Tydzień 28 zaczął się tak, jak skończył 27. Spokojnym, leniwym dniem z szarugą za oknem. Rodzinny lejzi piątunio bym rzekła. A potem do roboty. W weekend miałam zjazd, więc Tomek bez względu na chęci odsypiania, dżetlagowania i żałowania, że tu tak zimno, a tam tak gorąco, musiał się w sobie zebrać i zaopiekować Natalią w okolicach uczelni. Dostał swoją chustę i kilka profesjonalnych (a co!) wskazówek doradczych i pognali witać jesień. W tym czasie ja dowiadywałam się kolejnych cudów.
Następnie przyjechaliśmy do Łodzi zakończyć remont. Powiem, że już niemal prawie dobiega końca i jest cudmalina. Teraz ktoś to musi posprzątać. I można wynająć. Pestka.
Natalia
Można oficjalnie przyjąć, że rozpoczęłyśmy rozszerzać Małej dietę. Na pierwszy ogień (na parę — ściślej mówiąc) poszła dynia od Luczii, kalafior i brokuł. Potem jeszcze jabłko, gruszka i ziemniak. W konfiguracjach różnorakich. Podawane w nierozmemłaniu. Pod czujnym okiem, na kolanach i w gotowości niesienia pierwszej pomocy. Żyjemy i od razu po jedzeniu obie nadajemy się do prania.
Czy coś zjadła? 3-dniowy przestój w pieluszkach (pierwszy w historii) powiedział sam za siebie.
Z rozczulających scen: Natalia upodobała sobie swoją dłoń. Uwielbia na nią patrzeć i obracać nią w powietrzu. A ja uwielbiam patrzeć wtedy na nią. Wtedy nic więcej nie ma, tylko ta dłoń maciupka.
Wydaje mi się, że usiądzie jak fizjoterapeuci przykazali — z czworaków. Nie że inne sposoby (wymyślone przez dziecko) są na pewno złe, ale ten najczęstszy. Jak już jest na czworakach, puszcza jedną rękę i odchyla się do tyłu. Wtedy łapie równowagę na tej drugiej ręce i nodze po tej samej stronie. Megatrudne, próbowałam kiedyś na jodze. No i tyle na razie, bo na resztę jeszcze nie jest gotowa. Po chwili następuje BAM na plecy.
Ja
Zbieram miliony, żeby porobić wszystkie kursy, o których się dowiaduję i które wydają mi się rewelacyjne. Ktoś coś?
Ciekawe, może jednak kiedyś bym popracowała, a nie ciągle się uczyła?
No to smacznego! 🙂
PS. Córka mi też usiadła z czworaków. I to już wtedy gdy raczkowała.
Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, że już umie siedzieć, bo nigdy jej nie sadzałam, żeby sprawdzić. Prawdopodobnie umiała dużo wcześniej 🙂
Ha, ale tak właśnie najzdrowiej – jak samo sobie z tym poradzi. 🙂
Och Ty kursiaro! Co tym razem?! Mam nadzieję, że angina Was jednak ominęła i bardzo żałuję, że znów coś nam przeszkodziło się spotkać. U nas po pierwszych posiłkach też był przestój i to bolesny i niezbędny był glicerynowy czopek (winię banany). Ale teraz to już elegancko i nawet trzy razy dziennie. Widzę, że i Tobie tęskno za tym siedzeniem, nie wiem czemu mi się wydaje, że jakoś będzie prościej jak tylko dziecko w końcu usiądzie…
Angina tfutfutfu przeszła bokiem. Mama nie miała do nas wstępu aż do końca 🙁
Kurs tym razem ściśle logopedyczny. Cholernie drogi, ale po nim to już inna galaktyka logopedii. Waham się.
Ech, pierwsze posiłki wspominam bardzo miło, nawet bałagan dookoła mnie nie wkurzał 🙂 Życzę powodzenia!
A potem gorzej? 😉
Mnie też nie wkurza bałagan dokoła. Taki lajf 😉
Zdjęcie rewelacja! ;d
A ja sobie wchodzę na Twoje wpisy z początku jak Natalka była maleńka i sobie czytam 😀 Tak dostosowując tępo do mojego Młodego haha 😀 I bardzo fajnie się tak czyta 😉
A! Pytałaś mnie o to pod moim postem, ale nie odpisywałam- rodziłam na Borowskiej i powiem Ci że byłam bardzo zadowolona. Ale pojechałam tam tylko dlatego, że wiedziałam że będę leżeć na patologii ciąży a tam podobno najlepsza. Nie sądziłam że zostanę tam już do rozwiązania.
Hehe i wreszcie wiadomo, o czym pisałam.
Najważniejsze, że byłaś zadowolona z opieki. Super 🙂
A jakie to jeszcze kursy masz w planach? 🙂
Zosia też siada najczęściej z czworaków,zdarza jej się to nawet przez sen – obraca się na brzuch, z brzucha na czworaki, siada i dopiero się budzi, zdziwiona tym, że siedzi 😛
Ale kosmos! Chciałabym to widzieć 😀