Nie pamiętam już, w jaki sposób się dowiedziałam o tej akademii. Pewnie jak zawsze przez starannie przygotowany przypadek. No i pewnie z fejsa. Program od razu mnie przekonał. Taka szkoła rodzenia w pół dnia.
Spóźniona lekko wpadłam na piąte piętro hotelu, w sam środek wykładu o żywieniu podczas ciąży. Dobre podsumowanie tego, o czym zdążyłam się naczytać przez te kilka miesięcy i wytłumaczenie niektórych kwestii. Zanotowałam: witamina E = donoszenie ciąży (zboża, pełne ziarno); II i III trymestr to zapotrzebowanie na wodę sięgające 3000 ml, z czego około 20% pochodzić powinno z jedzenia. Dla zainteresowanych — książka bez uprzedzeń: Żywienie kobiet w ciąży (PZWL).
Następnie odbył się wykład na bardzo modny, medialny, chwytny i kontrowersyjny ostatnio temat: szczepienia. Zło konieczne, dobrodziejstwo nauki czy co? Sama próbuję wyrobić sobie na ten temat zdanie, czytam, szukam i słucham lekarzy różnych frakcji. Zdania jeszcze nie mam. Pan doktor, taki trochę szołmen pod krawatem, przygotował prezentację o historii szczepień. To było dla mnie nowe. I fakty, i zdjęcia. Zrobiło wrażenie. Trochę natomiast zraziła mnie linia logicznego rozumowania pana doktora, który właśnie do błędów logiki bardzo mocno się odwoływał. Starał się udowodnić, że następstwo czasowe nie jest tym samym, co następstwo przyczynowo-skutkowe. Brzmi logicznie, prawda? Ale jednak gdzieś z tyłu kotłuje się myśl, że NOP (niepożądany odczyn poszczepienny) stoi blisko zarówno następstwa przyczynowo-skutkowego, jak i czasowego.
Umówmy się, szczepienia okazały się zbawienne, wyeliminowano ogrom niebezpiecznych chorób, z dziesiątkującą ludzkość ospą prawdziwą na czele. Spadła zachorowalność, spadła umieralność. Ale gdzieś chyba poszło to wszystko za daleko i dziś niebezpieczne są już nie tyle szczepione wirusy, co konserwanty zawarte w szczepionkach.
Temat rzeka, nie do rozwiązania, nie przeze mnie i nie w tej chwili. Panu doktorowi zabrakło też trochę czasu na rozwianie wątpliwości bardziej medycznych, a mniej historycznych i zagadnień logicznych. Do przemyślenia z notatek: łatwiej godzimy się ze szkodą powstałą w wyniku braku działania niż w wyniku podjęcia działania, które okazało się zgubne. Dla zainteresowanych na przykład strona stopnop.pl.
Trzeci wykład był dość specyficzny. Poproszono doulę o to, by przekazała swoją mądrość na temat przygotowania się do porodu. Bardzo ważny temat dla 2/3 kobiet z brzuszkami, które były na sali. Tymczasem doula się nam zacięła. Widać było panikę w oczach, że jak to, że przecież przygotowywała swoją prezentację i wystąpienie od miesiąca, że odświeżyła wiedzę książkową, żeby być na tip top, a teraz nie może wykrztusić z siebie słowa? Postanowiła odłożyć wszystkie bajery i gadżety na bok, zapalić światło i mówić od serca. I poszło. I poszły na sali chusteczki w ruch, bo przecież 2/3 zgromadzonych to tykające bomby hormonalne, które tylko czekają na takie momenty, żeby wybuchnąć płaczem. W notatkach mam tylko jedno słowo: odpowiedzialność. Odpowiedzialność za siebie, za nowe życie, za poród. Za każdą decyzję.
Bardzo pięknie spuentowała wykład poprzednika: weź odpowiedzialność za to, czy podasz dziecku szczepionkę czy się na to nie zgodzisz. Bez względu na konsekwencje weź odpowiedzialność na siebie za tę decyzję i jej skutki. Nie miej później do nikogo pretensji. To wiele upraszcza.
Pełna emocji przemowa udzieliła się wszystkim. Słowa: przyjmij ten ból, poczuj go całą sobą, weź go niemal przenosiły w przyszłość do dnia porodu. Bez lęku, ale z niecierpliwym oczekiwaniem. Wezmę go! Teraz nawet mogę!
Następnie przyszła kolej na gwiazdę, czyli Pawła Zawitkowskiego. Pan Paweł przyszedł ze swoim Zdzisławem, czyli lalką demonstracyjną, ale odłożył ją na bok i już do niej nie wrócił, bo tematy potoczyły się gdzie indziej. Bo pan Paweł to może gadać godzinami i nie w głowie mu uporządkowane prezentacje. Oczywiście notatek z tego wystąpienia mam najwięcej. Najważniejsze tematy do zgłębienia to:
- Prężenie się przy karmieniu: spowodowane cofaniem się treści żołądkowej do przełyku, kiedy jeszcze zwieracz nie potrafi się zsynchronizować odpowiednio z triadą oddychanie–ssanie–połykanie.
- Ból kolkowy: spowodowany 15–30-sekundowymi skurczami mięśniówki jelit. 3-godzinne płacze, zwane kolką, są wynikiem lęku przed nawrotem tych skurczy. Co pomaga? Biały szum (np. odkręcona woda), masaż, noszenie w chuście — nie działają przeciwbólowo, ale uspokajają.
- Okna rozwojowe: czyli widełki dla kolejnych kamieni milowych rozwoju maluszków. Nie zawsze mamy do czynienia z nieprawidłowościami, gdy obserwujemy inny od normatywnego harmonogram rozwoju niemowlęcia. Wynikać to może z różnicy między wiekiem biologicznym a metrykalnym (temat bardzo ciekawy). Maluszek urodzony w 40. tc może mieć komórki dojrzałe na 37 tc. Bardzo możliwe, że w przyszłości będzie z tego dumny, gdy jako 40-latek będzie olśniewać urodą, cerą i figurą 30-latka. Ale na początku swojego życia musi udowadniać światu, że nie jest gorszy, mimo że inne dzieci już stoją, a on jeszcze nie czworakuje. Musi i chce zrobić więcej, niż może. Może pominąć to słynne czworakowanie. Do zapamiętania: wąska norma daje dzieciom na chodzenie 16 miesięcy, szeroka nawet do 18.
- Czworakowanie: temat rzeka wśród terapeutów dziecięcych. Do tej pory uczono mnie, że jest to niezwykle ważny etap w życiu niemowlęcia. Naprzemienność ruchów stymuluje ciało modzelowate łączące obie półkule mózgu, a więc synchronizuje ich pracę. Mówi się nawet, że przyczyny dysleksji czy dyslalii sięgają tego okresu i braku czworakowania. A nawet słyszałam na studiach o metodzie, w której wraca się z dzieckiem (takim na przykład 10-latkiem) do czworakowania, jeśli był taki łobuz, że je pominął. A pan Paweł mówi, że to bzdura. Że dziecko może tę naprzemienność ćwiczyć sobie w inny sposób i też jest dobrze (pełzanie, turlanie, obracanie). I że wracać nie trzeba.
Czas się skończył, ale rozmowy kontynuowaliśmy na przerwie. Był temat wiaderek do kąpania (nie!), moich ukochanych bujaczków, na których dziecko nie ma szans stracić równowagi poprzez poruszanie własnym ciałem względem podłoża (nie!) i innych gadżetów (nie!). Konkluzja jest taka, że najlepszą zabawką jest rodzic, najlepszym miejscem podłoga, a najlepszym rodzicem: lekko złośliwy i lekko leniwy typ (to akurat bardzo mi się podoba). Oczywiście kupiłam książkę pana Pawła, z dedykacją. Przekonało mnie to, że — według zapewnień autora — jest to opisana metoda NDT Bobath i przełożona na codzienną opiekę i pielęgnację niemowlęcia. A na Bobathy to ja chcę iść (jak już się obłowię w gotówkę).
Podczas przerwy popatrzyłam jeszcze na pokaz wiązania chust. Demonstrowała dziewczyna, u której w tym miesiącu jeszcze wyląduję na warsztatach. Uzyskałam odpowiedź na nurtujące mnie od kilku tygodni pytanie: czy da się obejść z samą chustą, bez wózka? Da się, są przykłady. No to zobaczymy.
Przerwa była za krótka i zagadana z panem Pawłem Zawitkowskim o raczkowaniu zdążyłam tylko na pół wykładu o dobroczynnym działaniu mleka kobiecego. Dotarło do mnie jedynie, że powstają powoli banki tego mleka, które podaje się wcześniakom, których mamy jeszcze nie rozhulały u siebie laktacji. Zainteresowanych odsyłam na stronę fundacji: bankmleka.pl.
Ostatni wykład w podobnym temacie — karmienie naturalne. Opowiedziane przez położną i doradczynię laktacyjną w jednym. Temat zagości tu niejeden raz, to mogę obiecać. Rozprawimy się z różnymi mitami i dowiemy, jak prawidłowo przystawiać dziecko do piersi (nie odwrotnie). W tej chwili tylko główne tezy:
- Karmienie nie boli i nie rani brodawek (jeśli tak się dzieje, to znaczy, że gdzieś coś źle funkcjonuje i należy to sprawdzić i poprawić).
- Karmienie nie powinno trwać dłużej niż 10–30 minut (wiszące non stop u piersi dziecko oznacza, że gdzieś coś jest nie tak, wtedy można spróbować dokarmić odciągniętym mlekiem, żeby nie zostawiać malucha głodnego, a w międzyczasie szukać pomocy).
- Nos i broda stykają się z piersią. Dziecko ma rozdziawioną buźkę, 1,5–2,5 cm aureolki jest w środku. Anatomia umożliwia mu w takiej konfiguracji swobodne oddychanie.
- Dolna warga wywinięta.
- Przysługują każdej kobiecie 4 wizyty położnej na NFZ. Warto poszukać teraz dobrej specjalistki i złożyć deklarację.
Obiecuję kontynuować temat. Jest mi szczególnie bliski jako terapeucie. Neurologopedia odkrywa przede mną zupełnie nowe oblicze logopedii. Seplenienie to pan Pikuś przy niemożności nakarmienia dziecka, a pionizacja języka do [l] to igraszka przy pionizacji języka niezbędnej do połykania.
Czy warto iść na taką akademię? Czy warto szukać wiedzy i kontaktu ze specjalistami, zwłaszcza gdy dają to za darmo? Hmm… ta przerażona wystąpieniem publicznym doula powiedziałaby: twoja decyzja, twoja odpowiedzialność.
Z tą odpowiedzialnością za własne decyzje bywa najtrudniej. Ludzie niestety chcą mieć rozwiązanie podane na tacy, najlepiej bez samodzielnego zagłębiania się w temat, a potem, jeśli coś się nie uda, obarczać winą wszystkich oprócz siebie. Wystarczy zapytać takiego rodzica, który nie zdecydował się zaszczepić dziecka np. na polio, czy w razie zachorowania pokryje koszty leczenia i wszystkiego, co związane z chorobą. W 99% przypadków odpowiedź będzie brzmieć: NIE.
Z tym bólem porodowym, żeby go przyjąć, zaakceptować itp. itd. – to ładnie brzmi w teorii, a obawiam się, że jak już się go czuje, to jedyne, o czym kobieta myśli to: "szybciej z tym znieczuleniem" albo "już k&%^% nie wytrzymam" 😉
Z tą odpowiedzialnością przy okazji jest tak, że zwalnia mnie od martwienia się o sumienia innych i pozwala skupić na sobie. Ale tak, w 100% masz rację. Tak jest w każdym najdrobniejszym aspekcie życia, od szczepień po emerytury 😉
Ładnie brzmi, prawda? W tamtym momencie na sali wytworzyła się taka atmosfera, że naprawdę byłam gotowa na wszystko 😀
Z drugiej strony zapytaj rodzica czy jest przygotowany na to, żeby pogodzić się z NOPem i płacić za leczenie. Odpowiedź będzie brzmiała tak samo-NIE!
Co do znieczulenia z tego co wiem to korzysta z niego co 3kobieta, więc wciąż mniejszość.
Rewelacyjnie, że miałaś okazję się tam wybrać! 😀
doula musiała rozbroić… no i spotkanie z Zawitkowskim to rzecz godna pozazdroszczenia 🙂 Ja tylko książki i filmy połykam, okazji spotkania nie miałam jeszcze… jeszcze 🙂
Co do karmienia – zdziwił mnie tylko przedział czasowy – to mocno się zmienia z wiekiem, początkowo maluch ssie długo, bo przychodzi mu to z trudem i często odpoczywa – do 45 minut Małej pozwalałam. Ale ssania, nie spania 😉 Przy czym może za długo, bo faktycznie za dużo pokarmu w brzuszku= więcej treści się cofa… natomiast obecnie Zosia je około 5 minut. W sumie częstsze i krótsze karmienie jest chyba najlepsze (ale nie częstsze niż te ok. 2 godziny, z wyłączeniem dni wzmożonego wzrostu)
Ech, przygotowuj się dzielnie! 🙂
Ech, im więcej się przygotowuję, tym mocniej nie mogę się doczekać konfrontacji teorii z praktyką. [tupie nóżkami]
Antek jest pod wrażeniem Twojej aktywności w temacie ciążowym. A że to typ złośliwy, to skwitował, że teoretycznie będziesz najlepszą mamą. 😉
Hehehe, teoretycznie będę przeteoretyzowaną mamą 😀
No bo ja się nie mogę doczekać!!!
Fajnie to opisałaś, zawsze zastanawiałam się jak wyglądają takie spotkania :D. Taka doula przydałaby się przy samym porodzie chyba dla komfortu psychicznego, ale mnie to raczej ominie ;] pozdrawiam
Doula świetna sprawa, ale mnie wystarczy mój Tomek. 🙂
I od tego jesteśmy 🙂 od komfortu psychicznego, a że przy okazji robimy inne przydatne rzeczy 😉 i w porodzie i w ciąży i w połogu…i po prostu na co dzień…
Jako osoba żądna wiedzy i uwielbiająca wykłady jak mam okazję biorę udział w podobnych wydarzeniach, jednakże podchodzę do nich z dużym dystansem, zwłaszcza jeśli są to wykłady sponsorowane… było tak np. na warsztatach Mamo To Ja – zebrałam sporo przydatnych informacji, ale musiałam zrobić przesiew, bo było tam też sporo propagandy.
Jeśli chodzi o szczepionki to zgadzam się z Doulą – jakiej decyzji nie podejmiesz musisz być za nią odpowiedzialna. Ja sporo czytałam o NOP (zdarzały się też w mojej rodzinie i rodzinie mojego męża) oraz o szczepionkach refundowanych w Polsce i decyzję mamy już podjętą, przynajmniej na pierwszych kilka miesięcy życia Zosi.
Zgadza się, odsiew informacji trzeba zrobić. Ale łatwiej go zrobić, im więcej się już wie.
A o szczepionkowych decyzjach chętnie poczytam, więc czekam z niecierpliwością. 🙂
Co do szczepionek to sama w końcu wybrałam szczepionki podstawowe, mniej powikłań po nich jest (przynajmniej ja do takiego wniosku doszłam po rożnych lekturach) dwoje dzieci zaczepionych i trzecie też zamierzam szczepić tylko podstawowymi. Starszy w wieku 8 miesięcy przeszedł biegunkę rotawirusową. 4 dni na oddziale z powodu odwodnienia. Nie żałuje że go nie zaszczepiłam. Gdyż szczepionka ta nie gwarantuje nam że dziecko nie zachoruje. Każda mama musi wybrać co dla dziecka będzie bezpieczniejsze
Ja nie raczkowałam,za to chodzić zaczęłam jak miałam 8miesięcy.
A wiaderka-blendery czemu nie? ;D ciekawa jestem argumentacji,skoro całe moje ja krzyknęło NIE! na widok tego czegoś.
A ja cały czas – przez Ciebie – jak widzę temat wiaderek, to od razu dodaję "dziecko w blenderze", już mi tak zostanie na wiek wieków 😀
Argumentacja jest taka, że no fajnie, że dajemy dziecku warunki przypominające macicę (że dużo wody i że ciasno), ale warunki maciczne są dobre w macicy 😉 Po tej stronie brzucha dziecko powinno się jednak otwierać, a nie wciąż kulić. Poza tym to podtrzymywanie za szyję/brodę to bardzo śliska sprawa. Cóż, jak fizjoterapeuta mówi, że to nie do końca bezpieczne, to pozostaje mu uwierzyć.
Cieszę się,że zapadło Ci w pamięć moje porównanie 😉
To podtrzymywanie to jakiś horror-jakby się chciało dzieciaka zadusić. Zresztą skoro dziecko zdecydowało, że mu już w macicy za ciasno i wyszło na ten świat to faktycznie takie wiadro jest jak kara.
No i właśnie 🙂 Przerażona byłam do czasu, aż jedyne wyjście było w byciu sobą, nie ważne czy poprawnie, czy stosownie, czy zgodnie z tym jak to robią inni…Atmosfera na sali była taka, że trzeba było nam wszystkim zmiany…i masz rację! poszło…bo tego oczekiwałyście 🙂 i to nie kto inny, tylko wy mnie poprowadziłyście ;)…tak samo jest z przygotowaniem do porodu…i tu padło słowo "zaangażowanie" :), bo jak już wzięłaś odpowiedzialność za siebie, to się zaangażuj w to co robisz: zbieraj informacje, szukaj osoby, idź do szkoły, na warsztat, pytaj, rozmawiaj, ćwicz…wybieraj to, co tobie pasuje…ale jak już przyjdziesz do porodu i twoje wyobrażenia nie pokrywają się z tym co zastajesz, to bądź "elastyczna" 🙂 kolejne słowo-wytrzych…Poczułam odpowiedzialność za las uniesionych rąk dziewczyn w pierwszej ciąży! Jak jeszcze można było was przekonać, żebyście uwierzyły w siebie?…mogłam tylko być sobą: blisko ludzi, w kontakcie z oczami, emocjami na twarzy, z wiarą, że kto ma usłyszeć, to usłyszy, nastawiona na odbiór energii i jej przekazywanie, bez gadżetów, bez udawania…dlatego wytworzyła się "taka atmosfera"…i o to chodzi! Po tym wszystkim przyszła i "nagroda" – podziękowania za słowa, opowiedziane historie, nawiązane relacje, zaproszenia do porodów…prezentacja, którą przygotowałam w punktach mało odbiegała od tego co powiedziałam, ale miałam tak przygotowany grunt, że potoczyło się jak się potoczyć miało 😉 na ten moment: odebrałam sygnały z ciała, podążyłam za waszymi emocjami, zaufałam intuicji, a nade wszystko miałam wiarę "DAM RADĘ!"