Kto mnie zna, pomyśli, że oszalałam. Gdzie mi do szczęścia potrzebne plastikowe ustrojstwo, bałagan, wyparzanie, mrożenie, czyszczenie, ściąganie? Jedno dziecko piersiowe (2 razy w użyciu słynna Medela Calma — bez szału, ale i bez problemów), to przy drugim będę wydziwiać? Do tego w tandemie?
A jednak padła w którymś momencie taka decyzja. Mniej więcej pierwszego dnia moich nowych studiów, gdy na parkingu pod uczelnią w rześki październikowy (niemal już listopadowy) poranek próbowałam nakarmić piersią Leona, on akurat nie chciał, ale spać też nie chciał, być w chuście nie chciał, leżeć nie chciał, w ogóle nic nie chciał. To znaczy coś bardzo chciał, ale ja nie odgadywałam tego, w głowie szumiały jeszcze hormony i głos, że opuszczam zajęcia, na których z całych sił chciałam być. To, że zdecydowałam się na te studia, to inna historia. Zdecydowałam się, powiedziałam A, zapłaciłam, to i przyszła kolej na następne litery alfabetu.
B. B jak butelka.
Tomek cały weekend krążył po uczelni z dwójką dzieci. Ani to wygodne, ani jak na drzemkę położyć Natalkę, ani nie ma gdzie pójść, bo okolica w rodzaju zabudowań fabrycznych. On się męczył. Leon się męczył. Natalka się męczyła. Ja się męczyłam. Wszyscy czyli. Koleżanki ze studiów poznały mnie tymi oto słowami: „Mam na imię Magda, uciekam co chwilę z zajęć, bo karmię. Chyba oszalałam, że się tu zapisałam”.
Podjęłam decyzję, że na czas zajęć Leon będzie jadł z butelki. Względnie z kubeczka do karmienia. Wygodnie, w domu, w cieple. Na próbę poszła nasza Calma. Nic. Zero. Fe. Co to ma być? Zero współpracy ze strony Leona. No to Lovi (aktywne ssanie). Nic, zero, fe. No to Avent. Nic, zero, fe. No to jakiś nołnejm. NIC! Kubeczek Medeli? Nie. Kubeczek Lovi? Nie. Łyżeczka? Nie!
Trwało to tydzień, w tym czasie ściągałam ręcznie i myślałam, że nauczy się zaraz. Kupiłam laktator elektryczny. Policzyłam, że jak sobie ściągnę wieczorem 100–150 ml, to do przyszłego zjazdu uzbiera się odpowiedni zapas z górką.
Laktator (Medela MiniElectric) okazał się głośny i mało skuteczny w moim przypadku. Poprawiałam po nim ręcznie. Po 3 dniach zarzuciłam maszynę i ściągałam szybciej i efektywnie bez niej.
Leon w tym czasie wcale nie nauczył się pić z butelki, nie zaakceptował żadnego smoczka, żadnego kubeczka ani żadnej łyżeczki. Strzykawkę sobie darowaliśmy.
Ostatecznie pomysł butelczano-laktatorowy porzuciłam, gdy Natalka dorwała butelkę z rozmrożonym mlekiem treningowym dla Leona. Mówię jej, spróbuj sobie, to moje mleczko. I spróbowała. Takiego (!!!) odruchu wymiotnego nie widziałam u niej od pierwszych dni jej drogi BLW, kiedy uczyła się jeść. Przy okazji to był pierwszy jej odruch wymiotny wywołany smakiem (zapachem), a nie mechanicznie. Tego nie da się pić i moje dzieci nie będą tego robić — postanowiłam.
I tym sposobem Leon jest drugim uczelnianym dzieckiem. Natka cały rok odwiedzała mnie na studiach, to i Leon odwiedzał. Więcej szczęścia niż rozumu jednak mieliśmy — okazało się, że 90% zajęć odbywać się będzie pod Wrocławiem, w przedszkolu montessoriańskim. I złożyło się tak, że przedszkole to jest o rzut beretem od babci i dziadka, którzy goszczą podczas moich zajęć Tomka z dziećmi, pomagają, karmią i zostają z Natką, kiedy Tomek przywozi mi w przerwie Leona na mleko.
A z uwagi na panującą na tych studiach atmosferę, udało mi się nie opuścić ani jednego zjazdu — nawet gdy Tomek był na szkoleniu we Lwowie. Natalia wówczas została z babciami i dziadkami, a Leon ze mną w przedszkolu.
Tym oto sposobem potwierdziłam, że w moim, naszym, przypadku wszelkie gadżety, butelki, smoczki i laktatory miejsca swojego nie mają.
Okazuje się, że są dzieci, których nie sposób nauczyć mimo całej wiedzy merytorycznej i całej rodzicielskiej cierpliwości.
Okazuje się, że naprawdę są kobiety, którym laktator nie wyciągnie tyle co dziecko da radę. Szczerze mówiąc napawało mnie lekkim strachem obliczanie tych mililitrów, planowanie, zastanawianie się, co zrobić, gdy będzie za mało. Cieszę się całą sobą, że udało nam się obejść bez takich zabaw.
I na koniec okazuje się i potwierdzam, że nawet karmiąc piersią (bez gadżetów) czasem da się wykombinować rozwiązania, żeby zrobić dla siebie coś ważnego — mimo całego „uwiązania do dziecka”.
Zdjęcia wykonane przez koleżanki ze studiów. Zdjęcie zapraszające do posta (laktator) — wprost ze strony producenta (Medela).
Ja zostawiałam dziecko z mężem w domu. Końcówka studiów, zajęcia raz w tygodniu, więc nie tak źle. Odciągałam godzinami, bo nijak nie chciało się uzbierać nigdy więcej niż 50 ml. Młoda umiała pić z butli i na początku nie było problemów, ale po kilku tygodniach stwierdziła, że nie z nią te numery i przez te kilka godzin wolała głodować. Jakoś przeżyła. Pewnie tez by wolała być ze mną na uczelni, ale ja aż taka dobra nie byłam.
Leoś jest taki piękny! Zdjęcie w chuście jest przecudowne!
Twarda zawodniczka. Leon ostatecznie nie tuła się po uczelni/przedszkolu, tylko na przerwę Tomek go dowozi. Wychodzi mu wtedy karmienie według starej daty: „na żądanie ALE co trzy godziny” 😀
A dziękujemy 😉
Jaki slodziak z Leosia! Do zacalowania! :*
Ja, z powodu tutejszej polityki rodzinnej, a raczej jej braku, do pracy musialam wrocic po 12 tygodniach od porodu. Od razu na caly etat, czyli przepadalam na 9 godzin (z dojazdami). Nie bylo wyjscia, musialam odciagac. Mialam elektryczny Philips Avent i sprawil sie super! Dwa razy dziennie, w 10 minut odciagalam po 90 ml (z kazdej piersi). Nie wiem od czego to zalezy, bo wielokrotnie slyszalam, ze kobiety maja problem z odciaganiem z pomoca laktatora. Ja odciagalam tyle, ze spokojnie wykarmilabym blizniaki, bo Potworki tego nie przejadaly. Zapasy z zamrazarce mialam jeszcze na miesiac po skonczeniu odciagania w pracy! 😀
Co do butelek, to mielismy Nuk’a. Bi zalapala bez problemu, Nik byl bardziej uparty. Po tygodniu jednak chyba dotarlo, ze albo zje z butli, albo bedzie glodny i zaprzestal buntu. 😉
Agata! Nie dalej jak wczoraj myślałam o tym, że jakie to fantastyczne, że miałam i mam możliwość siedzieć ten rok macierzyński w domu. O tym, jaki problem bym miała, gdybym musiała oddać któreś z nich do żłoba (aaa!!!) po 6 miesiącach. A Ty mi tu piszesz o 12 tygodniach! Tyle mniej więcej miał Leon na tych zdjęciach, a wtedy wszelkie myśli o zostawieniu go z kimś innym niż jego tata w ogóle nie wchodziły mi do głowy. Zresztą co ja gadam. Leona nadal nie oddam. Natkę czasami zostawię dziadkom ku obopólnej wesołości lub gdy zachodzi ważna potrzeba (za co dziękuję), ale już na przykład wyjście do kina bez dzieci jeszcze mi się w głowie nie ułożyło hehe.
W każdym razie, szapoba za to odciąganie! I racja, u nas zabrakło tego przegłodzenia, żeby Leon mógł się zorientować, że albo butla, albo życie 😉
A wiesz, mialam szczescie, bo dzieci wlasnie z tata zostawialam. 😉 Moj kochany chlop, specjalnie na nocna zmiane przeszedl, zeby dzieci odchowac. 😉
A i tak ciezko mi bylo ich zostawic…
O to rzeczywiście szczęście!
Jaką ma piękną bujną czuprynę 😀 Podziwiam, ze tak pięknie umiesz to wszystko ogarnąć, karmienie w przerwie itp. I to bez laktatora. Dla mnie ten sprzęt to wybawienie.
Koleżanka położna sprzedała mi patent, że jak laktator nie daje rady, to dobrze odciagać mając dziecko na kolanach, albo przynajmniej w pobliżu, żeby na nie patrzeć. U mnie rzeczywiście widok Pisklaka bardzo przyspiesza sprawę.. Szok, jaka ta natura mądra.:)
Mojemu nie robi, czy to pierś, butelka czy strzykawka – na wszystko się rzuca jakby tydzień nie jadł.:p
Wiesz, ja tak myślę, że chyba po prostu nie miałam wystarczająco silnej potrzeby, żeby się to udało. No bo jakoś jednak się ułożyło. Gdybym doszła do poziomu frustracji (właśnie sobie to zwizualizowałam), to pewnie i po strzykawkę bym pobiegła.
A co do natury to masz rację. (Chociaż u mnie to chyba nie w tym problem przy pracy laktatora). Na studiach jest dziewczyna karmiąca piersią, ale ona właśnie używa laktatora. I czasem jak się zagadamy o dzieciach, to się obie naraz łapiemy za biusty (no każda za swój), bo czujemy, że mleko idzie 😀
Rany, jak On PIĘKNY!!! Strasznie mi się podoba!
Niesamowite, że ściągnięte mleko Natce tak daleko nie podeszło.
Hey Sultan long time reader first time co,runtemmYoer blog reminds me of what my father went through. He did his MA in education at BU (the plan was to do a PHD) and his master's thesis was about how college isnt for everyone and how it would be way more benificial for 11th and 12th grades to be some sort of trade school for large parts of the population. This master's thesis was not appreciated (as you can imagine) by faculty at the University and he wasnt accepted to the PHD program. He ended up becoming a lawyer.