I tak to jest, że jak przychodzi niedziela, to już 4 dni po ptokach i lepiej zaczekać do kolejnego czwartku. No nie nadążam. Zwłaszcza że czas taki napięty i dużo się działo.
Natalia
Poszła jak burza (burza na miarę Natalki oczywiście).
Od dawna Natalię fascynuje kaloryfer przy łóżku (ciekawe, kiedy nauczy się mówić to słowo). Zawsze rano sprawdza jego temperaturę. Gdy jest zimny, mówię brrr, a gdy gorący — psssst. Natalia zawsze ciekawie czeka, co jej powiem. A potem kilkanaście razy upewnia się, czy aby nie oszukuję. Teraz weszła (dosłownie) na wyższy poziom. Złapała się góry kaloryfera i podciągnęła do klęczków. Biedne dziecko pozbawione szczebelków łóżeczka, na których inne dzieci mogą po przebudzeniu się podciągać — znalazła innego pomocnika.
Ośmielona, podciągnęła się do klęczków także na mnie (gdy siedziałam z nią na podłodze). Jeszcze dużo balansowania przed nią, ale radę daje.
Pogryzła mi piersi. To nie jest fajne ani śmieszne. Podczas ssania język od dołu otula sutek i przy okazji osłania dolne ząbki. Kilka razy go odsunęła, patrząc mi w oczy i sprawdzając reakcję. Raz zrobiła to z zaskoczenia, aż podskoczyłam z lekkim krzykiem. Bardzo ją to wystraszyło i się rozpłakała. Od tej pory jednak nie gryzie. Boję się wyjścia zębów górnych, które osłonki z języka nie mają.
Zmobilizowała się. To znaczy zrobiła się prawdziwie mobilna. Rozpoczęła wędrówki po mieszkaniu, doskonaląc z minuty na minutę ruchy pełzania. Pierwsze pełzaki robiła lekko jednostronnie, co mnie martwiło, ale teraz zasuwa naprzemiennie. Widzę, jaką ulgę jej to sprawiło, że nie musi liczyć na to, że weźmiemy ją na ręce i ponosimy po mieszkaniu. Śmiało wychodzi z pokoju i ogromnie się cieszy, kiedy zobaczy, że czekamy na nią za rogiem. Po drodze do kuchni jest jeszcze wielkie lustro, w którym trzeba pobawić się z dzidzią i dać jej buziaka.
My zasuwamy z odkurzaczem, mopem… a ona i tak na ubraniu wytarga kłęby kurzu. Ewentualnie podje mini-ociupinkowe paproszeczki.
Od niedzieli stawia pierwsze kroki na czworakach. Uff, dziecko czworakujące to trochę mniej zmartwień rozwojowych. Najlepiej oczywiście idzie jej na macie puzzlowej, a na panelach i płytkach standardowo się rozjeżdża. Chociaż walczy i coraz lepiej jej to idzie. W środę na przykład przyczworakowała sobie do kuchni na śniadanie. Powoli, żeby się nie rozjechać, ale dała radę. Ogromnie się cieszę.
Gdy jednak chce gdzieś dojść szybko, wraca do pełzania.
Zaczęła machać papa. Nie za każdym razem, ale jak już machnie, to wiem, że to nie przypadek (i wiem, kiedy to jednak przypadek). Ucieszyło mnie to z cieniem łezki w oku (jak niegdyś pierwszy głośny śmiech), bo rozwój motoryczny rozwojem motorycznym, a jednak intelektualny też ważna rzecz.
Ja
Razem z Tomkiem podjęliśmy wyzwanie, żeby w końcu się za siebie wziąć. Nie jemy słodyczy, nie pijemy kawy. Tzn. ja i tak piłam od wielkiego dzwonu, ale Tomek kilka razy dziennie. Na razie trwa detoks, ale czujemy się z tym dobrze. I nie musimy uciekać wzrokiem przed patrzącą na nasze przekąski Natatalią.
Dobra kawa nie jest zła:))) Nie dla mnie takie wyzwanie:) Ale ze słodyczami mogłabym się rozstać bez żalu, jak coś w domu jest to zjem, ale ja nie ma to też spokojnie przeżyję 🙂
Jak nie ma, to też przeżyjemy. Podstawowa zasada niejedzenia słodyczy brzmi: nie wkładać do koszyka na zakupy! 😉
Gorzej jak samemu się nie kupuje, tylko co chwilę ktoś obdarowywuje:)) Ja nie pamiętam już, kiedy ostatni raz wkładałam jakiś słodycz do koszyka, a w domu tego pełno:/ W kawie też toniemy bo kawa to najlepszy prezent, jak nie wiadomo co kupić;P
L: ale kawa dla gości będzie? a Tomkowi kawa zbożowa nie zaszkodzi 😉 tylko taka prawdziwa, zielona Kujawianka
Żona… to my aspołeczni jacyś jesteśmy, do nas nie przychodzą z takimi prezentami 😀
A niżej nie-podpisana L. jak coś nam sprezentuje, to albo tydzień siedzę nad wkładaniem cukinii do słoików, albo przywozi już gotowe buraczki w zalewie 😀
L.: jak się zaniesie na jakiegoś gościa, to się kawa znajdzie. To kiedy wpadasz? A wiesz, kto mi się na sąsiadów szykuje?
Ooo, umie już papa? Super 🙂 Lenka dopiero powoli zaczyna kumać, o co chodzi 🙂
Wyzwania odnośnie rezygnacji z kawy nawet nie podejmuję, bo wiem, że z góry skazana jestem na porażkę 😉 Ale kawa pita w rozsądnych ilościach jest wbrew pozorom bardzo zdrowa 🙂 Przy czym oczywiście mówię o prawdziwej kawie, nie jakimś rozpuszczalnym badziewiu 😉
Natalka też zaczyna kumać, ale jednak kuma no 😀
Właśnie o te rozsądne ilości się rozchodzi. Na razie ekspres patrzy na nas z wyrzutem. Ale sprawdza się zasada jw.: nie kupuj! Nie mamy na razie czego zaparzyć 😀
My kawy też nie pijamy, choć na przekór Waszym postanowieniom, mój mąż wypił swoją chyba pierwszą kawę w życiu (a ma 30 lat…) właśnie w nowym roku… 😉
Hehe no są tacy, są… myślę, że pierwsza kawa wciąż jest przed moim tatą 😀
No to lada moment z kolanek podniesie się do stania 🙂
Nie piłam kawy chyba z rok, ale odkąd moje dziecko serwuje mi nocne atrakcje, to nie mogę inaczej.
Co do gryzienia, to ja strasznie się boję górnych zębów, bo kilka razy zostałam ugryziona i to wcale miłe nie jest.
Ehh te małe Pędraczki 🙂 to to wszędzie wejdzie i wszystko wyciągnie.
Nie długo będzie biegać 😉
Ja sama walczę z detoksem od cukru, ale łatwo nie jest. W domu pełno słodyczy :O nikt nie pomaga.
Ileż te nasze dzieci dają nam radości, prawda? 🙂
U mnie też detoks… dziś upadłam i zjadłam bułkę z nutellą.
Oj właśnie mi uświadomiłaś że my też nie mamy łóżeczka, co za tym idzie szczebelków do podciągnania… ciekawe jak Alusia sobie z tym poradzi…
A wiesz, że jeden orzeszek laskowy przypada na 12 słoiczków nutelli? 😀
Naprawde?
Cudnie! Gratuluję postępów i tradycyjnie zazdraszczam 🙂 U nas pełzanie z odpychaniem kolanem prawym plus klęczki. Ale nic poza tym.
Ale do osiemnastki daleko 😉
Zawsze jak zaklinasz tę osiemnastkę, to Franek się mobilizuje 😀
Witam serdecznie. Podczytuje bloga od jakiegoś czasu- musze przyznac ze wciaga 🙂 Mam synka który ma 7,5 miesiaca…wiec mam dla kogo czerpac stad inspiracje. Moj mały rozwój fizyczny ma w małym paluszku. Od miesiaca siada, raczkuje i staje gdzie się da- przy łóżku, komodzie, stoliku- jest go wszędzie pełno. Mam tylko jedno zmartwienie- synek nie jest gadatliwy. praktycznie nie guga, czasami jakieś mama, nanana mu się wymsknie ale naprawdę nie czesto. Nie wiem co robić, czy powinnam to z kims skonsultować czy uzbroić sie w cierpliwość?
Pozdrawiam serdecznie Emilia
Witaj 🙂
Twój synek poszedł jak burza w rozwoju motorycznym. Często dzieje się tak, że układ nerwowy zajęty rozwijaniem jednych umiejętności, odkłada na później resztę. Piszesz, że pojawiają się sylaby, nawet powtórzone – to bardzo dobrze. To już wygląda na gaworzenie.
Daj mu jeszcze chwilę, ale bacznie obserwuj. Zwróć uwagę na jego słuch – czy reaguje na Twój głos, czy odwraca się w kierunku źródła dźwięku. Dla pewności możesz zrobić badanie audiologiczne – nawet jeśli badanie przesiewowe w szpitalu wyszło prawidłowo.
Śpiewaj mu i czytaj (recytuj) rytmiczne wierszyki (polecam Brzechwę).
W razie pytań, zapraszam do kontaktu mailowego: magda@logociocia.pl
Pozdrawiam 🙂
Aaaa, u Was też detoks 🙂 No, nie ukrywam, że mnie zainspirował mocno link u Ciebie a propos słodyczoholizmu 😉 Nas też ciągle obdarowują niezdrowym żarciem (nie tylko słodyczami) :/