Jak murem stoję za polskimi nazwami, tak uznaję wyższość brzmieniową co-sleepingu nad współspaniem. Ale to nie o tym.
Rozmawiałam przez telefon ze znajomą. Panią psycholog i mamą 2-latki. Jakoś tak wypadło, że w końcu powiedziałam, że w sumie łóżeczka nie używamy.
— Dlaczego?
— Bo Natalia śpi z nami.
— Żartujesz?! No ja mam takie mamy w przedszkolu, że błagają mnie, żebym coś zaradziła, bo nie wiedzą, jak wygonić dzieci z łóżka.
Jak to więc jest?
Po pierwsze, nie żartuję. Ale kiedyś, dawno temu, kiedy o dziecku myślałam jak o mglistej przyszłości, na pewno też bym zapytała taką matkę, czy ona żartuje.
Po drugie, to nie jest przypadek, że śpimy razem, a świadoma decyzja Tomka i moja. Nie ocknę się za 3 lata zdziwiona, że mamy w łóżku ponadstandardowego lokatora. Nie znaczy to, że go tam nie będzie. Może tak, może nie. My nie będziemy po prostu tym zdziwieni.
Współspanie jest jednym z filarów rodzicielstwa bliskości. Filarów jest siedem i nikt nikomu nie każe ze wszystkich korzystać, co jest w tym najlepsze.
Spanie z dzieckiem jest cudowne
Mam ją zawsze blisko, mogę się rozczulić, kiedy mam ochotę.
Ułatwiam sobie życie, bo nie muszę wstawać, żeby ją nakarmić i potem odłożyć. Początków macierzyństwa na pewno nie będę kojarzyć z notorycznym niewyspaniem.
Natalia jest spokojniejsza, domniemam, że czuje się bezpiecznie, gdy wyciągnie rączkę, a ja tam będę.
Natalia niemalże nie płacze w nocy. Wystarczy, że stęknie albo sama odwróci w kierunku moich piersi, a ja już jestem gotowa, żeby dać jej mleko. Nie zdąży się zmartwić.
Czy współspanie jest niebezpieczne?
Nie, pod warunkiem zachowania pewnych standardów. Spać z dziećmi nie powinni rodzice palący papierosy. Nieprawidłowy oddech i często bezdechy wpływają na zły sen, co podwyższa ryzyko przyduszenia. To samo w przypadku alkoholu. Rodzic po alkoholu nie może spać z dzieckiem absolutnie.
Poza tym spanie z dzieckiem jest bezpieczne. Zaręczam, że rodzice bez kłopotów ze snem są wrażliwi na obecność maleństwa i jakimś cudem potrafią bez otwierania oczu zlokalizować wszystkich we wspólnej przestrzeni.
Wady spania z dzieckiem
Jest jedna. Jeśli do tej pory rodzice standardowo (stereotypowo?) dzielili łóżko na część JEJ (75–90%) i JEGO (10–25%), to teraz będą musieli dokonać takiego samego podziału, ale na 40% pierwotnej powierzchni łóżka, jakiekolwiek duże by nie było. Wyższa matematyka. Jakimś trafem najmniejszy ludź zajmuje najwięcej miejsca.
Jak było u nas?
Nie spaliśmy od początku z Natką. Chociaż Tomek przewidywał współspanie jeszcze w ciąży, ja musiałam do niego dorosnąć. Musiałam się oswoić i przestać bać, że zrobię jej krzywdę.
Na początku więc odkładałam do łóżeczka i brałam na karmienia. Na szczęście Natka-noworodek problemów nie robiła i od razu zasypiała.
Później po pierwszej części nocnego snu (tej najdłuższej) zabierałam ją do łóżka i już z nami zostawała. Do czasu tej pierwszej pobudki my jeszcze urzędowaliśmy, nadrabiając zaległości dzienne.
I wreszcie ostatecznie zaczęłam karmić Natalię od razu na leżąco na naszym łóżku i ją zostawiać (nadrabianie zaległości) lub zasypiać razem (często padnięta, w ubraniu, niechcący).
Spytałam Tomka, skąd u niego taka chęć spania z dzieckiem, bo przecież u facetów to jednak rzadkość. Mówi, że po prostu wyobraża sobie, czego potrzebuje takie maleństwo i jakby nie rachować, szacować i obliczać, wychodzi mu, że — rodziców.
Tomek czyta książki o rodzicielstwie bliskości, które zamawiam. Ale wcale ich nie potrzebuje.
A Wy śpicie z Waszymi dziećmi?
Zdjęcie pochodzi stąd: http://www.nomusk.pl/pokaz,26916,Moja_strona_vs_jej_strona_lozka.html
Kiedy Mill była maluuuutka ja bardzo chciałam z nią spać (w szpitalu, ku oburzeniu innych dziewczyn z sali, z nią spałam, ale primo to było bardzo naturalne, a secundo nie mogłam się do niej podnieść kiedy płakała bo jej szpitalne łóżeczko było bardzo dziwnej wysokości więc tak było najwygodniej) ale Towarzysz Mąż, w przeciwieństwie do Tomka, nie bardzo chciał na to pójść, bo się bał że ją zmiażdży. Łóżeczko Mill jest jakieś 5 centymetrów od naszego łóżka, także jesteśmy blisko i Mill jak się uprze to i za rękę mnie złapie przez sen, ale jednak jest osobno a my mamy przestrzeń własnego łóżka dla siebie, co też jest naprawdę fajne. Taki nasz złoty środek. Ale rozumiem i współspaczy i niewspółspaczy, bo każdy układ ma swoje plusy. I to święta racja z najmniejszym człowiekiem zajmującym najwięcej miejsca 😀
Ja w szpitalu jedną noc przespałam z Natką, ale to był jeszcze czas, że się bałam. Także rozumiem niewspółspaczy-bojaczy. Ale teraz nie wyobrażam sobie nocy bez niej. 🙂
Biorę Hanię do łóżka ok. 4 rano, ale od 20 do tej 4 przesypia sama w swoim łóżeczku. Wydaje mi się, że jej lepiej spać osobno, naprawdę! Łóżeczko stoi koło naszego łóżka, słyszę każdy szmer, jeszcze się nie zdarzyło, żebym się nie obudziła, gdy Mała stękała. Może byłoby inaczej gdybym karmiła piersią, a tak jest jak jest i wszyscy wydają się szczęśliwi;)
No, no, ja też właśnie tak robiłam, a potem poszłam na całość, hehe. Wiem, że nie ma bata, żeby matka nie usłyszała budzenia się dziecka, ja słyszałam nawet, jak w drugim pokoju kimałam nad pracą. Ale spanie obok przyspiesza po prostu reakcję.
My śpimy z Zosią i nie wyobrażamy sobie inaczej 😉 Na pocztku, chyba jeszcze przed ciążą ja byłam sceptyczna, za to Mąż twierdził, że dziecko na pewno "przynajmniej na początku" będzie spało z nami. Potem ja trochę poczytałam o RB, ale do tego rozwiązania najbardziej mnie przekonała własna matczyna intuicja. No bo ja to tak, przez 9 miesięcy mam ją po sercem, tak blisko, a potem nagle mam ją odłożyć do łóżeczka? Zresztą przez pierwszy miesiąc Zosia była dzieckiem praktycznie w ogóle nie odkładanym, bo każda próba kończyła się krzykiem. Łóżeczko chyba kupiliśmy tylko "dla zasady".
Mam na swoim koncie tylko jedną nieprzespaną noc – pierwszą po porodzie. Bałam się w szpitalu wziąć dziecko do swojego łóżka, bo bałam się, że spadnie i że pielęgniarki mnie za to "zjedzą". Pierwszą noc spędziłam siedząc na łóżku z Zosią przy piersi, bo ciągle się tego domagała. Ze względu na szwy siedziało mi się bardzo ciężko i przez to też dużo mocniej krwawiłam. A odłożona Zosia płakała. Koszmar :/ Rano pożaliłam się pielęgniarce, która przyszła na dzienną zmianę. Szkoda, że nie było jej w nocy. Zdziwiłam się, bo to była starsza kobieta, a ona powiedziała mi: "Dziecko chce po prostu być blisko mamy, niech ją pani weźmie do swojego łóżka i śpi z nią przy piersi". Jeszcze pomogła mi podpiąć kołdrę pod spód łóżka, tak żeby w razie czego Zosia nie spadła. I nagle moje dziecko, które poprzednią noc przepłakało całą, spało jak aniołek 🙂 A ja z nią. Miałam porównanie i chyba nic by mnie bardziej nie przekonało do współspania. Następnego dnia byłam tak wyspana, że wszystkim mówiłam, że jest super, bo spałyśmy razem z Zosią. I jeszcze tego samego dnia pokłóciłam się o to z moją mamą, aż się popłakałam i wyprosiłam ją z sali 😉 Bo mówiłam mi "tylko broń Boże z nią nie spijcie, nie przyzwyczajajcie", a my mówiliśmy, że właśnie zamierzamy, na co ona z kolei, że "nie można" i że "jeszcze zobaczę", więc oznajmiłam jej, że to ni jej sprawa i kazałam się dokształcić 😛 Teraz mnie to bawi, ale to była dla mnie trudna sytuacja. Później jeszcze raz czy dwa zdarzyło nam się słyszeć krytykę, ale jesteśmy już na nią odporni 🙂 Czasem Zosia śpi "na rozjechaną żabę" zajmując tyle łóżka, że ledwo starcza dla nas miejsca, ale i tak się wysypiamy 🙂
Te starsze położne to jakieś takie serdeczniejsze mi się wydają. Mnie przy karmieniu też pomogła ta bardziej doświadczona. Na problemy z mamami/teściowymi/ciociami i wszelkimi innymi dawaczami rad – polecam (nawet zmyślone) argumenty lekarskie. 😉
U nas przy Antku to wyszło tak samo naturalnie jak u Was… w pewnym momencie odkładanie do łóżeczka przekroczyło moje możliwości, on też płakał jak tylko go chciałam odłożyć, więc zaczął spać z nami… ale z czasem zaczął się coraz bardziej rozpychać, mi było strasznie niewygodnie i jak kiedyś to super się sprawdzało to zaczynało mnie męczyć… Więc jak tylko zauważyłam, że nadszedł odpowiedni czas, wrócił do siebie. Bezboleśnie;) Teraz już śpi u siebie choć czasem zdarza mu się jeszcze do nas przydreptać.
Z młodszym jest inaczej. Ja bym go nawet bardzo chętnie do łóżka wzięła, ale najpierw baliśmy się o jego oddychanie, bo w szpitalu łapał bezdechy a czujnik oddechu to on ma w swoim łóżeczku, nie naszym 8) A teraz kiedy widzę że dobrze sobie z oddychaniem radzi, to boję się, że zaspany Antoś przypadkiem go zgniecie, jak przywędruje do nas:| Bo jak przy Antku budził mnie najmniejszy szmer, to teraz śpię jak zabita i parę razy mąż mnie wybudzał, żebym Adama nakarmiła (a mojego męża zbudzić to nie taka latwa sprawa) nie mówiąc już o tym, że budziłam się z Antkiem leżącym na mojej głowie i dziwiłam się, skąd on się tu wziął:)
Jakby co to są czujniki oddechu, które przyczepia się do pidżamki dziecka. Wiem, że nie tylko o to u Was chodzi, ale w razie czego podpowiadam 🙂
My też z bezdechami mieliśmy epizody (w wieku 6 miesięcy kilkanaście po szczepieniu Infanrixem) i uważam Angelcare za prawdziwego Anioła Stróża 🙂
O, nawet nie wiedziałam! Dziękuję, zorientuję się:) Póki co do wspólnego spania nie wrócimy, bo nawet jeśli mi by było wygodniej z nocnymi karmieniami a Antek by w ogóle przestał do nas przychodzić, to widzę, że póki co Adaś nie ma takiej potrzeby… a ja starałam się przy starszym po prostu odpowiedzieć na jego potrzebę. Ale może też dlatego nie miałam problemów z przeniesieniem starszego do siebie, bo potrafiłam wyczuć moment, w którym już nie potrzebował spać z nami.
U nas młodszy jest wcześniakiem i miał wspomagane oddychanie, stąd konieczność monitorowania oddechu 😐 Ale nie pocieszyłaś mnie, że takie rzeczy nawet u półrocznych dzieci się zdarzają :((
Ze spokojem, raczej w późniejszym wieku bardzo rzadko. U nas to było powikłanie po szczepieniu (również bardzo rzadkie), nie jakaś normalna przypadłość. Mało prawdopodobne, by się Wam trafiło.
Pozdrawiam!
Kiedyś już czytałam tę Waszą historię i cały czas mam ją w pamięci. Że się wszystko da zrobić naturalnie i w swoim czasie. Tylko wg mnie trzeba uważnie obserwować, co się dzieje.
Ja nie śpię z dziećmi.
Łóżeczko stoi u nas w pokoju. Myślę, że postoi z jakieś 2 lata. Córka przeniosła się do siebie w wieku 3 lat.
Nie boję się spania z dziećmi, ja na pewno nie zagniotłabym malucha (choć co do męża to już nie mam pewności…), śpię bardzo czujnie i jak czasem miałam dzieciaka w łóżku, to niemal w ogóle nie spałam. Nie dlatego, że się boję, ale dlatego, że każde mlaśnięcie, przeciągnięcie itd. mnie budzi.
Żeby było ciekawiej moje dzieci też gorzej śpią ze mną w łóżku, bo próbowałam z ciekawości 🙂
Co do tego – jak piszesz, że Natalka jest spokojna i mało płacze, myślę, że to bardziej kwestia temperamentu niż spania z dzieckiem. Znam rodziny śpiące z dziećmi, których dzieci były spokojne, a znam też takie, które WYŁY w łożu małżeńskim. Moim zdaniem nie ma reguły. Moja starsza jest dość histeryczna, bardzo skrajna – cieszy się na całego, ale i płacze na całego. Franek jest siłą spokoju i radości, uśmiech nie schodzi mu z twarzy. A nie śpi ze mną, nie jest dużo noszony.
Może to bardziej kwestia czasu i uwagi, którą poświęca się dzieciom? Niezależnie czy przez wspólne spanie, czytanie czy rozmowę? Nie wiem.
Bardziej skłaniam się jednak do różnic temperamentu…
Na pewno wierzę w to, że dziecka nie można porzucać, by płakało. Wierzę, że zawsze trzeba je pocieszyć. Choć, prawdę mówiąc, mam koleżankę, która zdecydowała się z 8 mż. dziecka na "wypłakiwanie" przed snem, i choć kompletnie to nie dla mnie, muszę przyznać, że dziecko ma obecnie bardzo pogodne. Może chodzi o to, że po prostu wreszcie wyspane? Nie wiem. Czas pokaże.
A co do spania w łóżku z dzieckiem, jestem zdania, że każdy robi, jak chce. Byle miał (tak jak Ty masz) świadomość, że to może (nie musi) być na długo. I że wtedy też mu to powinno pasować.
Że może (nie musi) być problem z odseparowaniem dziecka od rodziców (a psychologia mówi, że separacja jest potrzebna – jej pierwszy etap to moment, gdy dziecko zaczyna sztywno trzymać głowę) i co wtedy? Jak długo?
Absolutnie nie chcę nikogo do niczego przekonywać, ale myślę, że warto po prostu to przemyśleć "w przód" (tak jak Ty przemyślałaś).
Moi sąsiedzi (strasznie fajni zresztą i niejedno wino razem wypiliśmy 🙂 ) mają dwoje dzieci – 8 i 7 lat. Nadal śpią z nimi w łóżku. Nie ma absolutnie mowy, by spędziły choć jedną noc poza domem bez mamy lub taty (nawet z babcią czy dziadkiem, których widują prawie codziennie). Obecnie walczą (rodzice) o to, by coś zrobić. Ale na razie bez efektu.
Pewnie, ze tak nie musi być.
Ale warto się zastanowić, co jeśli się stanie.
Osobiście bym nie dała rady tak jak moja sąsiadka, która ANI JEDNEJ nocy od 8 lat nie spędziła bez dzieci.
Tradycyjne pozdro dla Natalki! 🙂
O jeszcze dam "cytata" z tej "czarownic" Tracy Hogg 😉
(wcześniej pisze o dwóch skrajnych teoriach czyli bliskości Searsa oraz Ferberze, który każe wypłakiwać w łóżeczku dziecko)
Jeżeli skutecznie funkcjonuje ona (idea rodzicielstwa bliskości) w twoim domu, służąc dobrze dziecku i pozwalając rodzicom utrzymać ich styl życia, to należy bezwzględnie się jej trzymać. Problem w tym, że ludzie, którzy zwracają się do mnie o pomoc, często mają już za sobą próby stosowania zarówno jednej, jak i drugiej metody. W typowym przypadku jednemu z rodziców podoba się idea łóżka rodzinnego i osoba ta stara się „sprzedać” koncepcję Searsa partnerowi. Jest to w końcu bardzo romantyczna wizja, pod wieloma względami cofająca nas do czasów większej prostoty. Wiąże się z tym również perspektywa ułatwienia nocnych karmień. Rozentuzjazmowani młodzi rodzice decydują się zatem nie kupować dziecku łóżeczka. Ich entuzjazm wyczerpuje się jednak po kilku miesiącach. Nieustająca czujność, by dziecka nie przygnieść, połączona z nadwrażliwością na wszelkie dobiegające od niego odgłosy odbiera im zdolność do normalnego, zdrowego snu.
Niemowlę może się budzić co dwie godziny, oczekując, że ktoś zwróci na nie uwagę. W niektórych przypadkach wystarczy poklepanie lub przytulenie i dziecko ponownie zasypia. Są jednak i takie niemowlęta, którym po obudzeniu wydaje się, że nastał czas zabawy. Dochodzi do tego, że rodzice muszą czuwać z dzieckiem na zmianę – jedna noc w łóżku, następna w pokoju gościnnym – by wreszcie normalnie się wyspać. Jeżeli jednak na początku oboje nie byli w równym stopniu przekonani, to teraz osoba sceptycznie nastawiona zaczyna okazywać niezadowolenie. Rozczarowanie koncepcją łóżka rodzinnego prowadzi zwykle do drugiej skrajności, w takiej sytuacji bowiem propozycja doktora Ferbera wydaje się rodzicom kusząca.
Tak więc tata z mamą kupują swemu dziecku łóżeczko, uznając, że czas najwyższy, by spało oddzielnie. Pomyślmy, co taka drastyczna zmiana oznacza dla dziecka. „Mamusia i tatuś byli ze mną w łóżku przez wiele miesięcy, przytulali mnie, gruchali do mnie i robili wszystko, co mnie uszczęśliwiało, a teraz trach! Z dnia na dzień zostałem wygnany, umieszczony w pokoju na drugim końcu mieszkania, w którym jest tak dziwnie, że czuję się tam zagubiony i opuszczony. Nie myślę, że jest to »więzienie« i nie boję się ciemności, ponieważ w moim niemowlęcym umyśle nie ma takich pojęć, myślę sobie jednak: »Gdzie oni wszyscy odeszli? Gdzie są te ciepłe ciała, które leżały koło mnie?«. Płaczę więc, bo tylko tak mogę pytać: »Gdzie jesteście?«. Płaczę i płaczę, i płaczę, i nikt nie przychodzi. W końcu przychodzą. Poklepują mnie, mówią, że jestem dobrym dzieckiem i z powrotem idą spać. Ale przecież nikt mnie nie nauczył, jak mam zasypiać sam. Jestem tylko niemowlakiem!”.
I właśnie sobie przypomniałam (ja Juti, nie Tracy Hogg 😉 ), że mój kumpel też śpi osobno, a żona z ich dwuletnim synem.
Jednak to naprawdę musi pasować całej rodzinie, dobrze, ze Tomek jest na tak.
A z ciekawości – co się robi z 2 czy 3 dzieckiem wg Searsa? Tez do łóżka?
Napiszesz o wszystkich filarach bliskości?
Ojej, ale obszerny cytat, dziękuję 🙂 Do mnie oczywiście nie przemawia ;))) Wierzę, że tak jak Żona bacznie obserwując i Natkę, i nas, i całą sytuację dokoła, znajdę moment na separację. Koncepcji psychologicznych jest od groma. O tym, że separacja należy się z okazji trzymania główki jeszcze nie słyszałam. Do mnie przemawiają teorie etologiczne, ewolucyjne i inne zawierające prehistoryczne opowieści. I lubię zasadę: "nie walczę, nie idę pod prąd", tylko ułatwiam nam życie i odczytuję potrzeby (wszystkich).
Wg Searsa z rodzicami śpi to najmłodsze dziecko, reszta ustępuje mu miejsca. To już zależy od różnicy wieku itd., ale zasada jest taka, że starszych dzieci być nie powinno w łóżku z niemowlęciem (względy bezpieczeństwa).
Post o reszcie filarów i naszym ich zastosowaniu jest… jak większość postów: w głowie i w kolejce. 😉 Ale tak, napiszę.
No to będę czekać 🙂 Lubię czytać o tym jak to jest u innych, dla mnie to bardzo ciekawe.
Separacja nie należy się z okazji trzymania główki 🙂 Ale jest to jej początek. A zasada jest w sumie podobna, jak ta co piszesz (przynajmniej u mnie), że nie ma co walczyć, ale pozwolić. Również pozwolić się oderwać. Oczywiście powoli 🙂
Ale powiem Ci, że do mnie akurat nie przemawia to, że dziecko musi ustąpić miejsca najmłodszemu, Mam dwoje dzieci i wiem, jak jest trudno nawet z dużą różnicą wieku, gdy można wiele wytłumaczyć. I gdy nie ma owego ustępowania miejsca. Domyślam się, że Sears nie każe tego robić nagle, ale stopniowo i humanitarnie 😉 niemniej myślę, że różnie z tym bywa.
Chętnie bym poczytała o tym.
A może są jakieś mamy, które przerobiły to w praktyce?
Da się bez bólu?
O tak, chętnie poczytam historie mam i tat 😉 jak to u nich było.
Tak, oczywiście Sears robi to humanitarnie. Materacyki obok łóżka rodziców, stopniowe ich odsuwanie itd. Mają ośmioro dzieci, radzić sobie trzeba było hehe.
Temat rodzeństwa jeszcze czeka głębokiego przemyślenia. Jak to zrobić, żeby było dobrze. Ha. Ale czytałam niedawno świetną metaforę. Że masz męża. Jednego jedynego ukochanego. I on ma żonę, Ciebie. Jedną, jedyną ukochaną. Aż tu nagle przyprowadza któregoś dnia nową babę, przedstawia Ci ją i mówi, że ją kocha równie mocno jak Ciebie. Ale spoko, bo Ciebie przecież też. A teraz Ty się musisz nim podzielić. No i dobrze by było, gdybyś ją też pokochała. Huh.
Tak, znam tę metaforę. Ona pomagała mi zrozumieć wściekle zazdrosną Łucję, gdy pojawił się Franek, na którego BARDZO czekała i brała "czynny" udział w ciąży. I było bardzo ciężko, gdy on się urodził – mimo że można było jej wiele wytłumaczyć, bo miała 6 lat i była "rozumna", mimo że poświęcaliśmy jej więcej uwagi niż Frankowi (naprawdę), mimo że wstawałam godzinę wcześniej i jadłam z nią śniadanie, jeździłam z nią tylko (bez Franka) na lody, a tata potrafił się bawić cały dzień. I mimo tego, że nie była z okazji narodzin kolejnego dziecka w jakikolwiek sposób odsunięta – nie wiem jak to wyjaśnić… tzn. wiadomo, że pojawienie się nowego dziecka jest ogromną zmianą, ale nie wiązało się to u nas z żadną ze zmian dodatkowych – zmianą miejsca spania czy pory spania, zmianą osoby kładącej dziecko do snu czy odesłaniem dziecka do szkolnej świetlicy. A mimo to – było naprawdę wesoło…
I dlatego moja wątpliwość związana z odesłaniem starszego dziecka z łóżka po narodzinach kolejnego – wiadomo – humanitarnie i stopniowo – ale myślę, że to naprawdę – nawet przeprowadzone w piękny sposób – musi być dla starszego dziecka tragedią. Znowu powiem – może, nie musi. Ale wyobrażam sobie np. takiego półtoraroczniaka, który całe swoje życie spał z rodzicami a teraz (stopniowo, ale jednak nie jest to owa świadoma decyzja starszego dziecka o separacji) musi odejść. Bo jest ktoś nowy, kto zabrał mu miejsce. Dosłownie. I jest ważniejszy, bo jest młodszy.
Dla mnie (osobiście oczywiście) bardziej przemawia jednak powolne wdrażanie do samodzielności od początku. Także związane ze spaniem.
Ale gdybym spała z dzieckiem w łóżku, to bym chyba zaczęła odseparowywać dziecko od wspólnego spania już w ciąży – tak sobie myślę. Bo stopniowo ni stopniowo – jednak maluch głupi nie jest – wie, że chodzi o nowego stwora, który się pojawił.
A swoją drogą, spotkałam się kiedyś z opinią, że rodzicielstwo bliskości jest w dużej mierze dla jedynaków. Jasne, Sears miał ósemkę (swoją drogą, szacun! 🙂 ), ale prawda jest taka, że przy jednym to się jakoś łatwiej pobawić (nie używam tego słowa jako obraźliwego bynajmniej) w chusty. Jak ma się następne (i np. nie ma się męża w domu ani babci w okolicy), to najzwyczajniej w świecie nie ma czasu, bo kiedyś trzeba jeść, karmić dziecko starsze, odprowadzać do szkoły, myć siebie i innych itd.
A co w sytuacji bliźniąt?
Tak sobie gdybam, absolutnie nie oceniam (bo tego naprawdę w swoim życiu unikam), ale prawdę mówiąc jestem bardzo ciekawa PRAKTYKI, nie teorii. I z tym większą ciekawością czekam na jakieś podwójne czy potrójne mamy, które od pierwszego do ostatniego dziecka pozostają w szkole (nie wiem jak to nazwać? idei? trendzie? trendzie jakoś tak nieładnie) rodzicielstwa bliskości.
Dajcie znać 🙂
Się błąd wkradł – nie chodziło mi oczywiście o "bawienie się" w chusty – bo myślę, że akurat chusta przy małej różnicy wieku miedzy dziećmi może być bardzo pomocna – ale ogólnie. Że się tego nie ogarnia. Ideowo, czasowo. Bo jednak tę bliskość się ma, ale mimo wszystko mniej dla każdego, bo trzeba ją podzielić.
A jeszcze kiedyś trzeba jeść czy spać.
Juti, mogłabym Cię prosić o podanie źródła to tego co napisałaś, że zdaniem psychologów dziecko potrzebuje seperacji? Chciałabym o tym poczytać, bo nawet jeśli się z jakąś teorią nie zgadzam to chciałabym ją poznać, żeby móc się ustosunkować 🙂
Zgadzam się z tym co napisałaś, odnośnie "eksmisji" starszaka z łóżka przy pojawieniu się rodzeństwa. Ja mam na razie 1 dziecko, ale chciałabym, żeby było tak, że kiedy pojawi się następne Zosia nie będzie już spała z nami, żeby nie kojarzyła swojej "przeprowadzki" z pojawieniem się rodzeństwa, bo wiadomo do czego mogłoby to prowadzić. Mam nadzieję, że w praktyce mi to wyjdzie.
Natomiast co o chust, myślę, że kiedy Zosia będzie miała kilka lat (jeszcze nie wiem ile :P), a ja będę miała jeszcze noworodka to zdecydowanie wygodniej mi będzie wsadzić go o chusty, żeby za nią nadążyć na spacerach, niż pchać wózek.
Wiem, że "mówi się", że rodzicielstwo bliskości jest dla rodziców jedynaków, ale uważam, że tak naprawę ono jest dla wszystkich. Te 7 filarów nie jest jak dekalog, że wszystko albo nic. To tylko pomocne narzędzia, z których możesz korzystać tak, jak Ci wygodnie. To nie jest tak, że albo karmisz piersią, śpisz z dzieckiem i chustujesz, albo nie jesteś rodzicem bliskościowym. Dla mnie RB to chyba bardziej stan ducha (czy tam serca, umysłu) niż jakieś konkretne zasady. Jeśli jeszcze nie czytałaś Sears'ów o sięgnij koniecznie, piszą również o RB w syt. szczególnych.
Oj, to rzeczywiście wesoło. I jednak okazuje się, że różnica wieku nie jest ważna. Bo słyszałam, że im starszy starszak, tym łatwiej. Ale okazuje się, że nie zawsze.
Ja, czytając różne fora i inne skupiska rodziców rb, odnoszę wrażenie, że rodzicielstwo bliskości sprzyja jednak wielodzietności. Wydaje mi się nawet, że wśród nich panuje najwyższy odsetek rodzin z trójką, a jeszcze bardziej z czwórką dzieci. 🙂 I to nie jest tak, że pojawia się dziecko, to wszystko rzucamy i całe dnie się tulimy. Ale o tym w takim razie też muszę napisać. 🙂
Też jestem ciekawa doświadczeń wszystkich mam z więcej niż jednym dzieckiem. Ze wszystkich "opcji" 😉 Dajcie znać! 🙂
Podpytam o źródło, gdy spotkam się z moją przyjaciółką (psychologiem, terapeutką i mamą). W sensie dokładnie któż tak mówi. Na razie mogę napisać, że koleżanka pracuje w nurcie psychologii humanistycznej (to jest szkoła "krakowska").
Aha, jeszcze mi się przypomniało… Może to kwestia temperamentu (na pewno), ale wydaje mi się, że nie tylko. Mam relacje od znajomych, które wysypiają się, gdy dziecko jest obok, a latają co chwilę do łóżeczka (bo smok, bo głodne, bo przebudzone, bo płacze, bo… bo… bo…), gdy śpią osobno.
Magda – no to by właśnie potwierdzało, że to kwestia temperamentu. Też mam znajomych, którym spanie z dzieckiem służy. I gut 🙂
Angelika – niezbyt dokładnie podałam nurt (szkołę?) psychologiczny (choć ona jest zdaje się z gatunku tych humanistycznych) – przypomniała mi się druga koleżanka, która także działa w tym nurcie (tamta wspomniana jest obecnie w pracy) i podpytałam dokładniej – chodzi o Krakowską Szkołę Psychoterapii Psychodynamicznej (ona jest w dużej mierze oparta o psychoanalizę, ale z tego, co mi dziewczyny opowiadały, to nie "stary dobry" Freud, ale nowsza koncepcja).
Poprosiłam koleżankę o podanie mi jakiegoś tytułu czy nazwiska, ale ona akurat bardziej siedziała w zajęciach czy wykładach.
W każdym razie powiedziała mi z grubsza, jak ta koncepcja dotycząca separacji dziecka wygląda wg tej szkoły.
Nie wiem, czy napiszę jakoś bardzo precyzyjnie, choć robiłam sobie notatki podczas telefonu 😉
Zatem:
Stosowana jest tu metafora "dobrej" i "złej" piersi (mój dopisek: pewnie wzięło się to z tego, że zwykle karmiące koleżanki mi opowiadają, że jedna pierś jest lepsza 😉 ). Separacja jest potrzebna dziecku, po to by zrozumiało, że miłość przejawia się dwojako. Dziecko powinno doznawać, że mama znika (chodzi tu głównie o relację z matką – wiadomo, że jest dla dziecka najważniejsza)., ponieważ powinno posiąść taką wewnętrzną wiedzę i przekonanie, że mama jest jedna i zawsze kocha swoje dziecko. Nawet wtedy gdy jej nie ma. Separacja wiąże się ze złością dziecka, ale jest ona dziecku potrzebna, taki etap musi być. Źle jeśli go nie ma, ma to wpływ (negatywny) na przyszłe relacje dziecka (nie tylko z matką). Dziecko powinno doznać separacji, by nauczyć się, że wtedy także jest kochane.
Oczywiście jest też potrzebna bliskość – żeby była jasność.
Kurczę, ja wiem, że tego jakoś bardzo jasno nie napisałam… sorry. W każdym razie, jak dorwę drugą (tą zapracowaną) to jeszcze podpytam.
Od razu mówię, że ze swojej strony nie będę w stanie odpowiedzieć na jakieś pytania, bo to nie moja działka. Jestem tylko nauczycielem, a studia psychologiczne zaledwie z zakresu syt. kryzysowych 😉 To co robię, robię intuicyjnie, choć faktycznie zgadza się to z założeniami psychodynamiki – jak się okazuje.
Z wykładu dra Piotra Drozdowskiego – Szkoła Psychoterapii Psychodynamicznej (zerwiec 2005) zacytuję tylko jedno zdanie, które może przybliżyć mniej więcej czas, kiedy separacja dziecka dochodzi mocniej do głosu i niejako staje się potrzebna:
"proces zaczyna się w pozycji depresyjnej, więc koło 8-9 miesiąca życia, reaktywuje się we wszystkich rozwojowych sytuacjach w pierwszych 2-ch latach, które wymuszają na dziecku proces separowania się i indywiduowania"
Cały wykład jest dostępny w sieci, jednak on skupia się na zaburzeniach osobowości (związanych m.in. z brakiem czy nieprawidłową separacją dziecka od matki). Ale czyta się go ciężko, bo tam te klimaty "kastracja", "edypalne" itd.
Niemniej zapytam jeszcze koleżankę. Ale to bardzie przy okazji spotkania.
Aha, pytałam jeszcze czy dziecko samo powinno (wg tej szkoły) separować się od rodzica, samo zdecydować. Nie. Bo równie dobrze może (oczywiście nie musi) to wcale nie nastąpić. Albo nastąpić zbyt późno. A to może się odbić na przyszłych relacjach (np. damsko-męskich).
http://www.kcp.krakow.pl/materialy/histeria-cz–ii
Odkąd skończyłam studia polonistyczne odzwyczaiłam się od takiego akademickiego bełkotu hehe. I bardzo mi z tym dobrze. Ostatnio poprawiałam tekst historyka sztuki. Niby pisał o swojej rodzinie (bo cała malarska i artystyczna), a nie szło tego przełknąć.
I czasem odnoszę wrażenie, że psycholodzy za głęboko świdrują tam, gdzie po prostu nie muszą (nie ma potrzeby). 😉 Może tam są jakieś mądrości, ale ja nie mam siły tego rozkminiać.
No bełkotu też nie lubię, dlatego też nie mam się ochoty zagłębiać w ten artykuł. Szukałam tylko na prośbę koleżanki wyżej jakiegoś "nazwiska", które mówi o separacji (w tym nurcie).
Podsumowując moje wnioski (bo idę zaraz kłaść starszaczkę i nie wiem, czy zajrzę potem), mam dwa (oczywiście osobiste) 😉
1. Spanie z dzieckiem w łóżku na pewno nikomu nie zaszkodzi i jak całej rodzinie z tym dobrze, to dlaczego nie?
2. Warto przemyśleć, żeby potem w akcie desperacji nie wygnać dziecka z tego łóżka (zaręczam jedno – nie każde niestety dziecko w łóżku rodziców dobrze śpi i są takie rodziny, które z czasem mają dość).
3. Warto też przemyśleć, co jeśli dziecko z tego łóżka nie będzie chciało wyjść. Bo znam takie dzieci. I tu nie mam żadnych wątpliwości, że np. spanie ośmioletniego syna na co dzień z rodzicami czy matką (nie w wyjątkowych okolicznościach) to już jest zaburzona separacja (czy jej brak). I to skutkuje na relacjach z innymi.
Nauka i przykłady z życia pokazują, że istnieje problem dorosłych, którzy nie odseparowali się od matki (najczęściej dotyczy to matek i synów). I myślę, że każdy zna co najmniej jeden taki przypadek. Ja znam kilka.
Oczywiście nie o łóżko się tylko "rozchodzi". Ale ogólnie o oddzielenie dziecka od matki. Co jest potrzebne.
Kwestia tylko kiedy i czy na pewno da się samo.
A jednak wyszły trzy 😉
Co do tego rodzicielstwa bliskości kiedy jest więcej dzieci, to stosowanie wszystkich tych filarów też mi się wyidealizowane to troszkę wydaje;) choćby z tym spaniem. Nie przekonuje mnie to, że starsze dziecko ma ustąpić młodszemu, bo też każde dziecko ma inne ppotrzeby na dany moment… U nas na przykład teraz w dzień siłą rzeczy poświęcam więcej czasu młodszemu, więc jeśli już starszy co drugą noc przyłazi do mnie do łóżka nad ranem bo potrzebuje czułości, to nie będę go odsyłać bo wg Searsów ze mną w łóżku ma spać młodsze, a starsze trzy metry dalej. Tym bardziej, że młodsze wspólnego spania się nie domaga. Tak samo z tym separowaniem, zgadzam się z Juti, że nie każde dziecko znajdzie właściwy moment i samo się odseparuje. Tutaj właśnie ze strony rodziców potrzebna jest wrażliwość, żeby ten moment zobaczyć i dziecko nawet trochę w tym kierunku popchnąć… to tak jak ze smoczkiem, podany we właściwych sytuacjach nie zaszkodzi i nie sprawi że dziecko się do niego przyzwyczai, ale to do NAS należy odróżnienie konieczności od wygodnictwa, bo przecież wiadomo, dziecko (zazwyczaj, bo moje ogólnie niesmoczkowe są) nie odmówi smoczka z własnej woli. Dalej, jednym z filarów jest reagowanie na płacz dziecka- niestety, przy dwójce są takie sytuacje, że zawsze jedno będzie pokrzywdzone. Przykład? Usypiam Antka, a wtedy słyszę że w drugim pokoju kwili Adaś. No i mogę zostawić Antka i iść do Adasia, tylko wtedy Antek mi się rozbudzi i mam kolejną godzinę usypiania z rykiem, bo im bardziej on jest zmęczony tym gorzej go położyć spać, i bez gwarancji, że przez tą godzinę znów Adaś nie zacznie kwilić. Nie wiem co na to Searsowie, ja się tam z moim wychowaniem w żaden nurt nie wpisuję, robię tylko to, co mi podpowiada serce;) Ale takie sytuacje są bardzo często. I owszem, można powiedzieć, że potrzeby niemowlaka są pilniejsze, bo starszy może już zrozumieć, że musi poczekać, ale w ten sposób starszy zawsze będzie czuł się pokrzywdzony.
Fakt faktem, dużo rozwiązań da się wypracować, np ja już często usypiam Adasia i Antosia jednocześnie, jednego trzymam na rękach drugi mi się kładzie na kolanach- ale nie da się ukryć, że każde dziecko potrzebuje tez rodzica tylko dla siebie.
Także, mi się wydaje, że najwazniejsze to zachować we wszystkim zdrowy rozsądek;) I nie przesadzać w żadną stronę.
Żona – ujęłaś to po prostu rewelacyjnie. Widać doświadczenie podwójnej mamy – naprawdę. Mam bardzo podobne odczucia – nawet z tym płaczem. Ja zawsze chcę reagować na płacz dziecka i ponieważ moje pierwsze dziecko ma już 7 lat, mogę powiedzieć, że właściwie zawsze się udaje. Ale raz miałam taką sytuację, że karmiłam w nocy Franka a Łucja zapłakała z pokoju obok. Pobiegłam z małym na rękach, ale nie mogłam od razu, teraz, już, bo się nie dało.
Piszę tez trochę z doświadczenia mamy, która w zasadzie nie ma męża w domu. Niby jest, ale co z tego, że jest o 22, skoro żadne z dzieci go nie widzi? Stara się bardzo nadrobić to w weekend, ale jednak te 5 dni trzeba ogarnąć samemu (nie mam żadnej babci czy cioci ani niani). Trzeba nakarmić, wykąpać, ubrać, ugotować, odprowadzić do szkoły. Córka dużo rzeczy zrobi już sama (np. weźmie sobie bułkę czy jabłko), kąpie się sama (choć obecnie ze złamaną ręką już ja ją muszę myć), ale jednak…
Muszę powiedzieć, że z jednego jestem dumna – ani razu od kiedy jest Franek Łucja nie położyła się spać sama (choć przygotowywałam ją, że tak się może czasem dziać), jakoś udało mi się to po kolei ustawiać, żeby znaleźć na to czas 🙂 Na przytulenie, pogaduchy przed snem, książkę. A musiała iść spać wcześnie (a nie czekać aż F zaśnie), bo wstawała na rano do zerówki.
Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie musiało się to udać.
Ja też – jak Żona – jestem zwolenniczką braku przesady w żadną ze stron. Zdrowy rozsądek przede wszystkim 🙂
Juti, jestem pod ogromnym wrażeniem i bardzo Ci dziękuję, że zadałaś sobie tyle trudu, żeby odpowiedzieć na moje pytanie.
Na razie jeszcze nie umiem się do tego ustosunkować, muszę sobie bardziej przyswoić. Jestem pedagogiem, psychologii tylko trochę "liznęłam", jednak najbardziej przemawia do mnie teoria więzi J. Bowlby'ego, a to co napisałaś wydaje mi się być z nią sprzeczne. Nie przemawia do mnie to, że dziecko trzeba odseparować "na siłę", wierzę w to, że potrzeba zależności jest jednak stopniowo wypierana przez potrzebę autonomii i że ten etap po prostu przychodzi sam.
Niemniej jednak dziękuję Ci bardzo, postaram się więcej jeszcze poczytać na ten temat i wyrobić sobie opinię 🙂
Angelika – nigdzie nie napisałam, że trzeba odseparować dziecko na siłę. Raczej pozwolić mu się separować zgodnie z rozwojem.
A że bezpieczne przywiązanie jest potrzebne – to oczywiste. Ale jedno drugiego nie wyklucza.
A jeśli chcesz poczytać, to podpytałam o nazwiska:
– Margaret Mahler
– Melanie Klein
Ta pierwsza najlepiej rozpisała etapy separacji.
Niemniej ponoć język ciężki, bo to psychoanaliza, zatem jeśli ktoś nie lubi (ja nie lubię), to może lepiej szukać opracowań.
Ja wiem, że to mój milionowy komentarz tutaj i bardzo przepraszam za to, że się nie umiem po ludzku w jednym zmieścić, ale uznałam, że to akurat ważne.
Wczoraj pochodziłyśmy sobie z ową koleżanką-psychologiem z wózkami po wsi i gadałyśmy o tej separacji. I między innymi o tej teorii Searsa, że starsze dziecko ustępuje młodszemu. Koleżanka o tym nie słyszała, ale powiedziała od razu to co ja – że jest to po prostu okrutne. Że moment pojawienia się kolejnego dziecka w domu jest sam w sobie bardzo dramatyczny dla starszego dziecka, nawet jeśli zapewnia mu się bliskość i za wszelką cenę stara się ułatwić ten etap. A tu je się pozbawia dodatkowo niejako pewnych praw i tego, co miało.
Ja wcześniej pisałam, że zaczęłabym w takiej sytuacji działać już w ciąży. Koleżanka mi powiedziała – i myślę, że to istotne – że dziecko – nawet to małe i niby "niekumate" – już po zmieniającym się ciele mamy, jej rosnącym brzuchu i zachowaniu wie, że coś się święci i będzie łączyło ową zmianę (wyrzucenie z łóżka) z narodzinami dziecka.
Powiem szczerze od siebie – ja wolałabym w tej sytuacji wziąć spać z dwojgiem dzieci, naprawdę, niż w takim momencie pozbawiać starszaka miejsca w łóżku.
Idąc dalej – wrócę do metafory przytoczonej przez Magdę:
"Że masz męża. Jednego jedynego ukochanego. I on ma żonę, Ciebie. Jedną, jedyną ukochaną. Aż tu nagle przyprowadza któregoś dnia nową babę, przedstawia Ci ją i mówi, że ją kocha równie mocno jak Ciebie. Ale spoko, bo Ciebie przecież też. A teraz Ty się musisz nim podzielić. No i dobrze by było, gdybyś ją też pokochała"
Dokładam teraz jeszcze jeden element: mówimy: nadal się kochamy, nic się nie zmieniło, ale od dziś powoli będziesz przenosiła się do oddzielnej sypialni. Najpierw pośpisz na materacu koło nas. Bo na twoim miejscu będzie leżeć nowa żona".
Nie jestem osobiście zwolenniczką "rodzicielstwa bliskości" (choć nie uważam również, żebym nie dawała bliskości moim dzieciom), po prostu to nie dla mnie. Niemniej lubię o tym czytać, czasem coś mi się spodoba, czegoś się uczę, podchwytuję. Jestem otwarta i szukam.
Ale jednego jestem pewna – wyrzucenie dziecka z łózka po narodzinach kolejnego – choćby i w najlepszej wierze (bezpieczeństwo), choćby i w najlepszy możliwy sposób (stopniowo) nie ma z bliskością nic wspólnego.
I dlatego postanowiłam się odezwać kolejny raz.
PS. Swoją drogą, ciekawa dyskusja 🙂 Przynajmniej dla mnie. Pozdrawiam!
Angelika, myślę ż tu nie chodzi o separację na siłę, bardziej o wspieranie i inspirowanie tej separacji. Przykładowo jeśli już gnębimy temat tego spania;) jeśli dziecko całe życie śpi z rodzicami, to zapewne nawet przez myśl mu nie przejdzie, że można inaczej, chyba że mu to zaproponujesz. Jak przenosiliśmy Antka do swojego pokoju, zapytałam po prostu: jesteś już duży, chcesz spać już w swoim pokoju? Dziecko tak naprawdę chce się rozwijać, garnie się do nowości i samodzielności, przynajmniej moje dziecko takie jest, to ja miałam więcej obaw i strachów niż on, a przecież miał niecałe 2 lata;) Zaproponowaliśmy zmianę, on ją zatwierdził "acha", ale jakbyśmy czekali aż sam sobie przeniesie łóżeczko z naszej sypialni do pokoju, to byśmy jeszcze kolejne kilka lat musieli spać w ciasnej sypialni z dwoma łóżeczkami dziecięcymi;P Z przenoszeniem do swojego łóżeczka było tak samo. Wiedziałam, że on nie znosi ograniczeń więc wyjeliśmy ściankę z łóżeczka, mógł w każdej chwili wstać i do nas przyjść i w ten sposób po prostu stworzyliśmy mu warunki do spania samemu. W pewnym momencie zaczął przesypiać całe noce u siebie.
Separowanie na siłę to by było gdybym zamknęła go u siebie w pokoju i powiedziała: od dzisiaj spisz tutaj i nie chce cię widzieć u nas, koniec, kropka;)
Mi ogólnie sama idea rodzicielstwa bliskości jako postawy odpowiada, ale niektóre szczegołowe rozwiązania już niekoniecznie:P Przynajmniej te, które poznałam, bo aż tak bardzo nie wglębiałam sie w temat. Wolę tworzyć swój styl wychowywania:)
Juti, źle mnie zrozumiałaś. Nigdzie nie napisałam, że to ma wyglądać tak, że mama wraca ze szpitala z nowszym modelem i sprzedaje starszemu kopala i mówi won z naszej sypialni. ABSOLUTNIE NIE. To ma się zadziać łagodnie i stopniowo. Jeśli ciąże są szybko po sobie, to zawsze zostaje te 8 (powiedzmy) miesięcy. Wiadomo, że może być różnie, ale wg mnie to wystarczy, żeby łagodnie i stopniowo przygotować dziecko na nadchodzące zmiany. I je wprowadzić.
Bardzo mi się podoba, jak to zadziałało u Żony. Separacja tak – ale na spokojnie, na podstawie obserwacji, testowania i sprawdzania gotowości dziecka. Życzyłabym sobie, żeby u nas tak było. Żono, będę prosić o rady, gdy nadejdzie nasz czas. 🙂
Z tego, co czytuję na forach to starsze dziecko często "wyprowadza się" pod koniec ciąży, bo… mu ciasno 😉 U nas plan jest taki (o ile będzie ta nasza wymarzona różnica wieku…), że kupimy większy materac – bezpośrednio na podłogę – i będziemy spać we czwórkę (dzieci po bokach), jak Japończycy.
Co do rodzin wielodzietnych: mam znajomą (pojawia się u mnie na blogu jako Mama Mazurowa), która ma bliźniaki, synka i jeszcze siostrzenicę, a RB "wypełnia" pełną gębą 😉
Kacper również śpi z nami. Nie za bardzo mi to odpowiada, gdyż sama nie czuję, aby to było bezpieczne rozwiązanie jednak bezsilność organizmu do licznych pobudek przyczyniła się do współspania 😀
A widzisz, to ja bym już dumała, czy dobrze robię. A jeśli nie byłabym pewna, to chyba bym zrezygnowała. No ale wiem, wiem. Ta wygoda jest nieoceniona 😉
Co kraj to obyczaj 😉 Mój mąż-psycholog (zajmował się badaniem przywiązania wg teorii Bowlby'ego, pracuje z dzieciakami) jest zdeklarowanym współspaczem. O ile początkowo taki model wymusiła na nas sytuacja – moje spore ograniczenie ruchów po porodzie, to tak naprawdę C. musiał mnie nieco do trzyosobowego łóżka namawiać (ja spałam z mamą dłużej niż tego potrzebowałam, to jest niszczące dla bezpiecznej więzi). Przekonywał, że ja miałam blisko Leona przez 9 miesięcy ciąży, teraz jego kolej (z tego powodu uwielbia też małego chustować). Oboje za cel życiowy stawiamy sobie niepopełnienie błędów naszych rodziców i wyksztacenie bezpiecznej więzi z naszym dzieckiem 😉 Ale, tak jak Searsowie mówią (i jak intuicja podpowiada) wszyscy muszą być zadowoleni 🙂 Ja nie wiem, czy się zrozumiale wypowiedziałam 😀 Leo ząbkuje, nie sypiam 😀
Zrozumiale 😀 No właśnie: najważniejsza zasada: żeby wszyscy byli zadowoleni. Żeby nie robić nic na siłę. Jak spanie z dzieckiem komuś przeszkadza, no to nie i koniec.
Bajka, a napisałaś albo napisałabyś o tej bezpiecznej więzi wg teorii Bowlby'ego?
Chętnie bym poczytała.
Ja spałam przez pierwszy miesiac non stop, potem rzadziej, a od kiedy Julka miała ponad 2 miesiące już nie.
Nie dlatego, że nie chcemy, ale mamy jedno łóżko 120 cm..Z dzieckiem po prostu się nie wysypialiśmy, bolały mnie plecy, a już teraz kiedy ona się kręci, nie wyobrażam sobie jeszcze Jej…
Ale! Gdyby łózko było większe, nie widze przeszkód – to coś cudownego.
Żadne tłumaczenia psychologów do mnie nie przemawiają.
Od jakiegoś tygodnia mam zamiar napisać posta w podobnym duchu, ale dziecko zbyt mnie absorbuje ostatnio hehe. My śpimy z Hanką, ostatnio całe noce nawet, a raczej ona śpi, mąż śpi, a ja nie:))) Ale o tym napiszę, jak w końcu znajdę chwilę dla siebie.
P.S. Twój Tomek to fajny gość!
Zosia z nami nie śpi, nigdy specjalnie się tego nie dopominała, a pobudki na nocne karmienie skończyły się u nas dosyć szybko i dawno temu, z resztą karmiłam mm, więc wygoda to żadna, bo i tak wstać po butlę trzeba było:)
Śpimy razem (we troje) w weekendowe poranki, ja sama z Zo w tygodniu nie raz dosypiam rano, zwłaszcza jak marudzi na ranem np. na zęby – biorę ją wtedy do siebie i bez marudzenia śpimy przytulone do 7 rano:) Do tego dochodzą jeszcze drzemki w ciągu dnia, które Zo zazwyczaj odbywa w naszym łóżku, a że najlepiej jej się zasypia jak jest przytulona to często zalegam razem z nią, w końcu jestem na urlopie, nie?;)
Brawo dla Tomka! U nas, jak wiesz, od początku łózeczko robi tylko i wyłącznie za szafę 😉
Też się zbieram i zbieram do wpisu o co-sleepingu, wiesz że nawet ryzyko SIDS jest dużo mniejsze dzięki niemu?
No jako szafa sprawdza się wyśmienicie hehe.
Tak, wiem, że zmniejsza ryzyko. Dziecko oddycha razem z rodzicami 🙂 Wciąż nie mogę znaleźć, co to za odruch, że jak dmuchnę Natce w twarz albo mocno wiatr zawieje, to nabiera pełne płuca powietrza. Rzuciło Ci się coś w oczy?
Też to zaobserwowaliśmy, ale my dorośli też tak mamy – obserwacje i eksperymenty własne 😉 to chyba takie "zatkanie powietrzem"
Dziękuję Ci za ten wpis. Moja córcia zaraz kończy 8 miesięcy i śpi nadal z nami w łóżku. Próbowałam 2 razy przełożyć ją do jej łóżeczka, ale wrzaski jakie z siebie wydawała przypominały mi sceny z Obcego czy z innych horrorów. Zrezygnowałam z tego. Lubię z nią spać, mamy szerokie łoże, mężowi też to nie przeszkadza, tylko wszyscy wokół robią wielkie oczy, jak to, śpicie z z nią w jednym łóżku? Przyzwyczai się i nie będzie chciała spać w swoim. Nie powiem, przejmowałam się i chyba nadal przejmuję takimi słowami, ale nie potrafię i nie chcę jej wyganiać z naszego łóżka. Ona jest taka cieplutka, kocham się do niej przytulać. W nocy budzi się na cycusia, tak koło 3 i potem śpimy do 6-7. Może powinnam się wstrzymać z jej wyprowadzką, aż sama będzie na to gotowa?
Ewelina. Nie oglądaj się na to, co inni. Słuchaj Waszych potrzeb. Wszystko mija 🙁 My dzisiaj ze względu na Leona pozmienialiśmy układ sił i Natka została w sypialni sama, w swoim nowym łóżku (takim doroślejszym). Przesypia całe noce i jest jej tam dobrze. Tym bardziej cieszę się, że te 16 miesięcy miałam ją tak bliziutko siebie i dalej uwielbiam ją usypiać przy piersi (tylko jest mniej wygodnie, bo na siedząco obok łóżka :P). Teraz czas na tulenie jej brata.
Magda – dziękuję 🙂 Rozmawiałam jeszcze raz z mężem i powiedział, że lubi z nią spać. A najpiękniejszy widok ma rano jak wstaje do pracy. Ja i Emilka przytulone do siebie. Mówi, że oprócz momentów gdy ją karmię, to nie widział piękniejszego momentu 🙂