Zostałyśmy z Natką same. Tomek wyjechał na 3,5 tygodnia. Na antypody. Do Indonezji.
Historia tego wyjazdu jest długa, zawiła i z przygodami. A ja ją opowiem.
Ponad rok temu Tomek — jak się okazało: swoim zwyczajem — znalazł w sieci konkurs. Postanowił — jak się okazało: swoim zwyczajem — wysłać swoje zgłoszenie: bardzo krótki opis swojego pomysłu na biznes. I tak się złożyło, że spośród kilku tysięcy nadesłanych prac z całego świata, wybrali właśnie Tomka.
Plan był taki
Wrzesień 2013. Tomek leci na miesięczne szkolenie iLAB do Indonezji, gdzie uczy się krok po kroku, jak prowadzić biznes nieomal z plaży. Dostaje mentorów, którzy podążając za Tomkowymi predyspozycjami i szukając jego flow, wskazują najlepsze rozwiązania. Świadectwa dotychczasowych uczestników są imponujące.
Jak dobrze pójdzie, to lecę razem z Tomkiem.
Tymczasem jakieś siły i chochliki nie wyrabiają się z terminem i ustalają turnus na przełom grudnia 2013 i stycznia 2014. W międzyczasie Natalia objawia się pod postacią dwóch kresek, co grzebie moje plany towarzyszenia w podróży i czego ani chwili nie żałuję (po dziś dzień).
Grudzień 2013. Pomimo że szkolenie wygrane, przelot, pobyt, ubezpieczenie, szczepienia i inne tego typu drobiazgi (sarkazm) trzeba zafundować sobie samemu. Walczymy z paypalem, limitami kart płatniczych, ale udaje się domknąć niemal wszystko. Ja jestem w połowie ciąży. Mam zostać sama na urodziny, święta, nowy rok i jeszcze hen. Ale to nie to decyduje o tym, że w ostatniej chwili wszystko zostaje odwołane. Bilety przepadają. Termin przepada. Opłacony pobyt przepada. Nos na kwintę, trochę żalu, ale trudno. Wracamy na ziemię i do codzienności.
Marzec 2014. Tomek dostaje informację, że oni wciąż na niego czekają. Że wyjątkowo kasa za pobyt nie przepadnie. Że może wybrać termin i że w związku z oczekiwanym urodzeniem się Natalki polecają kurs skondensowany do dwóch tygodni, który odbędzie się we wrześniu. Ale wydatków jest tyle, że ciężko znaleźć wolne środki na kolejny bilet.
Lipiec 2014. Jest już Natalia. Tomek na głowie stanął i znalazł kasę na bilet. Kupujemy. Chińskie linie lotnicze. Będzie ciasno, ale względnie tanio. Wylot z Berlina. Do Berlina PolskimBusem. Nie dowierzamy.
Wrzesień 2014. Dziwi nas, że nie ma obiecanego webinaru przedszkoleniowego. Za chwilę koordynatorka z Indonezji pyta, czy Tomek przyleci. Tomek zdziwiony jej pytaniem, bo przecież drugiej koordynatorce trzy razy potwierdzał termin wrześniowy i przesyłał numer lotu. Koordynatorka jeszcze bardziej zdziwiona, dlaczego Tomek nie wie, że… zmienił się termin szkolenia na II połowę października. Wkurzamy się. Ręce opadają. Znowu ma się nie udać. Tomek jest zdesperowany. Chce lecieć na tych biletach, które kupił i 3 tygodnie robić tam cokolwiek. Byle nie przepadło. Koordynatorki jednak dogadują się ze sobą. Cały zespół iLAB staje na wysokości zadania i… kupuje Tomkowi bilet lotniczy na nowy termin. Trzy razy droższy od naszego. Przy okazji udaje się wyszukać lot dwupiętrowym Airbusem a380.
Październik 2014. Biegamy po sklepach i kupujemy wyprawkę. Buty, spodnie, garnitur, walizkę, specjalne repelenty na komary (denga jednak nie jest fajna). Ubezpieczenie. Rezerwacja hotelu na pierwszą noc. Kupno dolarów (wow jakie nowe). Drukowanie map dojścia na lotnisko i z lotniska. Obawa, czy w godzinę można się przesiąść we Frankfurcie i w dwie w Singapurze. Setne ważenie siebie z walizką i siebie bez walizki, by uzyskać różnicę i sprawdzić, czy to jeszcze w limicie. Bagaż podręczny z zerowym zapasem gramów. Bagaż główny z 5-kilogramowym zapasem na pamiątki. Stres.
Dziś. 2.00. Tomek wyjeżdża na dworzec. Tak spełniają się marzenia. Gdy się człowiek nie poddaje.
Zdjęcie pochodzi stąd: http://hotelsandstyle.com/hotel/amankila/ — ale wkrótce będą na pewno Tomkowe.
No to życzę Tomkowi udanego wyjazdu i wielu dobrych doświadczeń!
A Tobie dużo "spokojnego" dziecka i dobrego czas "bez". Ja wiecznie sama z dzieciakami i niekoniecznie mi się to podoba 😉
PS. A i po raz kolejny potwierdza się, że jesteś wyjątkowo kochana i cierpliwa. Jak ja się wnerwiałam, gdy mój wyjeżdżał na tydzień do Brazylii… Na tydzień! A Twój na ponad trzy i Ty tak po prostu piszesz, że fajnie!
Ja taka fajna nie jestem 🙂
Na szczęście będzie się dużo działo i będę miała dużo pomocy. Weekend na studiach, podróż z moją mamą do Łodzi, 3 dni w stolycy na kursie instruktorskim i inne atrakcje. Jakoś zleci chyba. Oby dziecko było spokojne, fakt 😉
Łe, jak stolyca, to niezły lans 😉
Wow! Tyle jestem w stanie napisać, bo jestem pod ogromnym wrażeniem 🙂 A ostatnie zdanie trafia w samo sedno.
Myśmy z Tomkiem poznali się w atmosferze hasła "zawsze i wszędzie możesz wszystko". Wierzymy, że to coś więcej niż banał. Ale ja mawiał Henry Ford: "Jeśli myślisz, że coś możesz lub czegoś nie możesz – w każdym przypadku masz rację". 🙂
To prawda 🙂 Widzę, że obracasz się w temacie. Poleciłabyś jakieś fajne książki o motywacji itp. itd.? Chętnie bym coś poczytała, a Ty na pewno coś wartościowego polecisz 🙂
Polecę. Ale napisz, w jakiej dziedzinie chcesz być zmotywowana. Ogólny kop w d. 😉 bardziej biznesowo, finansowo, związkowo, wszechświatowo? 😀
To może ogólnie, biznesowo i finansowo 😉
Ale super! Musisz być z niego dumna;) Trzy tygodnie szybko miną, a przygoda na całe życie!
Aaa jeszcze co do konkubiny… To miałam identyczne myśli w głowie, jak poszliśmy do księdza załatwiać ślub, a on się zwracał do nas "konkubie i konkubino" MASAKRA
Pewnie, że jestem dumna. 🙂
Masakra, jak ktoś zwróci się do mnie kiedyś per "konkubino" w kontekście innym niż żart, to chyba go palnę 😉
Z takich nazw niezły też jest "związek kohabitacyjny" 😀
wow…WOW!!!!!! :O wszechswiat Wam sprzyja 😀
Dobrze napisane 😛 Karta zdaje się odwracać nareszcie 🙂
gratuluję! L.:)
Trzymam kciuki, aby spędził wspaniały czas a po powrocie wykorzystał tą wiedzę i założył firmę, która zawojuje świat. I będziecie nie tylko szczęśliwi, ale również bajecznie bogaci:)
Dobry plan. A ja wszystko przepuszczę na chusty 😛
Już mam firmę która zawojowuje świat. Chociaż może rzeczywiście czas na coś nowego?
hmm…
Najpierw jednak zawojuj, a potem coś nowego 🙂
Wow!!!