tula, Mei Tai, Bondolino – tego typu. Jak coś znajdziesz, to podrzuć – ocenimy razem. Ewentualnie polecam dziewczynę, która szyje nosidła na zamówienie. Tzn. polecają ją dziewczyny, które skorzystały, bo ja jeszcze nie. Można sobie wybrać formę, rozmiar i materiał! http://paniolos.blogspot.com/
(tu wybór tkanin, ale jak się znajdzie jakąś swoją, to z niej też uszyje): http://paniolos.blogspot.com/2010/04/noew-letnie-tkaniny.html
fajna ta strona! ja też dostałam jakiegoś starego klamota ale od razu stwierdziłam, że to się nie nadaje chyba bo sztywne i mnie samej byłoby niewygodnie w tym a co dopiero dziecku.
:))) Z tymi kolejkami i komunikacją miejską dokładnie te same spostrzeżenia miałam:))) Tylko że akurat w ciąży to mi by się ustępowanie bardziej przydało, ale cóż, nie można mieć wszystkiego:)
Ja na szczęście miałam na tyle bezproblemową ciążę, że mogłam sobie ze spokojem i lekkim politowaniem obserwować zawody we wlepianiu wzroku w szybę. 😉
no mi niestety nie było dane i raczej już nie będzie doświadczyć bezproblemowej ciąży, ale zawsze wtedy myślę, że są kobiety, którym w ogóle nie dane jest doświadczyć jakiejkolwiek ciąży, nawet problemowej, więc i tak mogę się cieszyć, że dzieci mam:)
Ja teraz się nastawiałam na chustowanie już od maleńkości, bo wózek ciągle starszy zajmuje, ale raczej się znów nie uda, bo z tego co się orientowałam, fizjoterapeuci i neurolodzy raczej odradzają noszenie wcześniaków z taką małą masą urodzeniową w pierwszych miesiącach… Będę się jeszcze dowiadywać, jak u nas przyjdzie czas na konsultacje… Ale jakbyś miala na tych spotkaniach chustowych kontakt z jakimś doświadczonym doradcą i mogła spytać o noszenie 28-tyg wcześniaka, jak oni na to patrzą, byłabym zobowiązana:)))
Spróbuję się dowiedzieć. A udaje Ci się kangurować Adasia?
Zaawansowany poziom kursu dla doradców ma blok na temat noszenia wcześniaków, więc jakoś się da. Na tę chwilę nic nie wiem dokładniej, ale zacznę węszyć.
Jeśli jest zdrowy, to tak, biorę go na ręce, przytulam:) chociaż kontakt skóra do skóry i takie typowe kangurowanie pod bluzką było raczej, jak Adaś jeszcze w inkubatorze leżał, bo wtedy był golutki, a teraz jest już w łóżeczku. Wczoraj dorwałam na oddziale jakąś gazetkę o wcześniakach i właśnie tam było trochę o chustowaniu wcześniaków, ale tak ogólnie, no i oczywiście że wszystko zależy od zgody pediatry, neurologa i fizjoterapeuty. W necie widziałam, że niektóre mamusie pisały że nosiły wcześniaki, ale takie większe, 34, 35 tydzień, a to jednak różnica w masie i rozwoju zasadnicza… inne pisały, ze niestety pierwsze miesiące musiały się wstrzymać. Gdzieś tam czytałam, że dla wcześniaków lepsza chusta elastyczna, gdzie indziej, że tkana, że musi być specjalne wiązanie itd…
O jesuu… To jest zmora ma i obsesja… "O ecie pecie, jaki słodki bobasek" i smyranie, macanie, i po łapach, po główce, po wszystkim. Tylko głupie babsko nie pomyśli, że te łapki zaraz będą ciamkane. Jestem milimetry zawsze żeby nie odwinąć z karata. Może my za ładne mamy te dzieci czy co? 🙂
Na pewno mamy za ładne dzieci! A ja jestem zdecydowanie za grzeczna :[
Hah, ja się po prostu odsuwam, jak jakaś "zimna łapka" chce zmacać stópki (dwa razy nie zdążyłam, fakt, ale wolę już macanie stóp niż rąk – przynajmniej dopóki stóp do buzi nie wkłada 😉 ). Na ciągłe pytania "nie zimno w stópki/główkę/dupkę?" odpowiadam wzruszeniem ramion (ileż można tłumaczyć przy 25 stopniach i więcej?), a Mąż maca się po swoich i odpowiada: – troszkę, dziękuję :p
I to jest dobry sposób, o! (ten mężowy) Pewnie zanim zakumają, to Wy się oddalacie spokojnie 😉
No prosze, ja bym nie poznala, ze kaszmirowa. By the way sliczne zdjecie xxx
Zdjęcia z żubrami zawsze śliczne 😉 Dzięks 🙂
A napisz mi proszę jakie wiązanie stosujesz?
Zosia do tej pory noszona była w kieszonce ale odmówiła już współpacy i jak tylko próbuję ją w nią włożyć to drze się jak opętana…:|
My cały czas w kieszonce. Próbowałam kangurka, ale Natalia się frustruje, zanim ja go skończę ogarniać. Próbowałam 2x, ale coś mi w nim nie pasuje – chyba na razie fakt, że Natka nie siedzi. A Zosia już siada? Wtedy można wyjmować rączki, żeby sobie nimi majtała. 🙂
Niestety jeszcze nie siada dlatego mam wewnętrzne opory przed wiązaniami innymi niż kieszonka. Za to Zosia bardzo chciałaby już siadać ale jeszcze jej to nie wychodzi, więc się frustruje:)