Nad wyraz często nadchodzą dni rozstroju psychicznego. A to rozmemłanie, a to euforia. Tu zmęczenie, a tam zapał. A dziś nadszedł dzień wkurwu. No bo nie można inaczej nazwać i już.
Jeszcze rano obudziłam się z jakże dziwną jak na mnie myślą „hurra, ale piękny dzień, można dużo rzeczy wyprać i uprasować”. Dziwna to myśl, bo zważcie, że żelazka nie widziałam kilka miesięcy i bardzo się zdziwiłam, gdy się okazało, że jest całe białe. Ileż wczoraj mi sprawiło radości wyprasowanie pieluch tetrowych i flanelowych. I pościeli. I pierwszych ubranek. No i dziś ta piękna pogoda na pranie i prasowanie.
I dupa.
Wyprasowałam rano co zdążyło od wczoraj wyschnąć, wstawiłam pieluchy wielorazowe wraz z całym majdanem wkładów do nich do pralki, zdążyłam wywiesić i się skończył glajski dzień.
A już najbardziej mnie wnerwia, że się wnerwiam na nie wiem co dokładnie — bo na wszystko naraz. Że jestem głodna i chcę wymiotować. Że bym poleżała i że męczy mnie bezczynność. Że tyle do ogarnięcia w mieszkaniu, że trzeba list wysłać, że pani na poczcie pół godziny kupuje same koperty, że nie wiem, co chcę na obiad, że chcę ananasa, ale że nie na pizzy. Że rozmawiam przez telefon. Że nie mam zasięgu i dodzwonić się nie można. Że w weekend zajęcia na uczelni, na które czekałam pół roku, a w ogóle nie mam na nie ochoty. Że powinnam poczytać, ale nie mam zamiaru.
Całkowita porażka. Uspokoiłam się w końcu tymi pieluchami. Wyschło wszystko oprócz wkładów z mikrofibry (wkurw!). Poskładałam sobie kilka kieszonek i postanowiłam nauczyć się formować tetry do otulaczy. No i pani na filmie ma wielkie kwadratowe, a moje pokurcze jakieś i prostokątne (wkurw!). Ale trudno, opatuliłam w ramach treningu łosia i lżej mi na sercu się zrobiło, bo nic mu nie wystaje i wygląda całkiem porządnie.
Ale lekko nie ma. Nawet teraz, pisząc te słowa, jestem zadowolona, że się do czegoś zabrałam, i zirytowana, że coś robię.
O rety, o rety, jak ja to dobrze znam! I cokolwiek Ci teraz napiszę, i tak nie trafię we właściwą strunę, więc powiem tylko, że to minie… ^^
A Łoś wygląda naprawdę przyzwoicie! aż nazbyt, jak na łosia… 😉
Dzięki, dobrze wiedzieć, że to normalne i mija. I naturalnie wiem o tym, ale w gorszych chwilach zapominam. Ale już samo "o rety, o rety" mnie rozbawiło 😀
Łoś jest mega! A ja jeszcze bardzo dobrze pamiętam ten stan, w którym teraz jesteś, czasami miałam ochotę uciec z własnego ciała, gdyby nie ten słodki lokator 😉 na pocieszenie powiem, że już bliżej niż dalej :-*
Całe szczęście, że jest tam lokator, bo tak to bym oszalała. A tak – chwila pocieszenia i poczucie misji: że to dla niej hehe
Ja myślę, ze coś jest w powietrzu! Ja tak miałam wczoraj wstałam i pomyślałam ale fajnie, że przyjechaliśmy do Polski i starczyło 1 zdanie męża (zwykłe zdanie) a mnie dopadł wk.. i zaczęłam ryczeć i nie wiem czemu, mąż się wk. że nie umie mu wytłumaczyć czemu ja ryczę, on zły a ja jeszcze bardziej rycze! No masakra ale potem mi jakoś przeszło. Mam nadzieje, że będziesz mieć fajne popoludnie mimo wszystko 😉 Pozdrawiam
Ojacie… tak to nie miałam. To już hardkor. Ale dobrze, że przechodzi 😀
ja mam wkurw naprzemiennie z płaczką. Masakra z tymi hormonami.
Strasznie jestem ciekawa jak Ci pójdzie pieluchowanie wielorazowe, sama o tym czytałam i myślę, że jak mały podrośnie to kupię jeden zestaw na próbę. Będę podczytywać Ciebie w tej kwestii to się nauczę co i jak 🙂
A myślałam, że jestem odporna na hormony. Całą ciążę nic, dopiero ten III trymestr daje mi po psychice 😉
Też jestem ciekawa, jak mi pójdzie z pieluchami :]
Niestety. U mnie pod koniec ciąży też wrócił wkurw i płacz i mega huśtawa nastrojów… współczuję, ale pociesz się, że już bliże niż dalej do finiszu:)
Codziennie się pocieszam i codziennie coraz mniej mogę uwierzyć w to, że "czas nadchodzi" :]
Takie dni czasem są…Ja ostatnio wkurzałam się na to, że są okruszki choć przed chwilą odkurzałam….
Sprawy wagi okruszków też mnie czasem dopadają, ale jakoś wtedy mówię sobie "stop, to tylko okruszki [czy co tam akurat mnie wkurzyło]", ale w pełni rozumiem, jeśli ktoś nie zdąży się zastopować i urządzi awanturę, rozumiem!
A to do mnie dzisiaj ten nastrój doleciał…ale dobrze, że do Ciebie zajrzałam! Ty sama się uczyłaś o wielorazówkach, z internetów, czy miałaś jakąś dobrą duszę w celu podpowiadania – co, z czym się je? 🙂 ps. u nas pluszowy lisek śpi w gondoli 😉
Co nie? Dobrze zobaczyć, że u kogoś też jest podła chwila 😀 Ja po napisaniu tego posta kilka razy go przeczytałam i za każdym razem coraz bardziej mnie rozśmieszał. Pomaga 😀
Wielorazówki rozkminiałam sama w internetach, głównie na blogach (porady w sklepach internetowych wydają mi się jeszcze większą abstrakcją). Zrobiłam sobie rozpiskę, co i jak, a potem i tak kupiłam co innego. Pomogła moja dzielna mama, która też przysiadła do komputera, a potem pojechała do sklepu, gdzie jej pani naświetliła co i jak – i kupiła kilka na zobaczenie, co to w ogóle. Generalnie idziemy na żywioł, co będzie – to będzie. :]
Hihi, miałam na myśli raczej to, że zapieluszkowany łoś 😀
Brawo dla dzielnej mamy! Jak dobrze, że masz ją 'pod ręką" 🙂 My obczajamy internety(dopiero przedwczoraj wpadłam na to, że jest YT, bo sklepowe informatory też mi się wydawały cieniuchne), a w czwartek jestem umówiona do znajomej mojej znajomej 😉 na dotykanie i pluszowego liska przewijanie. Może cos mi się przejaśni w ciążowym mózgu.
Ależ mnie dzisiaj wkurw chwycił. Chwycił i nie chce puścić. Masakra.
Wyrzuć go z siebie, zwerbalizuj albo co. Pomaga!