Na żur przyjdzie jeszcze pora. I na zalewajkę, i barszcz czerwony. I na domowej roboty kapustę kiszoną też (oby jak najszybciej, bo mam ją pod powiekami i na końcu języka, i już przebieram nóżkami: tup tup tup).
Tymczasem mamy ciąg dalszy medycyny naturalnej walczącej z zakażeniami pęcherza, a właściwie podtrzymującej to, co już wywalczyła, bo zdaje się jest o niebo lepiej. Oprócz tego, że łykam sobie żurawinę w kapsułkach, kupiłam jeszcze syrop żurawinowy, taki do rozcieńczenia w wodzie czy herbacie (czy w dalekiej przyszłości — w piwie). No ale przeczytawszy jego skład, głównie chemiczny, zaczęłam się zastanawiać, czy i ile tej żurawiny zmieściło się obok syropu glukozowo-fruktozowego i innych pyszności.
Aż tu nagle natknęłam się na świeżą żurawinę i na hurra ją nabyłam z postanowieniem zjedzenia na surowo. Lubię kwaśne i cierpkie owoce. Nawet niedojrzałe. Ale wytrzymałam 7 kulek i dałam sobie spokój. Leżała bidulka w lodówce i zastanawiała się, co z nią pocznę, a ja nie wiedziałam. Tymczasem szukając alternatywnego do mojego przepisu na kwas buraczany (już wkrótce tegoroczna premiera!) w książce kucharskiej, przewertowało mi się na dział napoje, a tam soko-kompot żurawinowy. Zachwycił mnie jego kolor i postanowiłam spróbować.
Przepis:
- 0,5 kg świeżej żurawiny
- 1 l wody
- 100 g cukru
- 2 łyżki miodu
Żurawinę zalewamy wrzątkiem, wsypujemy cukier i wstawiamy na kuchenkę. Gotujemy kilka minut (maksymalnie 10, wystarczy). Żurawina strzela nam niczym popcorn, więc uwaga. Potem dajemy jej chwilę przestygnąć i dokładamy miód — do ciepłej, żeby się rozpuścił (bo mój akurat jest od zawsze skrystalizowany). Potem bierzemy sitko i przecieramy nadal strzelające dookoła kulki żurawiny. Kusi blender, kusi, wiem, ale nie: przecieramy! To nam super zagęszcza i zakwasza napój, którego kolor podsycany nieklarownością jest obłędny.
A smak…
Przepis fajny, tylko jakbym już miała używać słodkości to zastąpiłabym cukier w całości miodem. Cukier generalnie sprzyja rozwojowi bakterii… Ale żurawinka jak najbardziej!
Słusznie. I w ogóle można poszaleć z proporcjami słodkości do kwaśności, choć to, co mi wyszło z podanych, no po prostu pycha! Z drugiej strony smak miodu jest bardzo wyraźny, a jak go będzie więcej, to może mi żurawinkę zdominować. Na pewno jednak nie skończy się na tym jednym razie. 🙂
tefałen już zaciera ręce 🙂
nie mam tefałenu ani nic innego, ani nawet tego, co to wyświetla, więc jestem nie w temacie (?)
a o co kaman?
Hej,
Nominowałam Cię do Liebster Blog Award! O szczegółach możesz przeczytać o tu:
http://www.mamoholiczka.pl/2013/11/pierwsze-wyroznienie-czyli-liebster.html
Pozdrawiam i zapraszam do zabawy 🙂
Bardzo fajny i prosty przepis przepis. U mnie żurawinka do herbaty w okresie zimowym to podstawa 🙂
Świeża żurawina? W Miliczu niet. 🙁 Posiłkuję się suszoną, ale ona raczej nie nadaje się do tego przepisu.
Ja walę żurawinę taką do picia (sok do rozcieńczania bez cukru), popijam nią te tony leków, które biorę 🙂
a skąd można wziąć żurawinę do rozcieńczania bez cukru?
Wiesz co ja kupiłam w Chacie Polskiej na półce ze zdrową żywnością. Może i w innych marketach są? Kumpela kupiła po prostu w aptece.
Dobrze wiedzieć, jak się skończy w sklepach świeża. Poszukam. 🙂
a nie można świeżej podsuszyć? najzdrowsza będzie (ew. jak będziesz mieć zachciankę to mięsa podają często z sosem żurawinowym 😉
świeżą wolę zamknąć w słoikach, trochę jednak drogo tak sobie nonszalancko suszyć te kulki 😉
Hmmm brzmi smacznie – trzeba będzie spróbować