Musiałam. Po prostu musiałam. To nic, że przeklinałam cukinię od Luczii. Że wiedziałam, że przetwory plus niemowlę to tornado w całym mieszkaniu. Ale pomidory co roku muszą być i basta. A że zeszłoroczne skończyły się w marcu, to trzeba było zrobić więcej. I różnorodniej. Ale głównie więcej.
Zapraszam na krótki przewodnik „Jak zamknąć 40 kg lata w słoiku i żyć w bałaganie”.
Przecier pomidorowy
Banalnie prosty, rzecz jasna. I osobiście uważam, że słowo „przecier” powinno odejść do lamusa — w dobie blenderów. Całe pomidorowe szczęście ląduje na talerzu i czeka na zimowy pomysł i smak na pomidorówkę.
Potrzebujemy
Pomidory (wszystko odmiana LIMA)
Sól
Wykonujemy
Kroję pomidory na połówki lub ćwiartki. Zapełniam wielki gar. Gotuję dłuższą chwilę. Blenduję, solę, odparowuję. Zamykam w słoikach.
Proste i dosyć szybkie. O ile rzeczone niemowlę nie ma fazy „nie będę spać, będę się na rękach nosić”.
Sos włoski
Sama go sobie tak nazwałam i sama sobie go wymyśliłam kilka lat temu. Używałam go zawsze do spaghetti. A teraz jest Tomek, który potrafi zrobić pizzę i lazanię — i zapotrzebowanie gigantycznie wzrosło.
Potrzebujemy
Pomidory
Sól
Czosnek
Zioła (różne, jakie chcemy: bazylię, oregano, prowansalskie)
Wykonujemy
Wszystko jak w przecierze. Po zblendowaniu dodaję drobno pokrojony czosnek i zioła. Ilość według upodobań. U mnie mniej więcej główka czosnku na gar pomidorów.
Kiszone pomidory
Namówił nas pan na targu hurtowym, gdy pakowaliśmy worki do bagażnika. Bo jego szwagra zięć to do wódki je uwielbia. No i w ogóle są niezłe. A robi się jak kiszone ogórki, czyli bez komplikacji.
Potrzebujemy
Pomidory (małe i bardzo twarde, wręcz nie do końca dojrzałe)
Koper
Chrzan (jeśli są — to liście też)
Czosnek
Ziele angielskie
Pieprz
Gorczyca
Sól kamienna
Wykonujemy
Wybrane pomidory układam ciasno w słoiku, przekładam ząbkami czosnku, baldaszkami kopru (dowiedziałam się, że to się tak nazywa), zasypuję ziarnami ziela, pieprzu i gorczycy. Zalewam gorącą solanką (1–1,5 łyżki na 1 litr wody). Odstawiam, czekam kilka dni. Jak odważę się poznać ten smak — otwieram i jem (ja jeszcze czekam).
Suszone pomidory
Moje ukochane. Na pohybel drożyźnie sklepowej. Zachwalać nie trzeba.
Potrzebujemy
Pomidory
Czosnek
Zioła (fajnie, jak są świeże i można wrzucić gałązki, ale można suszone, co ja w tym roku uskuteczniłam)
Olej lub oliwa z oliwek
Wykonujemy
Podczas krojenia pomidorów na przecier lub sos włoski wybieram większe i kroję w ósemki. Część mokrą z pestkami wydobywam i dorzucam do gara z sosem. Wydłubane łódeczki układam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Bardzo bardzo ciasno.
Suszę w piekarniku, z termoobiegiem, w temperaturze 95 stopni C. Zajmuje to jakieś 3–4 godziny. Sprawdzam co jakiś czas i wyjmuję te bardziej wysuszone.
Można też suszyć w suszarce do grzybów, choć mnie się to 2 lata temu nie udało. Wyszły czipsy.
Wysuszone układam w słoiczkach. Nie za luźno i nie za ciasno. Za luźno = szkoda miejsca i oleju. Za ciasno = mogą się źle zapasteryzować. Dokładam 2–3 ząbki czosnku, dosypuję zioła. Zalewam olejem, oliwą lub mieszanką. Pasteryzuję.
Keczup
Przepis dostałam od Marysi, za co bardzo dziękuję. Zrobiłam z 10 kg pomidorów. Smakuje i wygląda inaczej oczywiście niż ten sklepowy, ale jest pyszny. Mam go tyle, że do następnego lata na pewno wystarczy.
Potrzebujemy
Pomidory
Cukier
Ocet winny biały
Cebule
Pieprz
Ziele angielskie
Gorczyca
Kolendra
Liście laurowe
Sól
Wykonujemy
Pomidory obieram ze skórki. Tak, tak. Też przeżyłam bunt wewnętrzny. Jest to okropnie czasochłonne. Poradziłam sobie tak: największą (ale jeszcze nie łazienkową) miskę zapełniłam pomidorami, a je zalałam wrzątkiem. Po kilku minutach obierałam. Potem ułatwiłam sobie proces, nacinając pomidory przed zalaniem.
Czy jest sens? Tak, bo keczup robi się bardziej aksamitny niż przecier. Jak się przyjrzałam im w słoikach (keczupowi i przecierowi), to okazało się, że jednak mimo zblendowania skórki w przecierze widać.
Poświęciłam więc noc na obranie.
Gotuję jak przecier, może nieco dłużej. Od razu dodaję też cebule (5 sztuk na około 10 kg, można spokojnie więcej). Blenduję. Dodaję cukier (3/4 szklanki). Dodaję ocet (3/4 szklanki). Dodaję sól (3 łyżeczki). Rozgniatam w moździerzu kulkowe przyprawy i układam razem z liśćmi laurowymi w kawałku wyparzonej czystej tetry. Ha! Co jak co, ale tetr u nas od groma. Zawiązuję sznurkiem z tejże tetry i taki tobołek wrzucam do gara. Jak już mocno odparuje (dużo mocniej niż przecier i sos), wyjmuję przyprawy i wlewam keczup do słoików.
***
Z pomidorów tyle. Przy okazji (a co się będę) przerobiłam 20 kg ogórków na kiszone. Ale kiepskie były, nie wiem, czy wyjdą zadowalające.
Hitem jednak okazały się jabłka. Moje ukochane antonówki, których na targu hurtowym kupiliśmy kolejne 20 kg. Nie wiem, co ja sobie myślałam. Słoiki trzeba było dokupić, a i tak się już skończyły prawie. Ale najważniejsze jednak okazało się to, że przez tydzień leżały spakowane w plecaku, bo nie miałam pół minuty nawet, żeby się do nich zbliżyć. Po tygodniu, gdy oddzieliłam ziarno od plew, został garnek obranych jabłek. Do suszenia z 20 kg nadawały się 2. Sztuki! Zagrzałam, zblendowałam i zamknęłam w litrowych słoikach. Co ja z nimi zrobię, to nie wiem. Za rzadkie na szarlotkę, za dużo ich na jednorazowe posiedzenie. Cóż.
Zrobione, ulżyło. Jeszcze nie odsprzątałam i nie odgruzowałam po całej operacji mieszkania. Kuchnię musiał ratować Tomek. Po kilku godzinach okazało się, że była pod spodem, uff. Ja się przyznaję: nie ogarniam takich przedsięwzięć logistycznych. Za to zalajkowałam na fejsbuku Chujową Panią Domu.
20 komentarzy
Ja i tak po prostu podziwiam!!! Mi robienie przetworow nawet przez mysl nie przechodzi 🙂
Mi przechodzi przez myśl, chciałabym, chciała… Ale na owoce się nie załapałam w tym roku bo byłam uziemiona, a ogórki zeszłoroczne jeszcze zalegają w piwnicy. Mam nadzieję że na dynię się załapię bo jest pyszna, a już się skończyła:)
Pomidorów nigdy nie robiłam, ale teraz na pomidory też mi Logomatka narobiła ochoty, i kto wie, może, może…
Miłości… i tu masz dobrze, bo mnie takie pomysły przez myśl ciągle przychodzą i muszę je materializować 😉
Żono… nie no nie wierzę, że o to pytam, bo miał być koniec… ale co robisz z dyni?
Marynowana dynia: http://dancia.bloog.pl/id,330435561,title,Przepisy-z-wykorzystaniem-dyni,index.html – coś w ten deseń, tylko ja mam inne proporcje, bo 2 szkl octu winnego. Jest pyszna, moja siostra nawet razem z zalewą wypiła bo myślała że to kompot i się zachwycała jaki dobry:)))
Ale marzą mi się jakieś konfitury jeszcze:)
Zupa z dyni też jest pyszna ale to akurat nie do słoików:)
łooooooooooo! nawet nie wiem co Ci napisać kobieto taka jestem pełna podziwu. Już z tą cukinią było ŁAŁ ale teraz…. Ja sie ograniczałam do przecieru pomidorowego i myślałam jaka to super perfekcyjna pani domu jestem, haha. Pomysł na sos włoski/sos logomamki chyba wypróbuję. U mnie niestety problem z miejscem do przechowywania 🙁
U mnie też nie ma miejsca. W szafkach w kuchni moglibyśmy mieć dużo fajnych i różnorodnych rzeczy, a mamy głównie słoiki. Ale Tomek mi obiecał nową szafkę za drzwiami. Po sufit!
Dżizas! Chylę czoła. A jabłka? Do naleśników albo do kaszy jaglanej lub owsianki na śniadanie. Albo do babrania dla Natki, gdy przyjdzie czas:)
Tak, do jaglanki był taki zamysł. Tylko jak otworzę ten słoik, to przez 2 tygodnie nie będzie innego śniadania hehe.
No i dla Natki super, fakt, bo bez cukru.
antonówki powiadasz… może coś da się zrobić? plus w bonusie czerwone buraczki. Za jakiś tydzień zobaczę, co zostało w świętokrzyskim ogródku (Luczija)
Już się boję 😀
wiem, że Twoje zmaganie się z cukinią było heroiczne, ale bardzo rozśmieszyło Mamę i Brata, kiedy na wsi czytałam im Twoją notkę (L.)
Pomidory, gdzie pomidory?! Do boju zatem, a na fb też se polubiłam co trzeba :)))
😀 do boju! Matki ">1 + przetwory" to już jednak hardkor
Magda, błagam – wprowadź się do mnie! Ja też tak chcę! 🙂
Oczywiście. Chętnie przetrzebiłabym Ci ogródek 😛
Hmmm, ja w tym roku zrobiłam tylko dżemy (plus kilka kompotów) z 7 kg truskawek i 2 kg śliwek. A sporej części słoików już nie ma. 🙁 Zazdroszczę pomidorów, które uwielbiam! 🙂
Pięknie! Ja mam jeszcze Twoje truskawki z czerwca nietknięte hehe. Czekają na ZIMĘ. U mnie wszystko czeka na zimę. A gdyby nie Tomek, to czekałoby ze trzy zimy hehe. Jak kiedyś uda mi się dojechać do Milicza (@#$%^ pkp grrr), to na pewno coś Ci przywiozę – wybieraj!
:O
Ja zblanszowalam do mrozenia jeden kalafior i sie ciesze, glupia, ze mam zapasy ;D
WOW! Ale produkcja~! hahahaha 😀 Wiesz, że mnie też ochota łapie na zrobienie słoików! I mam taki przepis na pyszne ogórki- podobno chińskie- w sensie z nazwy chińskie ;p Ale palce lizać! I chodzą za mną i chodzą.