Temat chustowy rozpocznę od fundamentów, czyli trochę teorii na początek. Na praktykę muszę poczekać jeszcze kilkanaście tygodni, bardzo możliwe, że wszystko weźmie w łeb i po prostu się nie da. Ale na razie szykuję sobie podwaliny, faszeruję się wiedzą, sprawdzam, czytam, przygotowuję i mentalnie nastawiam, a niedługo przećwiczę na żywo.
Niedawno wyszła w wydawnictwie Mamania książka Dobrze nosić — o chustowaniu, rzecz jasna. Podzielona została na 2 zasadnicze części, które można streścić:
1. Dlaczego nosić?
2. Jak i w czym nosić?
Dlaczego nosić?
Zdaję sobie sprawę, że chustowanie wywołuje wciąż sprzeczne reakcje. Od zachwytu po oburzenie. O tym na pewno jeszcze napiszę. Autorka skupia się jednak na pozytywnych stronach motania dzieci i stara się rozwiać wszystkie obiekcje, z którymi można będzie się spotkać.
I tak na początek przywołuje serie argumentów, wobec których ja zawsze pozostaję bezradna. Ewolucja. Ciężkie działo wytoczone na początek, żeby rozwalić resztki murów i oporów w głowach.
Okazuje się bowiem, że ssaki — ze względu na swoje możliwości tuż po urodzeniu — dzielą się na 3 grupy.
Gniazdowniki, np. myszy, koty, które rodzą się ślepe, głuche i bezradne. Muszą pozostać w gnieździe do jako takiego ogarnięcia się. Ich mama w tym czasie chodzi na polowania i wraca je nakarmić, a one się nie ruszają z gniazda i wcale z tego powodu nie rozpaczają.
Zagniazdowniki, np. konie, słonie, które rodzą się w miarę przygotowane do życia na zewnątrz. Kilka godzin po urodzeniu są w stanie podążać za matką, takie są samodzielne!
Noszeniaki (lub noszaki, jak już widziałam), np. szympansy, człowiek. Rodzą się z otwartymi przewodami słuchowymi i oczami. Nie muszą pozostawać w gnieździe, ale i nie potrafią samodzielnie podążać za matką. Co mają więc zrobić? Mają być noszone. Małpy są lepiej przystosowane niż ludzie, bo mają sierść, której maleństwa mogą się chwytać, oraz przeciwstawne kciuki stóp, którymi łapią się mamy. Aż cztery miejsca zaczepienia. Ludzkie niemowlęta nie mają takiej możliwości. Pytanie więc, czy na pewno są noszeniakami? Autorka dowodzi, że tak. Zainteresowanych odsyłam do samej książki, podpowiem tylko, że ma to związek z fizjologicznym ułożeniem nóżek, które są wprost stworzone do oplatania mamy w biodrze.
Co więcej, okazuje się, że ludzkie niemowlęta są noszeniakami aktywnymi — w przeciwieństwie do kangurów (noszeniaków pasywnych), które sobie leniuchują w torbie mamy.
***
Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona tym fragmentem i podziałem. Pomyślałabym raczej, że mały człowiek to taki bezbronny gniazdownik, który musi czekać, aż mama upoluje coś w markecie lub lodówce i wróci do gniazda nakarmić swojego ssaka. Ale z ewolucją się nie dyskutuje. Zwłaszcza jak doda się do całości fakt, że ludzie kiedyś żyli w trybie koczowniczym i często musieli przemierzać duże odległości. Wózków nie było, allegro nie było, a trzeba sobie jakoś radzić. Więc pewnie pakowali berbecia w skórę jakiegoś tura czy innego mamuta, wiązali do siebie i po prostu szli.
***
Dalej w książce autorka dowodzi, że nosząc dziecko w chuście czy odpowiednim nosidełku, wcale nie robimy mu krzywdy, bo jest ewolucyjnie i anatomicznie do tego przystosowane. Kąty odwiedzenia i zgięcia nóżek jak brakujący puzzel pasują akurat do biodra mamy. Aranżując takie samo ułożenie dobrym zamotaniem lub nosidełkiem, możemy nosić maleństwo także z przodu.
Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości natury biologicznej, anatomicznej, fizjoterapeutycznej czy innej czysto medycznej, koniecznie musi przeczytać tę książkę. Nie sposób przytoczyć tutaj wszystkich rozbrojonych zastrzeżeń. Także tych co do rozwoju kręgosłupa.
Jak i w czym nosić?
W drugiej części (tematycznej) książki dowiemy się o sposobach noszenia, o tym, że już od pierwszych dni bez obaw możemy dziecko chustować — odpowiednim do tego zamotaniem. Każdy ze sposobów jest dosyć dokładnie opisany i obfotografowany. Jedynie instrukcja wiązania węzła płaskiego przyprawiła mnie o dreszcze i prawdę mówiąc, gdybym nie żeglowała, to za nic w świecie bym tego węzła nie umiała zawiązać poprawnie — ani na podstawie opisu, ani fotorelacji. Na szczęście wiązanie poszczególnymi technikami omówiono i pokazano tak, że można coś z tego zrozumieć. Nawet żałowałam podczas czytania, że jeszcze nie mam chusty, bo bym sobie wypróbowała kilka wiązań. Ale przyjdzie na to czas, gdy pójdę na warsztaty chustowe.
W tej części znajdziemy także sporo informacji o samych chustach i nosidłach. Dlaczego jedne są dobre, a inne zupełnie nie. To jednak temat na osobną historię.
***
Sama książka wydana jest bardzo ładnie, kolorowo, na kredowym papierze. Bardzo podoba mi się, że każdy z rozdzialików w pierwszej części zakończono wyróżnionym podsumowaniem. Krótkim streszczeniem najważniejszej myśli. W razie ataków na chustomamę, łatwo będzie odnaleźć kontrargument i pomachać nim przed nosem oskarżyciela. Tak piszę, bo nastawiam się na walkę z przekonaniami otoczenia. Hartuję się zawczasu, żeby nie było niespodzianki.
Podsumowanie
Gdybym po przeczytaniu miała ocenić, czy chcę mieć tę książkę na półce, odpowiedziałabym, że zdecydowanie tak. Znajdę w niej szybko potrzebne informacje i mam pod ręką ściągawkę z najważniejszych sposobów motania dzieci (7 + warianty).
Wpis nie jest sponsorowany.
Temat monitoruję nadal i na pewno nieraz powróci na ten blog. Najpierw w formie teoretycznej, a potem — mam nadzieję, że nic się nikomu, a zwłaszcza temu małemu noszeniakowi w brzuchu, nie odwidzi — w formie praktycznej.
Zanim książka do mnie dotarła, skorzystałam z okazji, że na studiach niespodziewanie wypadły nam zajęcia z fizjoterapeutką niemowląt i dopytałam, co ona, co oni wszyscy, ci fizjoterapeuci, sądzą o chustonoszeniu. Spodziewałam się wykładu, że „no niby fajnie, ale…”. A tu okazało się, że pani doktor uważa, że odpowiednie wiązanie (nie że dziecko wisi w chuście czy nosidle) jest najodpowiedniejszym sposobem transportu niemowląt. I to jest moje zielone światło.
Dane książki:
Autor: Evelin Kirkilionis
Tytuł: Dobrze nosić
Wydawnictwo: Mamania
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 192
Spis źródeł wykorzystanych zdjęć (od góry):
1. http://mamania.pl
2. http://www.drapiezniki.pl/454-mysz-domowa.html
3. http://www.mi9.com/horse-mom-and-baby_2956.html
34 komentarze
Noszeniaki 🙂 Bardzo mi się podoba to określenie. Ja póki co siedzę w książkach o porodach naturalnych i wątpię, bym się się rychło spod nich wygrzebała, ale (choćby z ciekawości) na pewno prędzej czy później sięgnę po wspomnianą przez Ciebie lekturę.
Czekam zatem na podzielenie się info, co z tych książek da się wyczytać. 🙂 Ja też jakieś mam, jak głupia zamawiam, zamiast dziecku jakieś majtki kupić. 😉
Polecam od razu (i nie wydasz ani grosza 😉 ) "Poród w domu" Ireny Chołuj – nie trzeba rodzić w domu, żeby to przeczytać 😉 cudownie nastawia do porodu po prostu, znajdziesz na Chomiku, bo nakład już dawno się wyczerpał. Za to tej samej autorki "Urodzić razem i naturalnie" jest np na allegro.
W komentarzu u mnie znajdziesz link do mojego drugiego, "nieoficjalnego" bloga (za to można go wygooglować, w przeciwieństwie do tego :p ) i tam dwa wpisy dotyczące pępowiny 😉
CIekawie napisane, wyczerpująco. Mimo, że nie przekonałam się do noszenia dzieciaczków w chuście to nie mam nic przeciwko takim metodom. Pozdrawiam
Ale próbowałaś i okazało się, że to nie jest to, co Tygryski lubią najbardziej, czy z założenia?
Wiesz, potrzebuję teraz dużo opinii od doświadczonych mam. 🙂
Uwielbiamy chustowanie 🙂
My się nosimy w chuście tkanej.
A da się funkcjonować bez wózka? Bo chwilowo to najbardziej mnie frapuje… :>
My tez planujemy chustowanie. A książkę wiem że muszę zakupić.
Czekam na wieści, jak będzie Wam szło 🙂
Ja też planuję chustować, a potem nosidełkować 😉 choć przyznam, że jak na razie mnie też przerażają instrukcje wiązania chusty (podobno z elastyczną, nie tkaną, jest łatwiej).
I nie rozumiem tego zdziwienia i oburzenia, że można dziecko nosić w chuście. ja wychodzę z założenia, że to, co najlepsze dla dziecka, podpowiada instynkt. wystarczy więc spojrzeć na prymitywne społeczności. wożą w wózkach? nie! noszą w chustach. a nie wydaje mi się, żeby u dzieci chowających się w tego typu społecznościach masowo występowały skrzywienia kręgosłupa itp.
Temat KTÓRA chusta to już w ogóle temat rzeka. Wstępny rekonesans: elastyczne super na sam początek, tkane uniwersalne, kółkowe na trochę później. Do przemaglowania.
Pewnie że nic nikomu do tego, jak sobie dziecko noszę, ale wiem, że obiekcje bywają dziwne, typu "a nie dusi pani dziecka" czy te słynne bioderka i kręgosłup. Żeby nie warczeć na ludzi, chcę się uzbroić w merytoryczne argumenty.
Popieramy całkowicie. Poza zaletami o których możemy dowiedzieć się od specjalistów są jeszcze te praktyczne, ważne dla ułatwienia życia mamy (mam u siebie taki post o tym, jeśli masz ochotę to nieśmiało zapraszam http://blizejmamy.blogspot.com/2013/10/jak-noszenie-dziecka-w-chuscie-pomaga.html) 🙂
Mi noszenie w chuście zalecił sędziwy ortopeda, którego nigdy bym nie podejrzewała o takie "postępowe" poglądy, kiedy okazało się, że W. ma problem z bioderkami:( dzięki chuście wrócił do normy szybciej niż w jakimśtam aparacie ortopedycznym:)
Przeczytane, dziękuję. Proszę jeszcze o opinie w sprawie, czy da się wyżyć o samej chuście – bez wózka? 😉
Nie sposób napisać o wszystkim w jednym poście, ale tak. Wbrew obawom chusty/dobre nosidła są najlepszym narzędziem w walce z dysplazją stawów biodrowych. Dobry lekarz, hehe, trzymałabym się go kurczowo. 😉
Powiem tak – to zależy:) Gdybym wiedziała jak to u nas będzie z chustonoszeniem, z całą pewnością mniej zainwestowałabym w wózek i kupiła tylko taki na wszelki wypadek. Kiedy W. był całkiem mały nie tolerował wózka, chciał być tylko w chuście. W zimie nosiłam go pod kurtką (co wyglądało fatalnie, ale są specjalne kurtki dla mam noszących z tym, że kosztują tyle co wózek). Wózek był używany tylko do przewożenia zakupów, bo W. konsekwentnie darł się kiedy proponowałam coś innego. Jak zaczął siedzieć, polubił wózek, ale wtedy używaliśmy już lekkiej spacerówki. Generalnie polecam przenieść ciężar z wózka na chustę, ale mieć jakiś pojazd awaryjnie. Dodam, że nadal noszę go w chuście, chociaż czasem mówi się, że dużego dziecka już się nie nosi.
I to brzmi bardzo rozsądnie. Wózek na wszelki wypadek. Szkoda, że nawet taki zajmuje tyle miejsca w mieszkaniu 😉
W każdym razie bardzo dziękuję za tę odpowiedź, przybliża mnie do podjęcia jakiejkolwiek decyzji :))
Otóż to 🙂 bardzo fajna książka! 🙂
i fajnie, że na chustowanie się szykujesz – to naprawdę błogosławieństwo, i dla dziecka i dla matki 🙂 Prawda jest taka, że pierwsze pół roku życia z dzieckiem to wg. mnie taka "ciąża zewnętrzna". A matka jest od noszenia i tyle 🙂
i patrzę, że chusta krąży gdzieś w eterze tej zimy, bo synchronicznie wychodzi – wczoraj akurat o tym pisałam 😉
pozdrawiam i powodzenia! 😀
http://ochamusume.blogspot.com/2014/01/herbaciana-kangurzyca-i-zima-w-dolinie.html
Dzięki za ten post. Kolejny punkt do worka z opcją bez wózka. 😀
Ja chustę polecam, miałam najpierw elstyczną, teraz jak dzieciak podrósł to tkaną, z obydwóch byłam zadowolona. Elastyk łatwiejszy do wiązania, to prawda, a na dowód powiem, że z elastykiem radził sobie nawet mój mąż:))) A tkanej nie umie dociągnąć, choć już kilka razy go uczyłam, zawsze za luźno zawiązuje.
Jeśli chodzi o to, czy da się tylko z chustą… myślę, że da się, ale ja bym się na to nie zdecydowała, a dlaczego pisałam u Tulippy;) Zresztą, wózek kupiliśmy używany i daliśmy 350 zł za gondolę i spacerówkę, więc to śmieszne pieniądze jak na wózek, a czasem z wózkiem wygodniej jest:)
No właśnie. Ja już właściwie jestem na etapie dylematu "sama chusta czy chusta i jakikolwiek wózek na wszelki wypadek" (zamiast "czy chusta i wypasiony wózek jak się patrzy"), dziękuję bardzo za głos
Powiem szczerze, że nawet się nad tym nie zastanawiałam specjalnie… u mnie wszyscy znajomi wózki w najróżniejszych postaciach. Sami też się już zaopatrzyliśmy, ale przy okazji dostaliśmy 2 nosidełka, z czego jedno takie o:
http://itcpoland.home.pl/tinyworld/nosidelko.html
Myślałam, że będę z niego korzystać zwłaszcza na początku, np. kiedy będę musiała na macierzyńskim np iść sama do sklepu i nie będzie mi się chciało taszczyć ze sobą wózka i całego oprzyrządowania.
Wybacz, że tak napiszę, bo wiadomo, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale co tam, najważniejsze zdrowie maluchów. To nosidło po prostu jest niedobre dla dzieci. Pierwsze, na co trzeba zwrócić uwagę, to pozycja nóg – nigdy nie mogą zwisać. O reszcie na pewno jeszcze będę pisać, bo mnie to akurat fascynuje.
Ależ ja się nie gniewam:) Znasz się, interesujesz się tym tematem, więc Twoja opinia to cenna wskazówka:) Jak masz ochotę bardziej się rozgadać na ten temat to ja z chęcią posłucham.
Rozgadam się, na pewno wkrótce. To przy okazji dla mnie będzie okazja do uporządkowania faktów. 🙂
Magd, Magdo – zdecydowanie polecam chustę. Primo: Staś cały czas chciał być na rękach, bo miał kolki. Nawet w czasie spacerów najchętniej siedziałby na rękach. Jedyne, czego żałuję, to że tak późno kupiłam chustę. Wózek nam się oczywiście przydał i przydaje, ale kupiliśmy używany za 550 zł, z naciskiem na to, by był lekki (z aluminiowym stelażem), 3 w 1 i funkcjonalny, składany do małych rozmiarów miał mieścić się do bagażnika Volvo. Wszystkie warunki spełnił Bebe Benni 4runner. 🙂 Teraz Stasio jeździ już w spacerówce i też się bardzo sprawdza. 🙂 Jednak gdyby Stasiek nie ważył swoich 8 kg, ja miałabym zdrowy kręgosłup, to chustowałabym go i na spacerach. 🙂 U nas w Miliczu są tzw. "wystawki"/"szpery", gdzie wózek można kupić za symboliczną kwotę, a bywają bardzo fajne. Targ jest w pt rano, czyli jutro. 🙂 Jeśli chcesz, to mogę popatrzeć. 🙂 Ewentualnie mogę zaoferować Ci do pożyczenia nasz wózek, tylko nie wiem, czy do maja Staś się z niego wyprowadzi. 😉 Jest jeszcze tablica.pl, etc.
Podsumowując: ja bym zrobiła tak: chusta przede wszystkim, bo będzie ciepło, dziecko lekkie i maluch będzie szczęśliwy będąc blisko Ciebie. A potem pożyczysz sobie wózek od nas lub kupisz jakiś i sama zobaczysz. 🙂 A zainwestujesz w lekką i fajną spaceróweczkę, o ile się sprawdzi wózek jako taki. 🙂 Polecam Mc Larena. 🙂
PS Gdybyś chciała wybrać się na "szpery" to zapraszam na nocleg do Milicza z czwartku na pt i rano na łowy. 🙂
Jaaa, Natalio, ja to bym Cię ozłociła w tej chwili! Primo: za poradę i + do opcji a kysz z wózkiem 😀 Secundo: za namiar na targ (jutro/dziś to na pewno nie, ale może w przyszłym tygodniu bym się wybrała :>). Tertio: za propozycję pożyczenia wózka. Stasia oczywiście nie będziemy wysiedlać z jego wózka, ale gdyby sam stwierdził, że wystarczy, to ja bym chętnie pożyczyła. Kurczę, taka opcja by zamknęła moje rozważania. 😀
Kurczę, czy jestem samotna w swoim głosie? Ja nie planuję nosić malucha, córki też nie nosiłam. W ogóle nie nosiłam za bardzo – w sensie że chodziłam z nią na rękach. Dużo przytulałam na siedząco, ale darowałam sobie chodzenie z nią na rękach dla samego chodzenia lub uspokajania. Zależało mi na tym, żeby zawsze czuła się bezpiecznie (NIGDY nie leżała nigdzie, płacząc, np. w łóżeczku, nawet przez chwilę), ale też żebym nie skończyła z dwunastokilogramowym dzieckiem na rękach, którego nie da się odłożyć, bo od razu płacze, a co za tym idzie – z rozwalonym kręgosłupem. Dziecko (obecnie 6 lat) wyrosło na a) samodzielne – potrafi się samo bawić i zająć sobą i to długo b) radosne i bardzo emocjonalne (no, lekko histeryczne, przyznaję, ale to po mamusi :)), c) kreatywne i mądre, naprawdę – czyta od 4 roku życia i nikt jej tego nie uczył, d) przywiązane do rodziców, i to bardzo.
Myślałam początkowo o noszeniu, ale zmieniłam zdanie. Nie widzę w chustowaniu niczego złego, ale bałam się, że dziecko bardzo przyzwyczaja się do noszenia i tym samym a) rodzice nie mają niemal chwili oddechu od dziecka b) trudniej zainteresować dziecko "resztą" – zabawkami, matą itd. a te przecież stymulują rozwój.
Takie tam moje gadanie… bo wiadomo, nigdy nie mów nigdy. Pewnie jeśli miałabym bardzo płaczliwe dziecko, którego nie dałoby się "odłożyć", to postawiłabym na chustę. Chcę tylko napisać, że z perspektywy jestem zadowolona z wyboru. A jak będzie z Synkiem? Czas pokaże 😉 Pozdrawiam!
Na pewno nie jesteś samotna w swoim głosie. To ja się dziwię, że tak chustowo tu się zrobiło, bo myślałam, że to ja będę ta samotna 😉 I racja, bardzo dużo zależy od dziecka, bo przecież na pewno są i takie, które za nic nie dadzą się omotać. 🙂
czas chustowania był dla mnie cudowny i tęskno mi za nim…osobiście gorąco polecam forum chustowe- kopalnia wiedzy na ten temat
jeżeli to to na chusty.info, to znalazłam, dziękuję, zagłębiam się w lekturę!
Na początku była sceptycznie nastawiona, ale chyba się przekonam do tych chust i też sobie sprawimy. Wydaje mi się że to jest bardzo wygodne dla rodziców i dla dzieci. Tylko, że czasami dzieci się przyzwyczajają i potem nie chcą inaczej spędzać czasu…
Dlatego zbieram, zbieram zbieram opinie mam. Do tej pory żadna nie narzeka(ła) na nadmierne przyzwyczajenie. Ale czy przewidzisz i zaplanujesz? No wiadomo, że nie. 🙂
Lubię patrzeć na istotki zaraz co urodzone. Nawet zwierzątka. Takie urocze, bez sierści…
Ją też bardzo chciałam chustę, kupiliśmy i okazało się że nie dam rady, wiązanie i długość mnie przerazaly – oddaliśmy i kupiliśmy nosidelko stokke, które uwielbiam 🙂