Oczywiste było, że ten post powstanie, ale szczerze przyznam, że myślałam, że zbiorę się wcześniej niż po 9 miesiącach. Plan był na lipiec zeszłego roku nawet. Ale jakoś rozeszło się po kościach, za to mam więcej do napisania.
Motywacja
Proszę nie robić ze mnie:
a) pokutnicy (nie używam wielorazówek za żadne grzechy),
b) bohaterki (moje decyzje mają bardzo przyziemne źródło),
c) matki-polki (tu do końca definicji nie znam, ale jeśli ma coś wspólnego z poświęcaniem się, całego swojego życia etc. dla dobra dziecka, dzieci, to to nie u mnie i nie o to chodzi),
d) wyrodnej matki (dla tych, co w drugą stronę patrzą i uważają, że przez pranie i wieszanie pieluch zabieram czas, który mogłabym poświęcić córce).
Moje powody, dla których zdecydowałam się na pieluchy wielorazowe, były bardzo prozaiczne. Żadne tam ekoświrstwo. Po pierwsze uważam to za opcję ekonomiczną, a to lubię. Po drugie cieszę się, że nie opakowuję dziecka w dodatkową porcję chemii. Bo oczywiście wszyscy zdają sobie sprawę, ile jest chemii w jednorazówkach?
Ekonomia
Jak by nie liczyć i którędy nie kombinować, wyjdzie, że pieluchy wielorazowe są tanie. Trzeba za nie zapłacić dużo na początku, fakt. Ale potem odcina się już tylko kupony. Zakup płynu do prania (w ciągu 9 miesięcy na całe pranie Natalki zużyłam 2 litry niemieckiego płynu), zakup olejku z drzewa herbacianego (jedna mała buteleczka i niecała jedna duża, ale z tymi dużymi coś jest nie tak), zakup papierków zatrzymujących grubsze sprawy (ok. 8 opakowań i zwolniło).
Zanim ktoś orzeknie, że to na pewno się nie opłaca, bo tak mu się wydaje, polecam policzyć. Można użyć swoich zmiennych. U mnie wygrała opcja budżetowa (pieluszki no name albo z niskiej półki, tanie wkłady). Da się drożej, jeśli ktoś sobie życzy.
Ile wydałam na początek?
Otulacze = 3 x 28 zł (Bobolider, Lenny Lamb)
Kieszonki = 5 x 28 zł (Pupus) + 10 x 22 zł (no name) + 2 gratis (no name)
Wkłady bambusowe = 5 x 7 zł (Lenny Lamb, z drugiej ręki, ale nieużywane)
Wkłady mikrofibrowe = 5 x 5 zł + 24 gratis (do kieszonek no name)
Pieluchy tetrowe = 20 x 0,80 zł (nie mogę doliczyć nigdy, ale mniej więcej w użyciu jest 20 sztuk, używam jako wkłady)
_________________
Całość = 352 zł
To koszt mniej więcej 700 szt. pieluch Dada (z biedry). Przy średnio sześciu przewijaniach na dobę tyle się zużyje w 4 miesiące. Czyli po 4 miesiącach ponoszę tylko koszty prania, płynu, olejku i papierków jednorazowych.
I uwaga. Orzeszkowi już drugi raz tego kupować nie muszę.
I druga uwaga. Gdy skończymy się namnażać, większość majdanu planuję sprzedać. Oczywiście nie odzyskam tej kwoty (tetry nie sprzedam raczej). Ale zawsze coś.
Używanie
Piorę co 3 dni. Na początku prałam codziennie, góra co 2 dni — wiadomo. Wrzucam od zawsze razem z ubrankami Natalki. Z naszymi rzeczami nie piorę, bo zbiera się tego tyle, że nie mam potrzeby dopychać prań (ani naszych, ani Natki).
Koszt prania policzyć jest mi ciężko, bo za dużo zmiennych. Ale mniej więcej za różnymi kalkulacjami wyszukanymi w sieci przyjmuję, że pranie (woda + prąd) to jakieś 20 zł miesięcznie. Plus płyn 7,50 zł miesięcznie. Plus olejek z drzewa herbacianego 3 zł miesięcznie. Razem 31,50 zł. Jedna paczka Dad.
Papierki średnio wyniosły 7 zł miesięcznie. Łącznie z praniem 38,50 zł. Z czasem robi się coraz taniej i rzadziej.
Ekologia
Jak podkreślam, nie był to mój motywator do używania tych pieluch. Ale fajnie mieć świadomość, że zaoszczędzę matce ziemi półtorej tony bardzo trudno rozkładalnych śmieci. I że ktoś nie wyprodukuje dla mnie kilkunastu tysięcy pieluch jednorazowych.
Na początku z uwagi na chudzinkowatość nóżek Natalki używałam jednorazówek. Do szału doprowadzało mnie codzienne bieganie ze śmieciami. Kosz zapełniał się w try miga.
Czas
Dziękuję za troskę o mój czas prywatny. O mój czas niepoświęcony Natalii. Nie demonizujmy. Na początku wkładałam rzeczy do pralki, gdy Natalka spała. Zajmowało to tyle samo czasu, co przechadzka do śmietnika i z powrotem. Rozwieszałyśmy pranie razem — Natalka w chuście. Dzisiaj Natalka przybiega do łazienki, gdy wkładam pranie, przygląda się, potem cieszy się z szumu wody napływającej do pralki (ja podkręcam swoim „szszszszszsz”), a potem jest cała szczęśliwa, bo się kręci. Wyjmuję i rozwieszam pranie z Natalką pod nogami albo gdy śpi. Nie prasuję. Ani pieluszek, co jest niewskazane, ani ubrań, bo nie.
Ponadto nie muszę wyszukiwać promocji pieluch w marketach ani jeździć specjalnie po nie, bo się wszyscy rzucą i zabraknie (ot, taki przytyk dla tych, którzy uważają, że czas marnuję).
Jak ja to robię?
Z tego, co zauważyłam, każdy wypracowuje sobie swój sposób używania pieluszek wielorazowych, często odchodząc od tego, co producent miał na myśli. Rodzajów tego ustrojstwa jest ogromnie dużo. W głowie się kręci od tego i to temat na osobny post (za kolejne 9 miesięcy się może zbiorę).
Drogą prób i błędów doszłam do następujących rozwiązań:
- Używam wszystkich pieluszek jako otulaczy. Nieważne, czy to faktycznie otulacz, czy kieszonka. Opcja kieszonki była w użyciu jeszcze na początku, kiedy i tak wszystkie części składowe co przewijanie lądowały w praniu. Potem opcja kieszonka była na wyjścia, bo faktycznie to wygodne jak pampers. Teraz już mi to wszystko jedno i wszystko traktuję na równi z otulaczami. Czyli wkład chłonny układam na wierzchu, a nie chowam do środka. Jesteśmy teraz na takim etapie z dietą, że jeden taki otulacz wystarcza na cały dzień (zmieniają się tylko wkłady).
- Jako wkłady najczęściej używam tetry. Bo bambus za mało chłonie. Bo mikrofibra podrażnia skórę. Bo tetra najszybciej schnie. Nie bawię się w żadne składanie, formowanie i cudowanie. Po prostu zwijam tetrę w prostokąt wielkości wkładu z mikrofibry. Jest naturalnie i całkiem chłonnie.
- Na noc używam wkładu podwójnego. Owijam mikrofibrę tetrą i gotowe. Od dłuższego czasu spokojnie wystarcza na całą noc. Na noc używam otulaczy prawdziwych, bo lepiej mieszczą powiększone wkłady. Otulacze z kieszonek są za dnia.
Z tym "udręczeniem" praniem i wieszaniem, to chyba podobnie jak z gotowaniem dla dziecka. Się bynajmniej udręczona nie czuję 😉
Każdy wybiera, co mu pasuje 🙂
Ja nie przechodzę na wielorazówki z kilku powodów, a głównym są właśnie te prania. Ciągle gdzieś słyszę albo czytam ile to przy małym dziecku jest prania i aż się zastanawiam co jest z nami nie tak, bo u nas pranie jest raz na dwa, czasami nawet trzy tygodnie. Oczywiście pranie kilku pieluch w pustej pralce nie miałoby żadnego sensu. Druga sprawa to to, że od początku nastawiłam się na jak najwcześniejsze nocnikowanie i moja 10-mies. córka zużywa teraz 1-2 pieluchy dziennie. Nigdy tez przez jednorazówki nie było żadnych problemów, żadnych odparzeń, a kremu do pupy nie użyłam nigdy. No i wreszcie wygoda, zwłaszcza przez pierwsze 6 miesięcy, kiedy to kupa była stałym elementem niemal każdego karmienia. Bardzo sobie ceniłam możliwość wyrzucenia tego wszystkiego prosto do śmieci. 🙂
To macie jakąś gigant-pralkę? Albo niebrudzące się dziecko? Ja co prawda nie przebieram co pół godziny Natki, ba, no nawet i cały dzień w jednym ciuchu wytrzyma, plus co noc nowa piżamka, ale 5 kg wsadu zapełnia się bez problemu w 2-3 dni. Bez pieluch myślę, że co 4-5 dni byłoby pranie.
Pralka całkiem zwyczajna. 😉 A czemu co noc zmieniacie piżamę? U nas jako element zupełnie się niebrudzący zmieniana jest najrzadziej. Rzeczy typu spodnie, sweter też są noszone dłużej niż 1 dzień, o ile nie zostaną jakoś drastycznie pobrudzone (swoich spodni też nie piorę po 1 dniu). No i lecą jakoś te 2 tygodnie, zapas czystych ubrań jest i nie ma potrzeby, żeby prać. 🙂
Na początku zmieniałam, bo nie pamiętam dlaczego i przywykłam, a teraz ma to sens pragmatyczny: w piżamce je śniadanie, a że to BLW, to po śniadaniu już tylko do prania się nadaje (mimo kaftaników) 😉
U nas też tylko BLW i wiadomo, że rozlany jogurt kwalifikuje się do zmiany garderoby, ale jakoś mnie kompletnie nie rusza, jeśli gdzieś tam na łokciu pojawi się plama z buraka, spokojnie można z tym oblecieć do wieczora. Wychodzi na to, że brudas jestem i tyle. 😀
To ja mam wybitnie rozrzutne dziecko w takim razie, bo to nie są plamki na łokciu (takimi się nie przejmuję). U nas to z rozmachem się upapra 😉
Ja się chyba nie nadaję…pralka chodzi u mnie codziennie. Czasami dwa razy dziennie. Cieszę się, że wiem ulewania minął, bo wtedy pralka chodziła jeszcze częściej.
Po drugie przeczytałam tekst dokładnie i dalej nie kumam co i jak się zakłada 😀 ciemna blondyna ze mnie….
Po 3 pomyślałam sobie. Czy dupka dziecka nie jest przy wielorazówkach większa? Jak się nawkłada tych warstw itd?
Bo post o tym, co i jak jeszcze będzie. Nie martw się, ja też się poddałam, gdy to rozkminiałam 😀
Pupa jest trochę większa, ale powiem Ci, że dla mnie to takie normalne, że pupy w pampersach to gołe mi się wydają 😀
W takim razie czekam na intrukcje 🙂
Oooo! Nareszcie 🙂 Czekałam na ten wpis, bo bardzo lubię się dowiadywać jak to było u innych 🙂
My to na otulaczach jechaliśmy, ostatnio przerzucamy sie na kieszonki – wygodniej nam przy naszym nieprzewijalnym połączeniu diabła tasmańskiego ze speedy gonzalesem (czasem mówimy na niego Leon).
Nasze główne dwa motywatory to zdrowie dzieciucha i ekologia. Tak właściwie to można z tego zrobić jeden 😀 Chcieliśmy uniknąć jak najwięcej niepotrzebnej chemii (co się tyczy również wkładów do wielorazówek). A do tego ważne jest dla mnie to, że może dzięki tym niezużytym przez nas jednorazówkom moje prawnuki będą miały na świecie jedno drzewo więcej czy litr czystszej wody dodatkowo. Mówię o tym po cichu, troszkę już się wstydzę nawet. Rzadko o tym mówię, bo spotkałam – nie raz nie dwa – z kpiącymi komentarzami o zabarwieniu wielce pejoratywnym 😉 A nie czuję się komfortowo jak ktoś wyśmiewa moje wartości, sama staram się tego nie robić w stosunku do innych. Ja tam lubię, że ludzie się różnią, przynajmniej nudno nie jest 😀
Kwestie ekonomiczne są megasuperhiperfajnym skutkiem ubocznym tego wyboru, który w trakcie wielopieluchowania stał się dla nas też motywujący 🙂
Miałam epizod lekkiego uzaleznienia (ojenyyyyyyy, otulacz w kotwiceeeee!!!) ale…jestem niedospana więc szkoda mi tracić energię na nałogi 😀
Acha! Jeszcze jedno – z okazji nietolerancji laktozy przewijanie oznaczało u nas całościowe przebieranie i kąpiel, jednorazówki nie dawały rady. Tylko wielorazówki były w stanie ogarnąć ten temat ;D
Rozumiem dobrze… Natka też gdy poczuje świeży powiew wiatru… idzie sobie postać przy kaloryferze – i weź ją od niego oderwij!
Fajnie, że dla jednych priorytety są skutkiem ubocznym i vis a vis (jak mawiają :D).
Ja się zastanawiałam nad wielorazówkami jak byłam w ciąży z Antkiem. Ze względów ekonomicznych, praktyczna jestem:) Ale u nas nie do przejścia byłoby suszenie tych pieluch, u nas w mieszkaniu nawet teraz wilgoć wyłazi, a co dopiero gdyby ciągle rozwieszone były mokre pieluchy… Gdybyśmy mieli w bloku suszarnię, pewnie bym się zdecydowała.
Ps A my byliśmy dzisiaj u logopedy w OWI z Adaśkiem i okazało się, że Adaś tak samo jak i Antek ma bardzo wysokie podniebienie, i dlatego smoczek mu nie przynosi ukojenia. Ale mówiła też, że jej zdaniem nie powinien się jakoś specjalnie do tego kciuka przywiązać póki używa go tylko jako sposobu na uspokojenie, no zobaczymy, oby miała rację:)
U mnie to wyższa logistyka z tym praniem i suszeniem. Latem to było wszystko proste. Nawet 3 prania obrabiałam dziennie, bo wszystko w te upały schło w godzinę, a tetra to szczególnie. Teraz jak wypada któryś dzień z obiegu (bo np. studia czy co), to się od razu robi góra prania i odkopywanie się przez następne tygodnie.
A z kciukiem to trzeba po prostu obserwować. Na pewno będziesz wiedziała, kiedy zareagować. Antoś też miał epizod kciukowy?
Antoś chwała Bogu nie wpadł na to, że można ssać kciuka;P Nigdy nie widziałam go z kciukiem w buzi. Jak miał potrzebę ssania, a nie chciał piersi (bo był już przejedzony i zwymiotowywał wszystko co zjadał) to stałam nad nim i trzymałam mu smoka w buzi, żeby mu nie wypadał, aż mu potrzeba przeszła;) Ale to raczej dość krótki epizod był z tym smokiem.
Wielo mam, posiadam a nie używam. Tydzień zakładałam, i przez tydzień w kupie było wszystko, włącznie z szyją Juniora… 😉 Wybudzał się obsikany. Nie dla mnie wielorazówki.
Tyle, że zastanawiam się nad drugim podejście, bo szkoda mi wyrzuconej kasy…
Z czasem jest łatwiej, zmienia się częstotliwość i gęstość 😉 Ewentualnie możesz sprzedać i odzyskać większość kasy.
Też na początku nie mogłam ogarnąć co i jak im więcej czytałam w necie tym mniej rozumiała. W końcu pierwsza pieluszkę kupiła w sklepie stacjonarnym, resztę przez internet. Mam w zasadzie same otulacze i jedna kieszonkę, która niestety zaczęła przecierać. Wielorazowki nie są bardzo uciążliwe, a ja nie jestem fanatyczką i jednorazowo tez zawsze mam na wszelki wypadek.
Mnie czasem też kieszonka przecieknie. Duże znaczenie ma sposób prania. Im mniej detergentów, tym lepiej, a od czasu do czasu warto zrobić tzw. stripping (jeszcze się nie zabrałam za to ;)), podobno wychodzą jak nowe (w sensie szczelności).
Nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Niech mi nikt nie mówi, że w czasach, kiedy są pralki pranie zajmuje dużo czasu. Przecież tak samo się pierze pieluszki, jak i ubranka 🙂
My co prawda na pampersach jedziemy, ale jeśli ktoś chce wielorazowe – cudownie! 🙂
http://zapisane-wspomnienia.blogspot.com/
Dzięki za ten komentarz. Wydaje mi się, że wciąż pokutuje wyobrażenie o pieluchach wielorazowych, tetrach etc. rodem z czasów moich rodziców i dziadków. Te opowieści o wygotowywaniu pieluch, o prasowaniu (sic!), pieszczeniu i chuchaniu. Ja podziwiam moją mamę, że się jej chciało (bratu już nie prasowała, ale wiadomo: prawo drugiego dziecka ;)) – ale w sumie innego wyjścia nie było. A dziś to naprawdę nie aż tak duży problem.
Od dwoch miesiecy uzywamy wielorazowek. Niewiem skad przekonanie ze to klopot. Ja jestem zachwycona. Codziennie wieczorem piore recnie wklady. Na drugi dzien sa suche.
Wiesz moze gzie mozna kpic bibulki? Oczywisćie poza netem, nie chce placic za wysylke.
Wiem, gdzie we Wrocławiu, jeśli Cię to urządza 🙂 W Kubusiu na Solskiego.
Ja wła snie chcę zacząć takie pieluchowanie 🙂