Drugi tydzień był bardzo ważny. Natalia poznała swoich łódzkich dziadków (bo wrocławskich już w pierwszym tygodniu). Najpierw spędziła 3 godziny na kolanach mojego z początku przerażonego, a potem już tylko zakochanego w niej taty. Cały ten czas wprawdzie przespała, ale zapoznanie uznajemy za udane, bo zdążyła zrobić dziadkowi kupę. Z babcią spędziła więcej czasu, bo babcia przyjechała z bojowym nastawieniem niesienia pomocy w prowadzeniu domu, wychowywaniu dziecka i ogólnej jego pielęgnacji. Ale jakoś nie było w co włożyć rąk (no, oprócz wywieszania prania i sprawdzania co chwilę, ile już wyschło), co moja mama skwitowała takim smutnym „aha, czyli Tomek ci we wszystkim pomaga”.
Natalia
Drugi tydzień rozpoczęliśmy i zakończyliśmy wizytami u lekarza celem skontrolowania wagi. Orzeczenie: dziecko nam rośnie. Odbiła pięknie i poszybowała ponad masę urodzeniową. Ale co się dziwić, apetyt to ma, po nas obojgu zresztą. Głowa urosła o 3 cm w obwodzie. Będzie łeb nie od parady.
Mała powoli przechodzi w tryb czuwania. Potrafi jednocześnie nie spać i nie płakać, co mnie bardzo zadziwiło po doświadczeniach tygodnia pierwszego, ale szybko dokapało mi, że to taka kolej rzeczy. Dzięki temu mogę się coraz dłużej wgapiać w jej granatowe oczy (nie wiem, po kim). Te oczy błądzą jeszcze nieporadnie po świecie, ale zdaje się, że mówią już więcej niż przed tygodniem, kiedy jedyne, co w nich dostrzegałam to błagające pytanie: „dasz jeść?”.
Ponadto, pozostając w okolicy orofacjalnej, donoszę, że Natalia zaczyna uruchamiać kolejne mięśnie mimiczne i oprócz marszczenia czółka i rozczulającej podkówki z usteczek tuż przed płaczem, potrafi podciągnąć policzki sprawiając wrażenie, że się uśmiecha. Czasem oba, czasem jeden — wtedy jest to uśmiech półgębkiem.
Natalia została obywatelką. Poszliśmy z nią do urzędu stanu cywilnego, bo ludki żyjące w związku kohabitacyjnym (khe, khe) muszą stawić się oboje. Wypełniliśmy, co było trzeba, dostaliśmy akty urodzenia, a potem pani kierowniczka urzędu w pośpiechu (z uwagi na ryczącą Natalię) i bez czarnych szat i wielkich łańcuchów z orłem (czym mnie zawiodła) zapytała Tomka, czy się do tego dziecka przyznaje. Na szczęście się przyznał (mimo tego ryku!). Uff.
Z fajnych rzeczy: odpadł pępek. Coś, co stresowało mnie okropnie, a niepotrzebnie, bo nie można się z nim cackać.
Ja
Wciąż nadziwić się nie mogę, że 9 miesięcy wystarczy na wyprodukowanie takiego człowieka. CZŁOWIEKA. Pisałam już o tym, wiem, ale co z tego, skoro dalej się nie mogę nadziwić. I z jednej strony jest to człowiek odrębny (wszak żyje już poza moim brzuchem i pępowiny nie ma), a z drugiej tak niewinnie i cudownie zależny od nas.
Oprócz podobnych myśli natury egzystencjalnej, których należycie zwerbalizować nie potrafię, dalej dochodzę do siebie. Czasem to nawet wolną chwilę uda się złapać, czasem dwie, co staram się wykorzystywać różnorodnie. Od wypoczynku po delikatną pracę (poskładałam książkę).
Nowości
Wizytę babci wykorzystaliśmy na pierwszy w zupełności relaksacyjny spacer po parku. Natalia została zachustowana i otulona sweterkiem Tomka, dzięki czemu przespała jakieś 20 minut. Potem odbyła się pokazowa syrena oznajmiająca natychmiastową gotowość do przyjęcia pokarmu. Dzięki temu zaliczyliśmy kolejną nowość, czyli karmienie w plenerze. Potem szybciorem do domu.
Odbyła się także próba owózkowania. Poszło znacznie gorzej. Próbowałam Natalkę ułożyć w wózku przez półtorej godziny i za każdym razem był płacz. Dopiero przy próbie ostatniej szansy się udało, dzięki czemu mogliśmy wyjść na krótki spacer połączony z pożyteczną wizytą w biedronce. Jednak chustowanie znosi znacznie lepiej, z czego cieszę się ja, ale nad czym łódzka babcia ubolewa.
9 komentarzy
Natalka jest taka śliczna i słodka! widać, że dobrze czuje się u Babci i Dziadka na rękach, bo śpi tak spokojnie, a na buźce maluje się błogość 🙂 pozdrawiam cieplutko!
Dziadki niestety mieszkają daleko, ale już nauczyli obsługiwać się polskimbusem i obiecują wpadać często jak się da. No ja myślę!
Mój pierwszy syn też nie znosił wózka, spacery kończyły się 3 minuty za domem wielką syreną i chęcią dostania cyca. Jak miał jakieś dwa miesiące to przestał krzyczeć.
Mała śliczna. Super że rośnie.
A w samochodzie lubił jeździć? Bo tu też mamy problem i syrena jakby kogo ze skóry obdzierali. Musimy wyczekiwać moment zaśnięcia, co – oczywiście – gdy chce się to zrobić na już, jest niemożliwe do osiągnięcia.
Natalia coraz bardziej kradnie mi serce (można bardziej kraść? ;p ). Nie tylko smoka nie lubi, ale i wózka! Zuch dziewczyna 😀 Ha, ha, mam nadzieję, że nie da Wam za bardzo w kość, ale widać po wpisie, że humor dopisuje, a to najważniejsze. Ściskam bardzo mocno. Na mailu i u mnie na blogu masz tę samą DOBRĄ NOWINĘ 🙂
Mnie też kradnie. Najfajniejsze jest to, że z każdym dniem jest coraz fajniej. Spokojniej z mojej strony (ze strony Natki – różnie ;)). Za Twoje wiadomości i zaangażowanie w moje przeżycia perinatalne stokrotnie dziękuję :*
Czyli kolek nie ma? 😉 Stasiek we wózku ryczał właśnie przez nie (przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam). U nas w USC był tylko Antek, ale za to do Wrocławia musiał jechać, bo Stasiek tamże urodzony. I też był zawiedziony brakiem fanfar, stroju, tudzież nastroju. 😉
Dobrze, że pogoda spacerowa się zrobiła. Spacerujcie na zdrowie.
Odpoczywaj lepiej, póki Mała śpi w dzień. Zapomniałam już, jak to jest coś czytać, nawet w Internecie za dnia. MOJE życie bez asysty S. przeniosło się na porę po 20.00. 🙂
Buziaki dla Was.
Odpukujemy! Kolek nie ma. Dziś wyszłam z wózkiem, obudziła się z awanturą już pod klatką… gdy wracałyśmy. Ha 😀 Moja mama szczęśliwa, że wychodzę z dzieckiem "jak normalny człowiek" 😉
Właśnie dociera do mnie, że to będzie coraz bardziej absorbujące, a nie mniej 😀
Ło Matka, jaka ona piękna! <3 😀
a z wózkiem to widzę standard 😀 sprawdzi się później, gdy będzie zainteresowana światem bardziej, a zarazem ciężka na tyle, że długi spacer w chuście męczy mamę :)) do czasu,bo potem znów wejść może w fazę "mama/tulić/chodzić/", gdzie wózek nie wpasowuje się w żaden element 😛 bywa jedynie podręczną ławeczką niekiedy do spożycia posiłku w plenerze 😛