Tydzień 16. był zdecydowanie bardzo intensywny.
Zaczął się od całodniowej wizyty łódzkich dziadków (dziękujemy ci, polskibusie). W ramach zaliczania różnych parków (na koncie już Wschodni i Grabiszyński) wybraliśmy okolice Hali Stulecia (aka Ludowej), Parku Szczytnickiego i Ogrodu Japońskiego.
![]() |
Dziaaaaaadek! |
Pogoda w pierwszej części dnia dopisała. Udało się zaliczyć krótki pokaz fontanny pod Halą (muzyka + taniec wody), udało się przejść całą pergolę (ależ ona zaliściona!). Udało się też zwiedzić Ogród Japoński, który do tej pory znałam tylko z opowieści i z… pewnego pikniku dwuosobowego z Karolajną (dziś: ciocią Karolajną), który urządziłyśmy dziesięć do jedenastu lat temu pod płotem owego ogrodu. Do ogrodu zdecydowanie lepsza jest chusta, z wózkiem bowiem ciężko przepchać się przez bardzo stromy mostek, a przez kamory na wodzie w ogóle się nie przejdzie.
![]() |
Gdzie z dzieckiem po takich kamieniach?! |
W niedzielę zebraliśmy się i przyjechaliśmy do Łodzi. Ja, Natalka, Tomek i tata Tomka. Tomek z tatą remontują moje mieszkanie, przerażając mnie rozmachem. Ja miałam zadanie pozałatwiać sprawy pocztowo-urzędowe.
Tak się poukładało czasowo, że niespodziewanie zostało nam pół godziny na Castoramę i wybór płytek (3 rodzajów). Phi, pewnie że się udało. Udało się zaliczyć też obiadokolację w Manufakturze, która gości zachwyciła (Tomka już wcześniej).
![]() |
Mina Tomka pod tytułem: „Coś mnie gryzie w kolano” |
Poniedziałek to początek maratonów. Dla jednych remontowego (tempo zabójcze, naprawdę). Dla innych — sprawunkowego. I tak w urzędzie dowiedziałam się, że teraz tego co chcę tu nie załatwię i zapraszamy do centrum. Na poczcie jak zwykle wszyscy zorientowani. Najpierw pani 17 minut przyjmowała moje listy polecone i niepolecone (sztuk łącznie 6). Potem drugie tyle szukała kartki A4 do wypełnienia. Szkoda, że nie posłuchała, o co ją prosiłam. Wyraźnie powiedziałam: chcę przekierować listy polecone na inny adres. Naszukała się, nastękała, nasapała, w końcu koleżanka znalazła w zielonej teczce. Dała bez słowa, do wypełnienia. Po czym w drugim okienku dowiedziałam się, że to przekieruje wszystkie listy — oprócz poleconych. Logiczne, nie? I nie ma możliwości inaczej.
Poniedziałek więc nic nie wniósł.
Wtorek to była umówiona wizyta u Izy w jej firmie. Wzięłam chustę… i pojechałam. I wstąpiłam niemalże po drodze do urzędu miasta, obeszłam 3 pokoje i nawet załatwiłam, co chciałam. Zajęło to wszystko wiele czasu i przysporzyło mnóstwo wrażeń Natalce, w rezultacie przyczyniając się do wieczornego płakania. Bo jakimś cudem dzieje się tak, że im dzieci bardziej zmęczone, tym trudniej im usnąć. Tu z pomocą nadeszła moja mama, która Natkę przejęła, utuliła i nawet razem z nią się położyła. I zadziałało, wprawiając mnie w zdumienie. To jakże to? A ja? A moje cycousypianie? Ach!
![]() |
Sztama z babcią |
Na środę umówiłam się na mały piknik na Zdrowiu (czyli w bardzo dużym łódzkim parku) z Kasią i Hanią. Dziewczęta (które dzieli różnica tygodnia życia, co dla nas wszystkich było nowym doświadczeniem) nie ogarnęły jednak obecności drugiego dzidziusia obok. Natalia oglądała swoje ulubione listki na drzewach, a Hania chciała do mamy na ręce. Ale było bardzo miło, były pyszne własnoręczne muffiny od Kejt i za mało czasu.
![]() |
Coo? Jaki dzidziuś obok? |
Czwartek spędziłam na ośce (tej, na której się wychowałam). Poszłam po kartofle, usmażyłam kotlety. Natka więcej spała. Na wieczór dla odmiany od naszych wizyt wszędzie odwiedziła nas Marta i było duuuużo do obgadywania.
W międzyczasie zapewniałyśmy z mamą naszej dwuosobowej ekipie remontowej obiady i inne smakołyki w różnych stanach skupienia i jeździłyśmy do Castoramy. Natka poznała nowe samochody. W jednych zasypiała, w innych narzekała.
Taki miałyśmy tydzień. Zrobił się z tego bloga pamiętniczek, co postaram się jednak zmienić i wrócić na inne tory.
Natalia
Odkryła swoje nogi. Powiedziałabym, że nawet zamarła, je odkrywszy. Pogłaskała, popatrzyła i wróciła do swoich zajęć. W wannie zaczęła chlapać. Jeszcze ich nie chwyta, bo ręce nie do końca ogarnięte.
Kilka razy przekręciła się z brzucha na plecy. Najlepiej idzie jej na golasa (w okolicach masażu). Widzę, że już naprawdę zaczyna kumać, o co w tym wszystkim chodzi. Tylko nie kuma jeszcze, dlaczego nie zawsze się udaje. No przecież ona chce!!!
![]() |
Jak to było? Jak się przegibać? |
Ja
Poczyniam autoobserwacje i wysnuwam wnioski. A jeden to taki, że ja się tego Wrocławia obawiam. W Łodzi śmigam, migam i załatwiam. Podróżuję, przechodzę i odwiedzam. Ryba w wodzie. A we Wrocławiu to i wizyta u lekarza wymaga nie lada logistyki (mentalnej). Kolejny wniosek to ten, że trzeba to przełamać i ruszyć cztery litery (albo i z osiem).
No i czas napisać to wszystko, co od dawna w głowie siedzi. Już wkrótce mniej pamiętniczkowania, mam nadzieję.
11 komentarzy
Wiesz, że ta Wasza Natalia to coraz ładniejsza? I chyba nową chustę widzę? (Ostatnio była w panterkę, jeśli się nie mylę). Mi tam pamiętniczek nie przeszkadza 😉
Jeszcze ładniejsza? 😀
Chusta jest jakiś miesiąc u mnie. Uwielbiam ją.
Żadnych panterek, fuj fuj 😀
No, jeszcze ładniejsza! 🙂 Taka się robi bardziej "określona" – te oczyska, te włosy płomienne. Och i ach!
Hmm, to coś mi się przewidziało. Może to cętki były… fioletowe?
Nie, pasiasta ruda pościelówa, którą zostawiam na pokazywanie "takich nie". 😉
Jak to się przekręca?! Ej, zdolniacha, Mill nie umie (ale też odkryła nogi)!!!!! Ale poza tym – fajnie Wam wyjściowo! 🙂
No co ją pochwalę na blogu z tym przekręcaniem się, to jej się odwidzi 😀
Moja Hanka z brzucha na plecy to opanowała już perfekcyjnie. Przechyla głowę w bok, ją przeważa, a potem ciągnie nogi z miednicą. I strasznie się cieszy, jak jej się uda.
A w ogóle to nic dziwnego, że trochę się obawiasz wypraw po nie swoim mieście. Jak się oswoisz z Wrocławiem, to na pewno będziecie łazić i łazić gdzie dusza zapragnie!
Hehe, to jednak zazdroszczę Haninego sprytu i gibkości. Natka się zawiesza w momencie, gdy nie może przeważyć miednicy (ej no jak to?). I odpuszcza. Czyli jak wyjdzie, to ekstra, a jak nie to też nie problem.
A z miastem to jest tak, że niby ten Wrocław znam, ale mam z nim problem od pierwszego razu jeszcze na studiach (11 ekhem lat temu). Miałam go w głowie zawsze do góry nogami w stosunku do tego, co mapa pokazywała. I za każdym razem jestem zdumiona, że Odra płynie w tę stronę, a nie odwrotnie. Nawet przepłynięcie własnoręczne kajakiem tego nie poprawiło 😉
Ależ ona rośnie 🙂 A główka w górze pierwsza klasa! 🙂
Pierwsza klasa była dzisiaj na chustowym spotkaniu! Chociaż większość dzieci bawiła się już na siedząco/raczkująco/stojąco, to położyłam ją w tym tłumie (kilka wyrwanych włosów). Ale jakie widoki! Głowa ani razu nie przybiła gwoździa 😀