Dla przypomnienia: nasze tygodnie zaczynają się w piątki i kończą w czwartki. Tydzień 26. rozpoczęłyśmy więc w zeszły piątek, bardzo wcześnie rano. Pojechałyśmy do Warszawy, gdzie przeszłam przez pierwszą, 3-dniową, część kursu instruktorskiego na doradcę noszenia w chustach. Spałyśmy w hotelu i zachwycałyśmy innych gości na śniadaniu.
Do Łodzi wracałam z tarczą, to jest chustą, to jest jako doradca po kursie noszenia w chustach i nosidłach miękkich. Skorygowałam własne błędy, nauczyłam się nowych rzeczy i z wielką radością będę szerzyć tę wiedzę dalej. I zasypywać Was tym doświadczeniem.
Dalej było równie intensywnie. We wtorek przeniosłam się z Natalią do mojego starego mieszkania w słynnym nieustającym remoncie, gdzie przyjechała na noc i ploty Marta. Marto, znów nie dałam Ci prezentu urodzinowego, który dałam Ci rok temu i oddałaś mi na chwilę do potrzymania.
Marta w środę zebrała się do pracy, co lekkie nie było. Ale nie skusiła jej wizja pierwszego w życiu urlopu na żądanie.
W południe odebrałyśmy z dworca Lucziję, która przyjechała do nas z Wrocławia, bo tam spotkać się nie możemy od lipca. Góra z górą…
Jako że moja kochana ekipa remontowa tak mi w domu zakręciła gaz, że żadną siłą (w tym młotkiem) nie mogłam go odkręcić, ruszyłyśmy na miasto coś zjeść oraz…
… oraz na poszukiwania hipsterów. Bo Luczija słyszała, że Łódź jest miastem hipsterów. A ja widziałam OFF Piotrkowską.
Szukałyśmy plackarni, ale okazało się, że placków już w niej nie ma. Znalazłyśmy za to naleśnikarnię, która skusiła nas wizją miejsca, w którym będę mogła nakarmić Natalię. I rzeczywiście, udało się. Zachwyciła mnie ta wizyta, postanowiłam więc napisać o niej osobno wkrótce.
Wieczorem odprowadziłyśmy Lucziję na pociąg do domu, a same na śpiocha już, wróciłyśmy do domu nabrać sił przed kolejnym dniem.
Tydzień 26. zwieńczyłam swoimi pierwszymi warsztatami chustowymi. Nie ma co, lubię się rzucać na głęboką wodę i wypróbowywać zdobytą wiedzę. Lubię konfrontować swoje obawy z rzeczywistością. Na warsztaty przyszło kilkanaście dziewczyn. O jakieś 10 za dużo, jak na moje możliwości w tej chwili. Pozostawiłam wrażenie chaosu, ale prawie każda mama wyszła z nowym doświadczeniem, wiązaniem lub przekonaniem, że wbrew pozorom jej dziecko lubi chustę, choć nic na to nie wskazywało.
Ja mam za to mnóstwo wniosków na przyszłość. Cieszę się, że wyszło tyle błędów, bo mam od razu na czym pracować. Niesamowicie mi się to spodobało i zaczęłam rzeczywiście rozumieć, co tak ekscytuje Tomka w szkoleniu innych ludzi.
Przyjechałam do domu maksymalnie zmęczona, ale chciało mi się tańczyć.
A teraz do rzeczy.
Natalia
Pokonała ważną barierę. Podczas kursu instruktorskiego zwierzyłam się, że mój uparciuch nie odwraca się z pleców na brzuch. Dostałam radę, by spróbować dać jej więcej luzu i na chwilę przesiąść się na jednorazowe pieluchy, bo być może coś jej tam nie pasuje, coś blokuje. I zdecydowanie więcej czasu powinnyśmy spędzać na twardej podłodze, a nie tylko na miękkim łóżku. I nie na kocykach, które się zwijają i ściągają, a najlepiej na piankowych matach, które są sztywne i tępe.
Sprawdziłam od razu, jeszcze w hotelu. Rozebrałam ją z pieluchy, zapięłam ubranko i położyłam na wykładzinie. Hyc myc fiku miku i leży na brzuchu. My z mamą oczy w słup. Jeszcze raz. Hyc myc fiku miku i leży na brzuchu. Nie musiałam nawet przesiadać się na jednorazówki, bo chodziło tylko o załapanie tego ruchu. Dzisiaj Natalka fika we wszystkie strony i pieluchy nie przeszkadzają. Nie mogę się napatrzyć na mojego dzidziusia, który tydzień temu się wkurzał na leżenie na brzuchu, a dziś sam wybiera, jak sobie życzy leżeć, które zabawki dosięgać. I które NIEzabawki.
Dieta wciąż nierozszerzona. Czekamy na Tomka i więcej gotowości Natalki.
Ja
Upajam się nowymi kompetencjami i rozmyślam, jak to wszystko poukładać.
I zdecydowanie i niecierpliwie czekam już na powrót Tomka. Dobrze, że to nie był wyjazd 6-tygodniowy, jak pierwotnie przewidziany.
Kurczę, kobieto, przez ten Twój wpis jest mi strasznie wstyd. Wstyd, bo Ty jakimś cudem znajdujesz czas na to wszystko… Wyjazdy, warsztaty, szkolenia. Matko z córką, jak Ty to robisz?
Mam niesamowity support. Gdyby nie moja mama, nigdzie bym nie pojechała (wszystkie terminy były dopasowane pod pierwotną datę wyjazdu Tomka). Ale jak już support się ogarnie, to co więcej stoi na przeszkodzie? Czas?
To ja Ci powiem, że nie należy się bać odczucia chaosu. Wydaje mi się, że tam, gdzie dużo kobiet i dzieci zawsze będzie trochę chaosu. A instruktor-cerber, który by musztrował i przywoływał do porządku nie będzie lubiany. Ważne, że chaos jest twórczy, wesoły, radosny i, że jest atmosfera ciepła i akceptacji. Trzeba płynąć z tym prądem i zaakceptować:) Gratuluję pani doradco, mam nadzieję, że to wszystko spowoduje, że będziesz częściej do Łodzi przyjeżdżać, bo pewnie we Wrocławiu rynek warsztatów nasycony:)
Dzięki za słowa otuchy :*
Jasne, że będę przyjeżdżać, będę uczyć się z Wami.
To prawda, Wrocław nasycony, a w grudniu nasyci się jeszcze bardziej, bardzo dużo ogarniętych chustowo dziewczyn idzie na kurs ClauWi… Cóż, będę szukać swojego miejsca w tej ciasnocie 😉
Fajny wpis 🙂 I widać, że było intensywnie 🙂
PS. Zauważyłam, że dziecku łatwiej się obracać (w jakąkolwiek ze stron) w rajstopkach (nie śpiochach) i na gołej podłodze.
Na miękkim łóżku jest zdecydowanie najgorzej, to fakt.
Na gołej podłodze, to znaczy jakiej? Parkiet, panele, płytki? I tak kupię matę, bo przecież na naszych panelach to się rozjedzie, zamiast raczkować. 😛
W sensie bez mat, kocyków itd.
Dobrze jeszcze się sprawdza dywan (nie mam) i mata piankowa (mam, ale strasznie ją rozbiera na kawałki i nie spełnia swojej roli 😉 ).
Obecnie leży na gołej podłodze, co w naszym przypadku znaczą panele. Do raczkowania (a nawet pełzania) jeszcze daleko, ale zdecydowanie mu tu najłatwiej. I się nie rozjeżdża 🙂
Dowiedziałam się od pani fizjoterapeutki, że maty (materiałowe) i kocyki przez to, że się ściągają, wypracowują zły ruch. Dziecko zamiast się odpychać… podnosi się przez ściągnięcie materiału. Podobno fajnie sprawdza się mata pod sprzęt sportowy z decathlonu (i nie rujnuje).
O, dobrze, że mówisz o tej macie. Może zerknę. Byłam gotowa na zakup jakiegoś kawałka wykładziny (bo łatwo czyścić), ale mata to dobry pomysł.
Puzzle piankowe, które tworzą matę też są super, pod warunkiem, że ma się je w całości i dziecko nie zjada małych elementów…
Z córką było ok, ale ten to jest majster, mechanik i inżynier…
Byłam wczoraj, nie polecam. Czarne, ponure, wielkie 4 puzzle za 60 zł. Ostatecznie kupiłam zwykłe piankowe dla dzieci w auchanie. Na allegro można dużo taniej. Właśnie testujemy. Jeszcze nic nie wyrwała 😀
Gratuluję Pani Doradco 🙂 Ja na kurs wybieram się pod koniec marca, bo wtedy będzie na śląsku. Bardzo ciekawa jestem więcej szczegółów na temat tego, jak było na kursie itd, ale też jak przebiegały Twoje pierwsze warsztaty, jak się do nich przygotowałaś o strony organizacyjnej, jak pozyskałaś klientki. Chciałoby Ci się napisać mi mailem albo na fb? 🙂
Poszło 🙂
A ja chciałam dopytać kiedy dokładnie i gidze będzie kurs na śląsku? Ewentualnie jakiś link do źródła 🙂 Będę wdzięczna 😀
http://www.clauwi.pl/kursy?strona=2 w Katowicach ostatni weekend marca 🙂
Tylko Magda chyba była (na razie) w Akademii Noszenia, a to jest Szkoła ClauWi.
O, ale się namnożyło tych kursów 🙂 Zaraz wszyscy będą doradcami 😀
Tak, ja na razie byłam na AND.
No gratulacje! Sama chętnie poszłabym na taki kurs 😀
Co do obracania, raczkowania i innych takich to u nas na razie etap podnoszenia główki… ale moja Alicja bardzo nie lubi leżeć na brzuszku, szybko się denerwuje, męczy i ostatecznie zawsze kończy z noskiem na macie….
Jak ślicznie wyglądasz na pierwszym zdjęciu!