Kiedyś to nawet bezrefleksyjnie się uśmiechałam. No fakt, hyhy, tyle roboty, tyle prania, syzyfowe sprzątanie, zakupy, obiady, obowiązki. Katorga.
A potem jednak nadeszła refleksja. Trochę za późno. Pod koniec mojego tzw. urlopu macierzyńsko-rodzicielskiego zorientowałam się, że właśnie oto na osobiste, choć nieświadome życzenie się go pozbawiłam. Ale po kolei.
Po pierwsze, jak kobieta prowadzi działalność, a do tego zostaje matką, to ma, uwaga, przywilej. Może sobie tę działalność prowadzić dalej. Wystarczy opłacać składkę zdrowotną ZUS i wrota kariery się nie zamykają. Gdy trafi się na taką kozakującą paniusię jak ja, to rzeczywiście tak to wygląda. No przecież pracuję w domu od lat, wystarczy to tylko dobrze poukładać.
No to układałam. Dziecko do snu, a siebie przed komputerem. 5 dni po porodzie.
Z czasem, jak dziecko spało mniej, ja musiałam przenieść się ze swoją karierą na późne godziny wieczorne. Potem nocne. Biegałam między laptopem a łóżkiem, bo dziecko przecież w nocy jeszcze jadło. Czasami padałam razem z Natalką, czasami wstawałam o 3 i leciałam dalej pracować. No ja nie dam rady?
Po drugie, ustalmy, czym jest urlop. Dla mnie: odpoczynkiem od pracy zawodowej. Jeśli kto pracuje w siedzibie firmy, to idzie na urlop, a jego praca zostaje w siedzibie firmy. Jeśli kto pracuje w domu, to ucieka z niego i nie zabiera laptopa. Nie ma. Nie ma! Nie ma zleceń, nie ma poprawek, nie ma telefonów. Nie ma mnie!
Po trzecie, ustalmy, czym jest urlop macierzyński i rodzicielski. To czas po urodzeniu dziecka, płatny (jak się człowiek, w sensie matka, załapie), który ma być poświęcony dziecku.
Dziecku, a nie kozakowaniu i wrotom kariery!
To czas nie tylko prania, gotowania i zakupów. To czas na spacer, na zabawę, na obserwację, na miłość, na budowanie relacji.
Dostałam rok na czas spędzony z Natalką, a czuję, że go straciłam. Studia OK. Kursy OK i wszystkie inwestycje w siebie. Ale zlecenia powinnam była odstawić.
Nie było ich wiele. Ale tworzyły nawis psychiczny nade mną, przez który nigdy nie poczułam, że jestem na urlopie macierzyńskim. Że na mojej głowie jest tylko pranie, gotowanie, prasowanie, sprzątanie. Byłam na spacerze, a myślałam o sprawdzeniu maila. Wracałam pospiesznie z zakupów, żeby wydrukować tekst korekty.
Po czwarte, paradoks. Podwójny. Gdy czas mojego straconego urlopu macierzyńskiego dobiegał końca, zaczęłam go odczuwać. Przestałam rozmyślać o nieodebranych mailach. Z premedytacją nie otwierałam laptopa za dnia. Dalej robiłam swoje, zarywałam noce — ale w ciągu dnia nawis psychiczny mi spadł.
Paradoksalnie zbiegło się to ze zwiększeniem liczby zleceń. Niby roboty więcej, a ja zaczęłam się delektować wolnością.
Po piąte, decyzja. Nie oszukuję już siebie. Nie dam rady z dwójką dzieci. Nie na początku. Poinformowałam, że rezygnuję. W lipcu dokańczam rozpoczęte projekty, potem przyjmuję tylko konkretne zlecenia (jeśli będą). Nie będę gasić pożarów, nie będę czuwać, nie będzie mnie! Idę na urlop!
URLOP MACIERZYŃSKI!
O Jezusie, jak ja to doskonale znam… Szczególnie to: "Byłam na spacerze, a myślałam o sprawdzeniu maila. Wracałam pospiesznie z zakupów, żeby wydrukować tekst korekty."
I obiecuję sobie, że przy drugim dziecku później rzucę się w wir zleceń. Głównie dlatego, że po prostu dwójkę dzieci będzie trudniej ogarnąć. Jedno będzie spać, a drugie w tym czasie rozrabiać. I kiedy tu pisać?
Ech te dzisiejsze matki. Powariowały.
Przy dwójce nie widzę opcji na początku (ale patrz, cały czas podświadomie zostawiam sobie furtkę, pisząc "na początku" hehe).
Mam podobne odczucia, tyle że na temat moich studiów. Powinnam była zrobić przerwę i zająć się tylko dzieckiem. Ale zawzięłam się. Fakt, że wciąż przede mną niezaliczone praktyki i nienapisana praca magisterska, więc kiedyś musiałabym to zrobić. Potem koniec i chodziło mi już po głowie, żeby może się zapisać na jakąś podyplomówkę, w końcu to tylko weekendy, dam radę, przecież nie będę siedzieć w domu i nic nie robić. Twój wpis mnie chyba trochę otrzeźwił 🙂 "Siedzenie" z dzieckiem w domu to nie jest "nic-nie-robienie", a z dwójką już tym bardziej tak nie będzie. Jednak nie chcę tak drugi raz. 10 dni po porodzie jechać na egzamin, walczyć z laktatorem i przeżywać doła z tego powodu, że tę walkę przegrałam i pod moją nieobecność dziecko piło mm, wracać do domu z mokrą bluzką (zdarzyło się :/), podrzucać dziecko babci, godzić się na podanie smoczka, bo babcia sobie musi jakoś poradzić, płakać, że dziecko płakało przy rozstaniu… Przy drugim będę już mamą na pełen etat.
Praca, studia – jedno licho. Ja też właśnie spięłam wszystkie mięśnie (a najbardziej wiadomo które), żeby się obronić z brzuchem, a nie z piersią na wierzchu. Też przerabiałam połączenie studia + noworodek i nie zamierzam tego powtórzyć. Teraz mam plan na pierwsze 4 tygodnie taki: leżeć w łóżku, przytulać się, karmić. Nigdzie nie idę, nikomu nic nie udowadniam.
Biedne te pierworodne dzieci swoją drogą… 😉
Jak to kto tak nazwał opiekę nad dzieckiem 24h, urlopem? FACET!
Ja już się przyzwyczaiłam, że od ponad roku leżę i pachnę. Oczywiście nic nie robię, nie mogę być zmęczona, nie może mnie boleć głowa. Baaaa, a co najlepsze nie mogę być niewyspana…to najlepszy tekst "Ty niewyspana?!"
Zapomniałam dodać. Podziwiam Was za to, że oprócz opieki nad dzieckiem i ogarnięciem gospodarstwa domowego robicie zlecenia, studiujecie. Dla mnie już doba jest za krótka a co dopiero przy tylu zajęciach.
E nie nie, to nie o to chodzi. Właśnie w ogarnianiu gospodarstwa domowego z całym inwentarzem (lub mówmy szczerze: w ogarnianiu głównie tego inwentarza, bo z gospodarstwem mam jednak problem) upatruję odpoczynek od obowiązków zawodowych. Ale ja nigdy nie lubiłam urlopów pt. leżę i się smażę. Raczej: czy dam radę przejść całe Tatry z plecakiem? Wiesz, taki resetujący wysiłek fizyczny. I taki właśnie jest urlop macierzyński wg mnie.
Życzę Ci, żebyś kolejny "urlop" przeżyła w wymarzony przez siebie sposób! 🙂
I słusznie! Z jednym jest ciężko a co dopiero z dwójką! Ja pozbawiłam się wolnego w czasie ciąży – pracowałam do końca. Skończyło się to kiepsko dla mojego zdrowia. Więcej już takiego błędu bym nie popełniła.
To można mieć urlop przy dziecku?