Poleciałam do nowo poznanej pani doktor z tym moim nieszczęsnym pęcherzem i jego bakteriami. To była wizyta jedynej szansy, bo jak będzie antybiotyk profilaktyczny, to koniec z nami!
Tymczasem to ja musiałam się natłumaczyć, że wcale nie przyszłam tu żebrać o receptę, że nie jestem przewrażliwiona i że wcale a wcale, no nic, słowa nawet nie przeczytałam w sieci na temat bakterii w moczu.
Doszłyśmy do porozumienia, że trzymamy się z dala od antybiotyków, póki można, że dużo bakterii + mało leukocytów to jeszcze nie zakażenie i że przyda mi się skierowanie na następne badanie na wszelki wypadek.
Ale nade wszystko pani doktor ujęła mnie tym, że widziała mnie po raz drugi w życiu tak zawodowym, jak i prywatnym, a wszystko co trzeba o mnie pamiętała.
Zapaliłam jej zielone światełko, a że jest pediatrą, to szykuję jej kolejnego oddanego pacjenta.
Odsyłam do mojego komentarza o żurawinie. Zresztą jadłam ją proilaktycznie przez całą ciążę. 🙂