O kurka. Już znowu czwartek, znowu minął tydzień. Pięćdziesiąty tydzień z Natalką. Spędziłam go głównie na obmyślaniu, jak inni rodzice to robią, że mają porządek na chacie. Jakiekolwiek zdjęcie z sieci od znajomych i nieznajomych, a ja zamiast skupiać się na pokazywanym dziecku, widzę tylko jeden: ogarniętą chałupę.
Pierwszy, jedyny i ostatni raz bardzo proszę o złote rady, bo dostaję szału.
Natalia
Idzie z mową naprzód. Nie, nie zaczęła mówić zdaniami ani recytować. To drobiazgi, ale mnie cieszą niesamowicie, bo wyjścia nie mam.
- Ubiegłotygodniowe dźwiękonaśladowanie samolotu stało się stałym codziennym elementem naszych rozmów. Znaczy: „ej mama słyszysz?”. Jednocześnie z [wwww] realizowanego dwuwargowo (takie buczenie bardziej) czasami mamy rasowe [vvvvv], czyli nasze „w” — wargowo-zębowe.
- Przy okazji na fali tego buczenia Natalia ogarnia powoli dmuchanie. Dzisiaj rano jeszcze nie bardzo, patrzyła tylko na mnie jak na ufoka, a po południu sama dmuchała na mnie. Może zgasi świeczkę na torcie?
- Ulubioną „frazą” tego tygodnia jest [tuku tuku tuk] opowiadane tak przesłodkim głosem i tonem, że płynę. Najczęściej gdy ma w ręku różowego stworka od prababci. Albo lalę. Oznacza „ale mi dobrze, nie no, mama, możesz NAWET mnie przewinąć”.
- Lala. Już wiadomo, kim jest lala (w sensie że ją rozpoznaje i wskazuje). Co więcej: wiadomo, gdzie lala ma oko! I krab też ma oko. I pies. Dacie wiarę? (Mama ma tylko nos).
- Nadal nie wiadomo, kim jest mama. (Ani co to mama).
- Jedzenie w ogóle zyskuje miano [mama] (ha, czyli jednak wiadomo, co to mama!?). Powtarzane wielokrotnie łączy się w różne zestroje akcentowe: [mama mam mam am ama mama].
- Ewentualnie [mama] pozostaje formą najwyższego żalu — i wtedy trzeba utulić, ululać i dać mleko.
- Powróciła też [baba]. To oznacza, że się coś szykuje. Natalka spółgłoski [m] i [b] mówiła jako pierwsze, a potem porzuciła je dla ciekawszych: [t], [d]. Przez kilka miesięcy rozbrzmiewało tylko [tatatatata dadadadadada]. A teraz powracają stare. Zaraz zaczną się ze sobą łączyć i krzyżować (patrz punkt „tuku tuku tuk”).
- Padło dziś bardzo wymowne [ba!]. Niestety byłam zagadana z odwiedzającą nas z rana Lucziją, więc Natalka jeszcze bardziej stanowczo musiała powtórzyć: BA! Ach, żałuję, że nie wyłapałam kontekstu, ale to było takie jak nigdy. „Ej no halo, mówię coś przecież!!!”.
Lata po mieszkaniu z zabawkami. Najbardziej rozczula, gdy ciągnie za sobą balon z helem-już-bez-helu albo moją torebkę (w którą nic się nie mieści).
Potrafi wynaleźć sobie zajęcie i nie zwracać na mnie uwagi. Dziwne to. Najbardziej lubi wyjmować muszelki z miseczki pod akwarium, rozbrajać wspomnianą torebkę, wyjmować pieluchy z szuflady, przesuwać lustrzane drzwi szafy. Zabawki? Błe. Dobrze, że nie ma ich dużo.
Ja
Zaczynam mieć noże na gardle w związku z pracami na studia, czyli może w końcu je wyprodukuję.
Do tego czai się jeszcze jeden projekt, ale o nim napiszę post factum.
10 komentarzy
"Jakiekolwiek zdjęcie z sieci od znajomych i nieznajomych, a ja zamiast skupiać się na pokazywanym dziecku, widzę tylko jeden: ogarniętą chałupę."
Bo ogarniają tylko do zdjęcia, proste 😉 U mnie na zdjęciach nieraz jest zabawkowy burdel w tle. Kadruję tak, żeby poza obiektywem znalazł się burdel nie-zabawkowy 😉 Nie ma się czym przejmować, naprawdę. Są ważniejsze rzeczy niż porządek w domu.
Kurczę, trochę zazdroszczę tej Natalkowej mowy. U mnie Lenka od początku pędziła jak burza w rozwoju motorycznym, ale z gadaniem to tak średnio. Jedynie baba, czasem dada, mama. Ale to mama to jeszcze takie niemamowe.
Dzięki:* Ja wiem, że są ważniejsze rzeczy, ale czasem nie mam się jak ruszyć. Ja. A co dopiero Natalka na czworakach. Że nie wspomnę o skarbach zjadanych z ziemi.
Nie można wszystkie ogarnąć na raz. Lenka od dawna chodzi, a Natka wciąż stoi (co prawda odwraca się na boki, nie upadając i coraz śmielej sobie poczyna, ale nawet przy meblach nie chodzi – może nie ma gdzie przez bałagan hehehe).
To możesz jej taką ścieżkę wzdłuż mebli wysprzątać, przerzucając wszystko na środek pokoju ;))
Kurczę, ja nawet do zdjęć nie ogarniam… Może powinnam 🙂
Juti, jeśli Twoje zdjęcia są z nieogarniętym bałaganem, to mówimy o różnych nasileniach tegoż. 😉
Są. Ale ujęcia są nieco wyżej zazwyczaj 😉
Mamo nie przejmuj się tym bałaganem 😉 nie jesteś w tym sama!
Dzięki. Na pewno nie sama. Ale i tak odnoszę wrażenie, że mi nie wierzycie, że można aż tak 😀
Widze, ze nie widzialas zdjec z mojego chlewiku zwanego domem. 😉 Obecnie jest nieco lepiej bowiem urzeduje u mnie tesciowa, a ta kobieta ciagle tylko podnosi, uklada, zbiera i odklada. Mnie sie nie chce. I nie mam czasu. Wole poukladac z dziecmi kolejna wieze z klockow. 🙂
To jest niesamowite kiedy taki maluch nagle bawi sie sam, prawda? Moj synek tez dosc wczesnie znajdywal sobie wlasne, ciche zabawy. Teraz w wieku 2 lat i 4 miesiecy potrafi przez pol godziny ukladac swoje pociagi, opowiadajac przy tym pod nosem cale scenariusze. Dla mnie to zupelna nowosc i patrze zafascynowana, bo moja cora do dzis (a ma 4 lata) nie lubi sie bawic sama. Mama musi byc i koniec. Nawet puzzle lepiej uklada sie wspolnie. 😉
Żebyś wiedziała. Za pierwszym razem jak Natalka zajęła się sobą na kilkanaście minut, ja po prostu siedziałam zapatrzona. Teraz nie jestem taka nieroztropna i próbuję coś w tym czasie zrobić konstruktywnego 😀