Było źle.
W ciągu dwóch tygodni zdążyłam jakoś dojść do siebie, zadziwiająco nawet dobrze, sprawnie i szybko. Osiągnęłam prawie 100-procentową mobilność i obrotność cielesną. I musiałam poczuć się zbyt pewnie i dziarsko, bo w końcu przegięłam. Nie wiem, czy to nachylanie się nad ryczącą Natalią w samochodzie, czy wrzucenie ręczników wysoko, wysoko do szafy (za co zgarnęłam opier-papier od Tomka), czy kie licho.
W piątek złapał mnie taki kłująco-rwący ból mniej więcej tam, gdzie łapie wyrostek robaczkowy. Czyli w miejscu, gdzie nie ma już blizny, no i odczuwalny znacznie głębiej.
Położna uświadomiła mi pewną oczywistość, nad którą specjalnie nie dumałam, że mam w sobie 4 warstwy szwów. Oczyma duszy widziałam je kolejno rozchodzące się i robiące różne we mnie dziury. Ale to podobno tak ma być. Zdarza się, że nawet do 3 lat.
Ale to, co stało się ze mną w sobotę rano, to już przesada. Kładłam się w piątek zdrowa w miarę i ruchliwa, a obudziłam się z gulą w gardle i wybąkałam z siebie tylko „dziś leżę”. Tomek pojechał po zakupy i paracetamol. Było gorzej niż w szpitalu, co wnioskuję po tym, że tam przeciwbólowe odstawiłam w drugiej dobie, a teraz nie dałabym rady nic zrobić. Byłam zła, że Natalia musi łykać przeze mnie to świństwo, ale wierzcie, że bez tego nie byłabym w stanie spionizować się, żeby ją nakarmić. Ani przekręcić na bok. Ani nic.
Próbowałam rozkminić, co to ma znaczyć i jak sytuację okiełznać. Bo raz przykuwałam się ze łzami w oczach do łóżka, a raz mogłam chodzić. Z jednej strony kładłam Natalkę na przewijaku i czyniłam swą powinność, a za chwilę nie byłam w stanie jej podnieść. Mogłam wziąć w miarę bezboleśnie prysznic, ale nie byłam w stanie normalnie się wysikać (to było najgorsze!).
Naprawdę, nikomu nie życzę przeżywać chwil, w których leżysz, twoje dziecko płacze, a ty dalej leżysz mimo wszelkich prób podniesienia. Gdyby nie Tomek, który przez 4 dni na wyłączność przejął przewijanie i podawanie mi Małej do karmienia (i pionizowanie mnie, karmienie mnie, pojenie, sprzątanie i w ogóle wszystko wszystko), to Natalia leżałaby głodna i nieprzewinięta.
Ja w tym czasie z rozrzewnieniem wspominałam salę porodową i skurcze, i bóle krzyżowe, i chciałam wrócić do momentu, gdy z bólu nieomal kopnęłam panią doktor w głowę — i dokończyć ten wyczyn.
Wczoraj rano obudziłam się ze znajomym hiperbólem i przygotowałam na kolejny koszmarny dzień, tracąc nadzieję, że się to zmieni, polepszy. Tymczasem do południa wszystko minęło. Skonsultowałam sprawę ze znajomym chirurgiem, który wytłumaczył, co się tam w środku może dziać (zgroza) i odpukać do tej pory nie wróciło. Za to ja z radością wróciłam do nocnego przewijania. I tylko dlatego, że jest już dobrze, ten post brzmi tak jak brzmi. Bo w głowie miałam zupełnie inną wizję tego, jak zwerbalizuję swoje cierpienia.
A niechno mi ktoś powie, że cesarka to fajniejsza opcja niż poród naturalny. To kopnę w głowę — jak nieomal panią doktor.
Rysunek wzięłam stąd: http://rebelya.pl/forum/watek/51014/
O rany! Dobrze, że już minęło, nie ma co zgrywać twardziela tylko trzeba uważać jednak. Ja po cesarce nie miałam większych przygód poza ogromnym bólem głowy i sztywnym karkiem. Za 2 tygodnie ma wizytę i gin więc zobaczymy co mi tam powie.
Oo, mnie za to dolegliwości po znieczuleniach (obu) ominęły. Się okazuje, że to nie ma żartów. 🙂
Ty się kobieto oszczędzaj! Zdrowie ma się tylko jedno i docenia się je, jak się spieprzy – tak mówi stara prawda 🙂
Oszczędzam się, trochę znaczy. No bo rany julek, nie umiem być taka nieporadna i zależna. Ale ręczników już nie wrzucam do szafy i częściej proszę Tomka o pomoc, ewentualnie jej nie odrzucam. 🙂
Życzę Tobie dużo zdrówka i żeby ten potworny ból już nigdy nie wrócił!!
Amen!
Senkju!
O matulu. Się nacierpiałaś. Zdróweczka dużo. Oby to dziadostwo nie wróciło.
Ja miałam dwa naturalne i choć bolało jak cholera to nie zdecydowałabym się z własnej woli na cesarkę. Po drugim porodzie urodziłam w czwartek w sobotę nas wypisali a we wtorek pojechałam po wózek dla małego. co prawda zapakowali mi go do auta sama nie nosiłam ale byłam na tyle sprawna że mogłam sama załatwić parę spraw. Teraz też strasznie się boję bólu ale mam nadzieję że uda się urodzić naturalnie.
Mocno trzymam kciuki, żeby wszystko przebiegło pomyślnie!
Rezcywiście, nie wygląda to za fajnie :/ Po naturalnym też bywa kiepsko i nie kop mnie w głowę :ppp Zdrówka Śliczna, oszczędzaj się, ej! x
Ej! Dobra no 😉 Cóż, jest poród, musi boleć, nie ma rady.
Ja powiem 🙂
Miałam dwie cc i mimo powikłań po drugiej (zespół popunkcyjny oraz trochę chrzaniąca się rana) bardzo się cieszę, że miałam cesarki. Nie będę wchodzić w zalety obu sposobów, bo każdy z nich ma swoje, napiszę tylko, że nie ma reguły (moje dwie koleżanki doszły do siebie po cc dużo szybciej niż po porodzie sn – tak były pocięte w kroczu), że obecnie w wielkiej modzie są porody zabiegowe (u mnie akurat preferują vacuum), ale najważniejsze – dzięki cesarkom mam zdrowe i całe dzieci, które nie są niedotleniowe, uszkodzone czy przy okazji zakażone paciorkowcem (choć to ostatnie to już niejako "przy okazji" 😉 ) – a to dla mnie był priorytet.
Wskazań do ostatniej cc. miałam pięć, a po cc. okazało się, że sześć (pępowina wokół szyi – byłoby vacuum!).
Ale wiesz co, zastanawiam się nad czymś innym – wiadomo, że cc to operacja i tak jak piszesz – jesteś pocięta i to ostro – nikt Cię nie uprzedził, że musisz początkowo się oszczędzać? Pytam, bo mam wrażenie, że może ktoś to u Was zaniedbał. Ja miałam za każdym razem przykazane, żeby nie wariować, nie robić z siebie bohaterki, a położna środowiskowa przykazywała mężowi "żona ma codziennie 2 godziny leżeć i w tym czasie NIC nie robić przy dziecku".
Dużo zdrówka!
Tak na chłopski rozum to wiedziałam, że trzeba się oszczędzać. I według mnie się oszczędzałam, ale chyba za mało. Albo – znowu na chłopski rozum – uznałam, że najgorsze minęło, kryzys zażegnany, więc można powoli wracać do normalności. No i do tego dzieckiem się zająć (jako nowość).
Ale odpowiadając wprost na Twoje pytanie: nie, nikt nie przyszedł i nie powiedział "leżeć dwie godziny dziennie". Poza tym po takim bezczynnym leżeniu zawsze było gorzej, więc uznałam, że trzeba jednak rozruszać się.
Nie ma się co licytować, kto po jakim porodzie szybciej doszedł do siebie, bo każda mama to inna historia. 🙂
No wiadomo, że każdy inaczej.
W każdym razie ja jestem bardzo zadowolona z cc i nie wyobrażam sobie inaczej. Po prostu zależało mi najbardziej na bezpieczeństwie dzieci.
Dbaj o siebie i jeszcze raz życzę szybkiego powrotu do formy 🙂
PS. Tak na chłopski rozum to myślę sobie, że po laparoskopii miałam 3 tygodnie L4 i to było tylko laparo… A tu jakby nie patrzeć kroją…
Na bliznę polecam taką maść, która śmierdzi cebulą (np. Cepan). Moją poprzednią super wypielęgnowałam 😉
Całe szczęście, że nic gorszego z tego nie wynikło!
a właśnie to mnie dziwi, że często mówi się "cesarka = zabieg". Jaki qfa zabieg, toż to operacja! Wnętrzności rozciachane, masa groźnych powikłań w powietrzu i w dodatku niemożność osiągnięcia pełnej sprawności w tak krótkim czasie, jak po porodzie sn (no, przewaznie)…
Dlatego tak bardzo dziwi mnie istnienie ciągle, mimo wszystko, cesarek "na życzenie". Niepojęte…
Ale Wasza Rodzinka dzielna jest 🙂 i całe szczęście, że Tomek stanął na wysokości zadania! gratulacje męża/ojca :))
zdrówka!
Otóż to, że wszystko jest zbanalizowane. Że to norma właściwie. Że zabieg, że jak jest się w trakcie przytomnym = to co to za operacja. No i że to "tylko" taki inny wariant porodu. Ot co.
Bardzo się cieszę, że już jest lepiej. U mnie, chociaż od cc minęły prawie trzy miesiące, nadal zdarzają się gorsze momenty przy dźwiganiu zwłaszcza. O tych 4 warstwach to dopiero Ty mnie uświadomiłaś!
Ja jestem chyba skrzywiona, bo po cc praktycznie na żywca, po tym jak ją przeżyłam wszystkie dolegliwości bólowe wydawały mi się "małe". Na tyle że w szpitalu prawie poszły mi szwy, w domu dostałam krwotoku i wylądowałam na izbie przyjęć (skrzep pękł stąd wzmożone krwawienie). Po tym incydencie starałam się uważać na siebie, ale różnie z tym bywa. Jednakże jak ktoś mi powie, że CC to łatwiejsza droga to zabije go śmiechem:)
Ech, dreszcze mnie przechodzi, jak próbuję sobie wyobrazić – choć na pewno bezskutecznie – przez co Ty musiałaś przejść. Oby szybko się to unormowało!