Minął 15. tydzień. Mignął raczej. Plany były ambitne, ale szybko się pokrzyżowały, o czym doniosę wkrótce, gdy tylko się od tego uwolnię.
Udało nam się w końcu uruchomić basen w kształcie dino — z oszona (na co czekał ponad 2 miesiące). Wskoczył do niego Tomek i zabrał Natalkę. Po pierwszym zdziwieniu, buncie i okrzyku — jakoś poszło; się pochlapali.
Sobota zamiast być lejzi familijną minęła na ratowaniu laptopa Tomka i bardzo, ale to bardzo ważnych i superhipertajnych danych. Do tej pory bezskutecznie, a wręcz coraz gorzej. Ale to nie to pokrzyżowało mi ambitne plany zawojowywania plenerów wrocławskich.
![]() |
OK, brzuch też jest git majonez (czasem) |
Uzupełniam przy okazji post 14-tygodniowy, w którego tytule widnieją „pretensje”, a nic o nich nie napisałam. Otóż Natka pozostawiona sobie (bo idę na siku, bo idę zamieszać w garnku, bo coś muszę zrobić no czasami) — dobitnie daje znać, że się nudzi, wielkim, przeciągłym okrzykiem z ogromną nutą pretensji: AAAAAAAAAAAAAAAAAA! Czasem krócej, ale z jeszcze większą dozą pretensji: A!
Natalia
Tydzień temu opanowała moje odbicie w lustrze. W tym tygodniu chichra i zalotnie uśmiecha do samej siebie. Uwielbiam to odkrywcze spojrzenie „o, dzidziuś!”.
Coraz więcej gada. Ostatnio lubuje się w gardłowym [r].
Czy ja wspominałam coś o wygaszaniu odruchu ssania? W takim razie obecnie przeżywamy renesans. Niech no zetknie się coś z ustami Natalii!
Tym sposobem córka nasza dorobiła się malinki na swoim przedramieniu. Przypadek? Nie sądzę. Następnego dnia dorobiła się kolejnej, tuż obok. Potem ja się dorobiłam malinki obok sutka (nie trafiła). Poza tym namiętnie ssani jesteśmy w ręce, gdy tylko Natka wyląduje na nich „na samolocik”. Bo o pieluszkach, memłaczce, maskotkach, ubrankach, kocykach, chuście wspominać nie będę.
Ja
Wracam ogarniać ten planokrzyżowacz, o którym napiszę.
Pozdrawiamy gadulca od gadulca 🙂
Pisałam nawet na logocioci, pytając o to "aaa!!!", ale widzę, że u Ciebie podobnie, zatem chyba ok 🙂
Wiem, jak się rozluźni, to się biorę za logociocię, przepraszam. 🙂
Z luzem 🙂 Wakacje są w końcu.
O urlopie nie wspominając.
Macierzyńskim 😉
No kurczę, jakbym czytała o swojej 🙂
Pretensje są na porządku dziennym. Im dłużej mnie nie ma, tym głośniejsze i dłuższe AAAAA!
Gardłowe RRRRR też dominuje w codziennej gadaninie. I tu mam pytanie do specjalistki: ja od dziecka mam problem z poprawnym wymawianiem R i zastanawiam się, czy Lenka też tak będzie mieć? Tzn. jak dziecko uczy się wymawiania R? Naśladuje rodziców?
Zasadniczo tak, dzieci biorą wzorce mowy i wymowy od rodziców i najbliższego otoczenia. Często zdarza się, że dzieci przejmują wady wymowy od rodziców (czasami rodzice nie wiedzą, że je mają). Przy [r] bym w takim razie doradzała nie namawiać Lenki do jej wypowiedzenia, tylko czekała, aż wskoczy samo (a ma czas do 6 rż!). A potem – jak będziesz chciała – opracujemy dla Was ćwiczenia, żeby od początku uczyła się dobrze wymawiać.
BTW warto sprawdzić jej (i sobie) wędzidełko podjęzykowe, to jedna z najczęstszych przyczyn problemów z [r] i… z ssaniem 🙂
U mnie to chyba rodzinna przypadłość, bo brat i ciocia mają tak samo. Mnie to niespecjalnie przeszkadza, ale wiadomo – zawsze lepiej, kiedy dziecko nie ma wady wymowy 🙂
O, malinek u nas nie było 🙂
Oj skąd ja znam to AAAAAAAA, choć czasem Franek też tak porostu krzyczy, gdy porwie go jakaś zabawa 😉
Mam do Ciebie kilka pytań odnośnie tego kursu na doradcę noszenia. Nie umiem nigdzie znaleźć Twojego maila, więc piszę tutaj, odpisz, jeśli możesz, tutaj albo u mnie na blogu albo na mojego maila ginewra89@gmail.com Będę Ci bardzo wdzięczna 🙂
Idziesz na kurs do Akademii Noszenia, tak? Chciałabym spytać dlaczego wybrałaś ten kurs, a nie Szkołę Noszenia ClauWi (zważywszy na to, że ClauWi ma w grudniu kurs we Wrocławiu). Co Cię skłoniło do wyboru Akademii? Również chciałabym zrobić taki kurs i zastanawiam się, która szkoła jest lepsza 🙂 Jaka jest cena tego kursu?
Mało, mało, mało Was, co tak mało napisałaś? Chcemy więcej o Natalce! Historia z lustrem to jest rzecz nieprawdopodobna, gdy to odkryłam, że dziecko tak szybko w lustrze kuma, że to mama i ja, a że kuma jestem pewna, ogarnęło mnie egzystencjalne zamyślenie o świadomości własnego "ja" i poczęłam domniemywać na ile teorie, że dziecko myśli, że jest jednością z matką mogą być prawdziwe…
Miałam podobne przemyślenia zwierdciadlane. Strasznie szybko się pokapowała, nie spodziewałam się. Czy że kuma "ja" to nie wiem, ale że "ktoś" to na pewno.
Może chcesz na spacer? Do piątku siedzimy w Łodzi 🙂
Na priv się odezwę!