Tym razem wyjątkowo jak na mnie weszłam w nową rzeczywistość bez teoretycznego przygotowania. Trochę z braku czasu (koniec studiów, obrona, ciąża, Natka, praca), trochę z zatopienia się w temacie porodu po cesarce. A trochę z premedytacją — no co, ja sobie nie poradzę (aka: zobaczymy, czy mam jednak tego czuja).
Czyli nie przeczytałam ani jednej mądrej książki na temat rodzeństwa. Poszłam na żywioł. Urodziłam córce brata i zobaczymy, co teraz.
Minął miesiąc (kto da wiarę?).
Natalia jest najcudowniejszą siostrą pod słońcem — na miarę swoich szesnastomiesięcznych możliwości.
Jak zareagowała na Leona? Zrobiła wielkie oczy, minę pod tytułem „chaciu chaciu chaciu” i zabrała się do ogłaskiwania.
Głaskanie zostało. Przychodzi do Leona i głaszcze po głowie. Łapie za dłoń i mówi „cześć” [csee csee]. Dodatkowo edukuje brata pilnie z anatomii twarzy. Wskazuje gdzie ma nos, buzię, ucho i… nieszczęsne oko [koko]. Oko [koko] trzeba pokazać najdokładniej, w sam środek.
Kiedy Leon zaczyna płakać, budzi się, stęka lub wydaje innego rodzaju odgłosy — rzuca wszystko i pierwsza biegnie na miejsce zdarzenia nieść pomoc (przytulić, pogłaskać cacy cacy i pokazać oko [koko]).
Czasem też biegnie z podobnymi zamiarami, gdy Leon smacznie jeszcze śpi. Ale nie ma totamto — przykłada wówczas palec do buzi i mówi [ćśśśś]. Do nas to mówi, bo może nie wiemy, że trzeba być cicho.
A potem tuż przy łóżku rzuca z impetem klocek na panele. Ale ćśśśś.
Nie bronimy jej kontaktu z bratem. Może go przytulać, głaskać. Może pokazywać oko [koko] ale pod naszym ścisłym nadzorem. Może biec do niego, gdy śpi i gdy płacze. Ale zawsze biegniemy za nią (przed nią się nie da). Nie chcemy, żeby czuła, że Leon ma jakieś specjalne względy, jakąś ochronę, że kontakt z nim to coś złego. Po prostu my rodzice musimy zadbać o bezpieczeństwo.
Gdy chodzi po łóżku obok — asekurujemy rękami (nogami też), bo to nigdy nie wiadomo, kiedy i w którym kierunku nastąpi bach!
Temat karmienia w tandemie wymaga osobnego opracowania (już wkrótce). Ale gdy Natalka je mleko, a Leon zaczyna płakać, pytam, czy idziemy zobaczyć, co się dzieje (zmienić pieluchę, przebrać etc., unikam stwierdzeń, a teraz będzie jadł Leon, no chyba że faktycznie akurat je).
Nie wiem, co doradzają w książkach o rodzeństwie. Ja się kieruję jedną podstawową zasadą: noworodek ma być najedzony, przewinięty i uśpiony. Cała reszta uwagi biegnie do starszaka.
Proste i logiczne. A jakie trudne w realizacji. Bo w praktyce uwaga biegnie do starszaka, owszem. Ale z noworodkiem przyssanym do piersi.
Natka się bawi. Leon je.
Natka na nocniku. Leon je.
Natka czyta książki. Leon je.
Natka zmienia czytane książki co 5 sekund. Leon je.
Natka biegnie na balkon. Leon je.
Natka się przewraca. Leon je.
Natka — o zgrozo — chce spać. Leon je.
Natka płacze. Leon je.
Natka chce założyć buty. Leon je.
Natka je. Leon je.
Minął miesiąc, Leon przestał być noworodkiem, a zaczął więcej ogarniać świat. Czuwa, patrzy. I oczywiście je. Będzie coraz mniej spał. Zaczną się schody.
Jednak muszę przeczytać jakąś książkę o rodzeństwie. Ktoś coś?
—
Praktyczne rady dotyczące wieczorów, bo to moment doby kluczowy i strategiczny.
1. Nie usypiamy starszaka, gdy młodszak nie śpi. Jeśli obudzi się w trakcie usypiania starszego — przechlapane.
2. Należy zapewnić sobie pomoc drugiej osoby do przytulania śpiącego młodszaka — podczas usypiania starszaka.
3. Płacz młodszego budzi starsze. Wtedy płaczą oba. Ty wybierasz, które wkrótce płakać przestanie. Patrz punkt 1.
Ponieważ zboczyłam z tematu „zapoznanie” na „jak się w tym odnaleźć mają rodzice”, to zdradzam, że początek lekki nie jest. Nasz plan obejmował jedno: przetrwać.
Powoli układamy to, odnajdujemy się.
Ja nie mogę wyjść z podziwu, jakie to wszystko było proste rok temu. Czym ja się tak przejmowałam? Co tak przeżywałam?
Że śniadanie zjadłam o 18? Ha ha ha. Powiedz to starszakowi. Nie ma opcji. Trzeba się zebrać i dać jeść o 7 rano. I ubrać, i przewinąć, i uczesać.
A beztroskie drzemki razem z Natką? A skąd, jedno zaśnie, budzi się drugie.
Jest naprawdę wesoło.
Ale jak patrzę na nich, to wiem jedno: wspaniała przed nami przygoda.
17 komentarzy
Jest wesoło na początku drugiego dziecka i moim zdaniem, to zupełnie inna bajka niż rozkoszne dziecko pierwsze, które dyktowało rytm i gdy tylko człek się temu poddał to przeżył pierwsze tygodnie bez większych strat 🙂 Z drugim wkracza skomplikowana logistyka a miejsce na siebie kurczy się do zaspokojenia najwyżej swoich podstawowych potrzeb życiowych, a i o to trzeba powalczyć. Ale będzie lepiej, z każdym dniem będzie łatwiej 🙂 Dni doła i rozpierduchy też będą. Ale czyż to nie jest po prostu macierzyństwo? No i na pewno nie powód, żeby odebrać dziecku nr 1 szansę na rodzeństwo i sobie na obserwowanie budowania się tej cudownej relacji między szkodnikami 🙂 <3
Prawda! Prawda w każdej literce tego komentarza! Rzeczywiście przy Natce poddałam się jej rytmowi i popłynęłam. A teraz nie mogę sobie na to pozwolić i dlatego jest ciężej. Skradam sobie chwile, kiedy w spokoju mogę nakarmić Leona, bo przecież nikt inny tego zrobić nie może. Ale to są niestety tylko skrawki.
A o moje potrzeby zadbała matka natura. Piję na potęgę, wiadomo jak to na początku laktacji, a cały dzień mogę nie sikać (orientuję się wieczorem dopiero, że _wypadałoby_ może się przejść do wc). No w cycki mi idzie.
PS Rozpierducha to teraz moje drugie imię 😉
Z jednej strony mnie pocieszyłaś, a z drugiej przestraszyłaś 😉 Podobno właśnie najtrudniejsze dla rodziców jest przejście z posiadania jednego dziecka do posiadania dwójki. Przy trzecim to ponoć luz 😉 Ale weź tu dotrwaj do trzeciego 😉
A z książek to polecam "Zgodne rodzeństwo" Minge. Naprawdę fajna i na pewno przypadnie Ci do gustu 🙂
Dzięki za polecenie książki. Rozejrzę się.
Tu nie ma co straszyć. U Ciebie może być inaczej. To kolejny powód, dla którego nie czytałam wcześniej o rodzeństwie. Miliard możliwych scenariuszy. A plan tylko jeden – przetrwać.
Ja nie czytałam żadnych książek:P Jakoś już doszłam do wniosku, że najlepiej we wszystkim sprawdza się… intuicja;)
Usypiałam na początku chłopaków razem. Adaś był przy cycu, a Antek się do mnie przytulał i zasypiał. Teraz już Adama kładę szybciej, potem idę do Antka i czyta mu bajki. Ale coraz częściej się zdarza, że jak wracam, do Antek… już śpi:| Usypianie dwójki na raz przestało się sprawdzać, bo Adam wszedł w etap kiedy wszystko go interesuje i rozprasza.
Wychodziliście już na spacery? 🙂 Dla mnie najgorsze były spacery i jazda gdzieś dalej autobusem, żeby się przełamać. Antek już chodził za rękę i bałam się, że będzie się wyrywał, ale w rzeczywistości bardzo szybko się nauczył że nie wolno. Zbieramy pochwały jaki to jest grzeczny:) I paradoksalnie- najbardziej grzeczny jest, jak jestem z nim i z Adasiem sama, bo wie, że po prostu nie mogę się nad nim cackać i za nim biegać mając pod opieką jeszcze drugiego:)
Fajnie jest. Chłopaki zaczynają się razem bawić. Antek Adama pilnuje, czasem tylko słyszę z drugiego pokoju: "Adaś, nie wolno jeść buta, nie wolno robić takich głupot!" Czasem się kłócą: "Adaś, nie ruszaj mojego pociągu!". Czasem Antek mi tłumaczy w imieniu Adasia: "Mamo, Adaś nie chce już jeść, nie chce się już bujać na koniku, nie widzisz?"
Naprawdę: nie chciałabym mieć jedynaka. Ten cięższy czas, kiedy nawet przewijałam Antka z Adamem na ręku, szybko mija. Czasem sobie myślę, że nawet za szybko;)
Mam tę fantastyczną sytuację, że Tomek prawie cały czas jest z nami. Więc i spacery najczęściej robimy wspólne. Na razie zaliczyłam jeden samodzielny z dwójką. Leo w chuście, Natka na nogach. No trochę hardkor, zwłaszcza jak musiałam ją kilka razy podnieść i nieść 😉
Powtarzam sobie jak mantrę, że z rozrzewnieniem będę jeszcze wspominać ten czas. Trochę pomaga. Ale zaraz potem mocne zderzenie z rzeczywistością 😀
A pisałaś kiedyś, że masz dla Natki taki rowerek, może by się sprawdził? 🙂 Ja Antka nigdy nie nosiłam, jak już miałam Adama. Powtarzałam mu zawsze, że mając Adama w wózku nie mam jak go podnieść, że jeśli nie daje rady to po prostu nie będziemy wychodzić. Tylko on już ciut starszy był. Dziadek sobie pozwalał to z dziadkiem od razu jak wychodzili to było na barana:)))
Magda wszystko przemija nawet najdłuższa żmija:) Ja nie mialam praktycznie wyboru bo Adam mi płakał non stop przez pół roku swojego życia. Gdybym go nie zostawiała czasem płaczącego to nie mogłabym nawet wytrzeć Antkowi pupy. Bo to już nawet nie chodzi o to, żeby odpocząć czy zrobić sobie kawę, tylko choć chwilę poświęcić drugiemu dziecku i zrobić przy nim to co wręcz niezbędne. W chuście nie dawał się wtedy nosić, o czym wiesz:] I przywykłam. Na rehabilitacji Vojtą nawet nie mrugnęłam okiem jak płakał przez godzinę. Serce się krajało ale tak czasem jest. Ponoć byłam znakomitym rodzicem do współpracy. Zycie. Dlatego też trochę z przymrużeniem oka podchodzę do porad typu nie zostawiaj dziecka płaczącego bo zrobisz mu traumę itp. My już swoją traumę przeszliśmy, gorzej nie będzie:)))
A i tak czasem tęsknię do czasów kiedy Adam był taki maleńki i bezradny. To takie rozczulające… :)))
Natka świetnie sobie radzi. Ty także! Z każdym miesiącem jest jednak łatwiej, mimo wszystko.
Jedno dziecko to jednak łatwizna, nie? 😉
Wszystko pięknie, ale punkt drugi dla mnie nie do zrealizowania Jak jest się samemu, trzeba wybrać, nie da się inaczej 🙂
Ten wybór jest okropny. A najgorsze jest to, że człowiek się uodparnia na płacz. "No trudno, musi poczekać" – nigdy nie sądziłam, że tak pomyślę. 🙁
Jest. Ale takie jest życie z dwojgiem (jeśli nie ma się dodatkowego opiekuna). Na szczęście tylko chyba raz mi się zdarzyło, że Łucja musiała poczekać. I na szczęście jest już duża i zwykle jest to w stanie zrozumieć. Ten jeden raz nie rozumiała, bo to były strachy nocne i płacz przez sen/po przebudzeniu.
Ale u nas też najlepiej się sprawdza opcja, że najpierw kładę młodsze dziecko. Dzięki temu ani razu Ł nie musiała położyć się sama, ale zawsze można ją było pożegnać i ogarnąć przed snem 😉 Ostatnio się kładła sama, kiedy F wyłaziły boleśnie czwórki i nic się nie dało zrobić. Ale wtedy jej się to podobało 😉
Trzymajcie się!
zdecydowanie wspaniała przygoda! Zobaczysz, jeszcze nie raz się wkurzysz, i nie raz uśmiechniesz 🙂 U nas aktualny problem jest taki, że Zofia w przedszkolu nauczyła się bić popychać i kopać, i trenuje na bracie. Nie reaguję długo, naprawdę. Tato gorzej, ale daje radę 😀 Szymek? Trenuje, pewnie za rok jej odda 😀
Heh, nie ma to jak przedszkole – prawdziwa szkoła życia ;)A to można nie reagować? Uch… ciekawe, ile ja bym wytrzymała? Bo na razie nonstop oczywiście bronię Leona przed wgnieceniem mu oka, zgruchotaniem kości (od "cześć cześć") itd.
ja nie bronię… Zawsze pozwalałam, co z resztą było widać, Szymek też długo wytrzymuje 😀 nie dałabym rady być 100% z nimi
Takich postów mi trzeba! 😀 Widzę, że relacje rewelacyjne! Tylko pozazdrościć! Ja się panicznie wręcz boję tych pierwszych dni, tygodni. Jak to będzie?!
Ktoś już polecał, ale polecam i ja "Zgodne rodzeństwo" Minge (jak wszystko, co Mingowie stworzą) – właśnie skończyłam i chyba nawet o niej napiszę. Rewelacja! Poza tym intuicja podpowiada Ci dobrze. Wg autorów kontakt fizyczny, możliwość tulenia i głaskania noworodka to podstawa w budowaniu trwałej więzi. 🙂
Taka córa to skarb! Przede mną dopiero urodzenie pierwszego dziecka, ale mam nadzieję, że kiedy w przyszłości pojawi się kolejny maluszek, to starszy syn nie będzie zazdrosny, a wręcz przeciwnie – zechce pomagać i od razu pokocha młodszego braciszka bądź siostrzyczkę. 😉
Ja tez zadnych ksiazek nie czytalam. Mialam prace na pelen etat, w domu juz obecnego roczniaka do ogarniecia, w 6 miesiacu ciazy lecialam do Polski wziac slub, a 3 tyg. po terminie mialam planowo bronic prace. Jedyne ksiazki jakie wtedy czytalam to opracowania naukowe. 😉
Jakos sie to samo wyregulowalo. Pamietam, ze Bi tez uwielbiala glaskac braciszka. Kiedy zaplakal, leciala do kolyski wykrzykujac swoje "Yyyyy!!!" (pozno mowic zaczela). A jednoczesnie wiecznie go budzila, bo jak wytlumaczyc 19-miesieczniakowi, ze nie mozna rzucac zabawkami przy samym uchu noworodka? 😉
Na wieczory mialam patent w postaci automatycznego bujaka. Dopasowalam czas kladzenia Bi do okolo 40 min. przed karmieniem Mlodszego. Wkladalam Nika do bujaka, on ucinal sobie drzemke, a ja w tym czasie migusiem usypialam Bi. Bywalo czasem oczywiscie, ze Nik zaczal wrzeszczec w bujaku, a Bi jeszcze nie usnela. Wtedy niestety musialam ja porzucic i leciec do Mlodego. Jakos to przyjela na klate, chyba gorzej ucierpialo moje sumienie… Pozniej, kiedy wieczorna drzemka Nika byla juz niewskazana, usypialam najpierw jego, potem Bi. Ogolnie przez pierwszy rok zycia Nika "zonglowalam" usypianiem Potworkow, zeby jakos dopasowac jedno do drugiego. 🙂
Początki tez wspominam z rozrzewnieniem… Róża dużo spała… Teraz spi mniej i zaczyna chodzić, ale nie jest źle, na popołudniowa drzemkę usypiamy sie razem w jednym lozku, po obu stronach mnie dziewczynki, jak zasną przekładam mała do łóżeczka, ale juz zaczynaja sie bawić razem…