Zdecydowanie muszę zmierzyć się ze swoją niechęcią do systematyczności i zacząć zapisywać, choćby hasłowo, najważniejsze fakty kolejnych tygodni. W siódmym przykładowo działo się mnóstwo rzeczy, ja za każdym razem cieszyłam się i układałam w myślach, jak to opiszę na blogu, a teraz, jak przychodzi co do czego, to wszystko wywietrzało. Dziury na umyśle chyba mam jakieś.
W każdym razie to był bardzo owocny i napakowany tydzień. W piątek pojechaliśmy na darmowe szkolenie dla logopedów na temat opóźnionego rozwoju mowy, na które wypchnął mnie Tomek, upierając się, że damy radę. I to nic, że w weekend mam ostatni zjazd i też trzeba będzie dać radę. No i daliśmy. Czyli weekend bardzo logopedyczny, z niezwykle inspirującymi wykładowcami.
W niedzielę wieczorem natomiast zostałam na 3 dni i 3 noce sama z Natalką, a Tomek wywędrował do Łodzi mościć gniazdko studentom.
Poniedziałek przeleżałyśmy sobie w łóżku i pod wieczór zebrałyśmy się na chustowy spacer wśród wrocławskich pól rzepaku i kukurydzy. A bo w takich okolicznościach sobie mieszkamy.
We wtorek zostałyśmy zabrane na spotkanie firmowe do rodziców Tomka. I tak od słowa do słowa zostałyśmy do końca drugiego meczu mundialowego. Bo mecze — jak się da — oglądam.
W środę był dzień szczepienia. Jedno do picia (Natalia zaraz potem ulała… ulała dwie i pół stówy! ale uspokoili, że dawka to przewiduje), drugie w pierwszą nóżkę, trzecie w drugą nóżkę i… zabrakło nóżek na czwarte. Więc przyjdziemy w przyszłym tygodniu. Nie było gorączki i afery wieczorne też do opanowania, zwłaszcza w chuście i w przytulaskach.
Natalia
Robi się z niej całkiem słodka dzidzia. Nie że do tej pory nie była słodka, ale teraz to już po prostu przesadza.
Coraz częściej się uśmiecha i wodzi za nami wzrokiem. Choć trzeba przyznać, że nadal najbardziej lubi wpatrywać się w ściany, okna, drzwi i przybierać pozę ogromnie zadumanej.
Cały czas zmieniają się proporcje czuwania do snu — na korzyść tego pierwszego. Ale co ważniejsze, zmieniają się też proporcje czuwania do płaczu. Łapię się na tym, że dziwię się, że Natalia nie śpi, a nie płacze. Bo jak to? Nie chce jeść ani spać? Ano nie. Zaczyna chcieć poznawać świat.
Mogę zostawić ją na kilka minut i nie ma awantury. Nie wiem, może to nikogo nie dziwi, ale mnie tak, bo ona zawsze była z nami.
We wtorek Natalia polubiła spanie na brzuchu. Nie na moim, nie na Tomkowym. Na swoim brzuchu na kocyku. Przespała tak dwa razy po kilka godzin i żal było ją budzić, ale w końcu musiałam, bo trzeba było jechać. W środę już tak nie lubiła tego spania na brzuchu, ale i tak zaliczam!
Natalia jest w połowie fanką Chile na tym mundialu. W drugiej połowie ja, a razem stanowimy duet skandujący:
ja: czi czi czi!
Natalia: le le le!
A potem szybko trzeba ją nakarmić, bo z takim „llleeee llleeee llleeee” to żartów nie ma!
Ja
Jem już właściwie wszystko. I truskawki, i czereśnie, i smażone i z grilla. I czipsy i napój gazowany się trafił też. O, i popcorn. Może nie w nachalnych ilościach, ale w miarę normalnych. Całe szczęście Natalce nic się z tego powodu nie dzieje.
Nie mogę napatrzyć się na córkę, najchętniej nie puszczałabym jej i nie oddawała, i nie szła na zajęcia, tylko karmiła ciągle w tym korytarzu na uczelni. I już mam to co moja koleżanka, że pozjadałabym jej stopy, nogi i brzuch i policzki, i wszystko. Achhhh. Dobrze, że to mam, bo się zastanawiałam, czy jakaś wyrodna jestem, że tego nie miałam. A teraz mam i nie jestem wyrodna.
I doszło jeszcze coś, co pociągnęło całkiem nowe i może absurdalne uczucie. Zazdrość. O co? O kogo? Będzie niebawem, ale spróbujcie zgadnąć.
![]() |
A poza tym to dzieci są pożyteczne. |
Fajny wpis.Uśmiałam się:))
Jak ja Ci zazdroszczę tej chusty! My takową mamy i tylko kurz zbiera – Kacper taki wiercony, ze denerwują go te ograniczenia ruchu 🙁
Ale słodziaczek się robi. Jeszcze większy niż kiedyś 🙂
Tak sobie czytam i przypomina mi się czas, kiedy moja Julia była taka malutka… dziś ma 7 miesięcy już… I czasami, mimo, że teraz jest taką cudowną dziewczynką (jak każde dziecko dla swoich rodziców, prawda?) tęsknię za tą maleńką Julią. I tak nawet wczoraj, oglądając zdjecia, bo wypadałoby wywołać wspominałam, oglądałam i łezka w oku się zakręciła…
Dzieci tak szybko rosną… Więc ciesz się (taaa, jakbyś tego nie robiła, nie? 🙂 ) córcią ile się da.
Noś, tul i masz rację w poście – kilka wstecz, ja nigdy nie słuchałam, jak ktoś mi mówił: nie noś, bo się przyzwyczai, a mówili i to nie raz, ba! Pierwszego dnia po wyjściu ze szpitala mówili. A dzić 7 miesięczna córcia potrafi bawić się sama i nie nosze ciągle, aczkolwiek nie ukrywam – czesto, bo powstrzymać sie nie moge i nosze i tulę i ściskam i całuję…
A zobaczysz – im większa będzie tym bardziej bedziesz miała ochotę "zjeść ją", jak się zacznie śmiać i machać rączkami na Twój widok… 🙂
Ehh… dziecko to cud nad cudami… 🙂
My z męzem zakochani bez pamięci w córci…
Ale się rozpisałam…:)
http://zapisane-wspomnienia.blogspot.com/
Zosia do tej pory przez refluks nie znosi leżeć na brzuchu przez co ma problem z podnoszeniem główki jak leży totalnie na płasko… po chwili jest wrzask i zgrzytanie… dziąsłami;)
Ja zapisuję w notatniku w telefonie każde osiągnięcie Lenki z dokładną datą lub chociaż z informacją, który to tydzień życia. Mam już: "uśmiech półgębkiem", "szeroki uśmiech", "ssanie piąstki na leżąco" 😉
A ja wiem o co ta zazdrość! Ha! O smoka! Ha!
No, naprawdę jest przecudowna!