Natalia dzisiaj skończyła pół roku. Co u niej — doskonale wiecie z cotygodniowych raportów. Dlatego tę datę wykorzystam na podsumowanie naszej mlecznej drogi, która kwitnie w najlepsze i która w moim przypadku jest nieodzownym elementem mojego macierzyństwa.
O małych kłopotach z początku tej drogi pisałam tutaj. Nie było ich wiele wtedy. A potem (do dziś) to właściwie w ogóle.
Przybieranie na wadze
Jestem niesamowicie dumna, że ja jako mama, swoim własnym ciałem, w zgodzie z naturą i w harmonii z Natalią potrafię sprawić, że moje dziecko jest najedzone, uspokojone i rośnie.
Przez pierwsze dwa miesiące rosła bardzo szybko. Trzeci miesiąc zwolniła o połowę, co zakończyło się radą, by podawać słoiczki. Jakby marchewka miała mieć więcej kalorii niż mleko. Zamiast ślepo słuchać się rad lekarzy, poszperałam tu i ówdzie, dokopując się do siatek centylowych WHO dla dzieci karmionych piersią. Bo te w książeczkach zdrowia uwzględniają karmienie mieszankami. Żadne nie uwzględniają indywidualnych harmonogramów rozwoju i wzrostu niemowląt. Pod linijkę najlepiej. Ale cóż, chciałam mieć równoważne argumenty podczas dyskusji z pediatrą.
Natalia idzie (do 5,5 miesiąca, bo później nie byliśmy na ważeniu) linią grubą, niebieską. Cały czas w jednym kanale. No czy jest powód do siania paniki?
Pozycje do karmienia
Na początku próbowałyśmy wszystkiego. Proste, krzyżowe, spod pachy, na leżąco. A nawet okazyjnie jakieś wymyślne. Ostatecznie zostałyśmy przy:
a) Pozycji na plecach, bo tak Natalia zasypia, tak ją karmię w nocy na śpiocha i w ciągu dnia, gdy możemy się powylegiwać też. Leżymy sobie brzuch do brzucha, na boku.
b) Pozycji zwykłej. Już nie wiem, czy to krzyżowa, czy prosta. Zwykła taka. Jak wyjdzie. W samochodzie tak, na kanapie inaczej, na mieście jeszcze jakoś.
Obyłyśmy się bez poduszki do karmienia (używałam zwykłych na początku). Dziś po prostu Natalia je na moich rękach.
Kryzys laktacyjny
O kryzysach słyszałam, że są, że trzeba przetrwać i że to naturalne, bo zmienia się zapotrzebowanie dziecka na mleko. Czekałam więc i wypatrywałam. Laktacja mi się normowała, przestałam potrzebować wkładek laktacyjnych dosyć szybko i nie panikowałam, że mam miękkie piersi, bo znałam mechanizm: mleka jest tyle akurat, ile potrzebuje dziecko.
Być może w okolicach 6. tygodnia coś tam się zadziało, ale dziś sądzę, że był to skutek upałów — wzmożone zapotrzebowanie na piciu. Miesiąc trzeci przebiegł bez echa kryzysu. Czwarty też.
W piątym miesiącu chyba nadszedł. Trwał tydzień. Natalia ssała co chwilę. Zalały mnie pokłady cierpliwości i spokoju — w ogóle mnie to nie denerwowało. Chciała to miała.
Natalię też zalały spokój i cierpliwość. Musiała pokonać pierwszą minutę lub dwie ssania na sucho. Dopiero po tym czasie ruszała fabryka i wylewała mleko. Z dnia na dzień było gorzej, bo nagle nawet w nocy nic się nie magazynowało — wszystko na bieżąco. A po tygodniu coś się odblokowało i polało się mleko szerokim strumieniem.
Mam pewną teorię, a raczej pół teorii, skąd te kryzysy się biorą. Dzięki dziewczynom z forum, które mają dzieciaki w tym samym wieku co Natalka, a karmią z butelek. Zaczęły zgłaszać, że nagle ich dzieci jedzą mniej mleka. Czasem drastycznie mniej (w mililitrach). I wykoncypowałam, co następuje:
Karmię z piersi >> Mleka jest tyle, ile potrzebuje Natalia >> Nie mam pojęcia, ile to mililitrów >> Nagle Natalia zjada drastycznie mniej (ale ja o tym nie wiem, bo nie widzę tych mililitrów) >> Mleka produkuje się mniej, bo organizm dostaje cynk, że więcej nie trzeba >> Natalia znowu chce tyle, co poprzednio >> Chwilę trzeba zaczekać na reakcję ze strony organizmu, żeby zwiększył laktację >> Włala.
Pół teorii, bo nie wiem, dlaczego nagle jedzą mniej.
Podsumowanie
Pierwsze pół roku mija nam więc bez problemów. Wkrótce zacznę rozszerzać dietę Natalii. Wkrótce będą to pierwsze kroki ku końcowi naszej drogi mlecznej. Kiedy on nastąpi? Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że będziemy obie na to gotowe.
Postanowiłam także, że pójdę z tematem dalej. Bo przecież za nudno bym miała. Ale to w swoim czasie wszystko opowiem.
Karmienie dziś, kiedy dziecko śmieje się w głos do piersi, gdy widać o wiele wyraźniej niż kiedyś, że pierś to nie tylko jedzenie, kiedy możemy sobie iść, gdzie chcemy i zawsze łatwo o jedzenie dla dziecka, to jest dopiero magia. Totalnie nie jestem w stanie zrozumieć jak kobiety mogą na tym etapie dziecko odstawiać. Czy to wpływ reklam (teraz, gdy Twoje dziecko ma pół roku pomaga Ci w tym Nan pro 2 tfu tfu!), czy wiara w to, że butla zagwarantuje przespane noce? Pociągnij temat dalej, może się dowiesz, może komuś kiedyś pomożesz w tym najtrudniejszym, pierwszym okresie. Też o tym myślę, ale to wiesz.
To echo niegdysiejszych "po pół roku to już woda leci", w które jeszcze się dziś wierzy (w co zawsze trudno mi uwierzyć).
Ja tam uznaję swoje noce za przespane…
A widziałyście reklamę "power mamy"… znajoma dobrze skomentowała: "chyba POWDER mama"
Widziałam. Komentarz bezbłędny 😀
Uwielbiam karmienie piersią. Cieszę się że przetrwałą ciężkie początki, że nie zrezygnowałam jak wiele znanych mi matek. Dobrze że moja mama była przy mnie i nie raczyła mnie "życzliwymi" radami "daj butelkę jak cię boli" tylko dopingowała "dasz radę!" 🙂 Dałam 🙂 I jest C U D O W N I E 😀
Uwielbiam takie historie! I takie babeczki 😛
A ja sama nie wiem jak będę karmić, ciężko wypowiedzieć się na temat czegoś jeśli nie ma się doświadczenia. Kiedyś nie chciałam karmić piersią, ale odkąd obracam się w okolicy blogów mam powoli zmieniam zdanie, choć nie wykluczone, że i butelka pójdzie w ruch 😉 ale wszystko będzie zależeć od dziecka, to ono jest wyznacznikiem wszystkiego.
http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
Z doświadczenia i szerokich obserwacji mam taki wniosek, że to zależy przede wszystkim od matki. Dziecko jest zaprogramowane na ssanie piersi od milionów lat. Według mnie kluczem do sukcesu są wiedza, nastawienie i wiara w moc natury.
Podpisuję się wszystkimi kończynami pod komentarzem Magdy.
Hmm z tym kryzysem to chyba nie do końca tak jest. Pamiętam, że ja miałam kryzys laktacyjny po trzech miesiącach. Nagle, z dnia na dzień, piersi stały się miękkie, mleka o połowę mniej. Ledwo nadążałam z odciąganiem i myślałam, że to będzie koniec pokarmu. A Lenka chciała jeść tyle samo co wcześniej. Dodatkowo – jak wiesz – Lenka nie piła bezpośrednio z piersi, więc mózg nie miał info o zapotrzebowaniu. Więc organizm nagle sam z siebie zaczął produkować mniej mleka, bez żadnej przyczyny. Przynajmniej tak to wygląda z mojej perspektywy, ale w kwestii karmienia piersią jestem laikiem 🙂
Hmm podejrzewam, że przy odciąganiu jest nieco inaczej. Sama piszesz, że mózg nie dostawał info o zapotrzebowaniu. Ja się wielokrotnie przekonałam, że czasami wystarczą myśli, spojrzenia i kołysanki, żeby mleko pociekło – a nie tylko ssanie (lub ściąganie). Ale dlaczego przy odciąganiu nagle się produkuje mniej – to z kolei ja nie wiem. Ale liczę, że się dowiem.
Moim marzeniem było karmienie przez pierwsze 6 miesięcy a wyszło tak, ze Kacper ma 9 miesięcy i nadal na piersi, którą kocha nad życie 😀
I na zdrowie!
A dlaczego piszesz, że kroki ku końcowi drogi mlecznej? W sensie, że to rozszerzanie diety coś zmieni?
Bo nie zrozumiałam 🙂
Rozszerzanie diety to początek końca, zwłaszcza w założeniu BLW (baby-led weaning). Chociaż potrwać może jeszcze dłuuuuugo 😀
Mi się wydaje, że wg blw właśnie podstawą karmienia do roczku jest mleko mamy, więc spokojnie z tym końcem 😛 To ciągle dopiero początek 😉
Sądzę, że to potrwa jeszcze długo (długo dłużej niż już trwa :P), ale to takie symboliczne. Początek odstawiania. 🙂
Ok, to już rozumiem 🙂