Tomek mówi. Za chwilę bierze kartkę i rysuje. To, co mówi.
To jest owad. Ma sześć nóżek — jak wszystkie chodzące owady. Jest stawonogiem. Ma szkielet zewnętrzny, okryty pancerzykiem chitynowym. Ma głowę, czułki, oczy. Ma także błoniaste skrzydełka i takie okrywy nad nimi. To może być na przykład biedronka.
I teraz ja.
— No. To powiedz*: Chrząszcz. Chrząszcz.
— [śąść]
— Brzmi. W trzcinie.
— … — w domyśle: „no weź się mama”.
* To „powiedz” także żartobliwie. Nigdy tak do niej nie mówię (czyt. logopedyczne zboczenie zawodowe).
8 komentarzy
Rechoczę. U nas podobnie 😉 Np. ryk, rzucanie przedmiotami oraz sobą o podłoże, armagjedon – czyli czas powrotu z placu zabaw odrobinę za późno względem poziomu zmęczenia syna. Ja juz adresuję paczkę na księżyc, coby w niej syna umieścić, a Czaro : smutno Ci, że już idziemy, lubisz się bawić w piasku, podobała Ci się kopara Kubusia tak?
😉
Oprócz wyczucia czasu to komunikacja fantastyczna 😀 Ale co tam, trzeba ćwiczyć nawet w trudnych sytuacjach.
Ahahahhahah! 😀
PS Tomo – respect!
A respect, respect. Ja po takich wypowiedziach myślę, że w życiu na lekcji biologii nie byłam 😉
Niby trudna lekcja jak na dwulatkę, nie traktowałem tego poważnie, ale…
od przedwczoraj na spacerach spotkaliśmy razem 5 różnych chrząszczy. I za każdym razem było, bez podpowiadania: „Tata, śąść!” 🙂
Owady coś tam pamiętam, muszę pilnie powtórzyć anatomię porównawczą kręgowców i botanikę, zanim padnąjakieś trudne pytania hehe
Pilnie, pilnie! Ale po łacinie aby!
:)))
Mam wrażenie, że tematy na niektórch blogach się ze sobą pokrywają i nie ma sensu czytać całego, dla jednego wniosku. Lecz są takie, które godne są rzucenia okiem – dokładnie jak ten.