Wierny i spostrzegawczy Czytelnik tego bloga zauważył na pewno, że po serii postów ciążowych, a przed serią postów noworodkowych nie było wpisu porodowego (a na większości takich blogów to jest). Nie było, bo poród Natalki miał być inny, a był taki właśnie, jaki był i na jaki pozwoliłam.
W tym miejscu opuszczam długi ustęp o moich przemyśleniach, emocjach i wspomnieniach. Zajmę się tym, co przede mną i na co jeszcze mam nadzieję mieć wpływ.
VBAC — co to?
Czytane z angielska jako wibak, a w mojej wciąż polskojęzycznej głowie jako fałbeace. Vaginal Birth After Caesarean. Poród pochwowy po cesarskim cięciu. Czyli że dołem — jak mawiają zawstydzeni ginekolodzy (vide: doktorek z ciąży Natalkowej).
Teoretycznie sprawa jest prosta. Było cięcie z konkretnych wskazań (lub mniej konkretnych), a w drugiej czy kolejnej jeszcze ciąży wskazań tych jednak nie ma, więc kobieta rodzi naturalnie. Tak to się odbywa w wielu krajach i nie budzi wątpliwości. Ale u nas znowu panika siana przez lekarzy.
Bo się blizna rozejdzie.
Bo macica pęknie.
Tak, jest takie ryzyko. Wynosi około pół procenta [źródło]. Znacznie wzrasta przy rutynowych szpitalnych wspomagaczach porodu, zwłaszcza podczas podawania syntetycznej oksytocyny czy tych drogocennych prostaglandyn. No ale przecież jak to poród bez kroplóweczki?
Kobiety straszy się wybuchającymi macicami, a przemilcza wzrastające z każdym cięciem ryzyko powikłań w następnej ciąży (np. poważne, zagrażające życiu matki i dziecka problemy z łożyskiem).
Tymczasem w polskim położnictwie dzieją się cyrki i sprawa karmienia w ciąży to pikuś w porównaniu z tematem VBAC. Temat śledzę od ponad roku, a odkąd na teście ciążowym zobaczyłam dwie Leonowe kreski, śledzę go uważnie. Dziewczyny pocztą pantoflową szukają rozpaczliwie lekarzy, którzy zezwolą im urodzić naturalnie. Ale to dopiero początek, bo potem trzeba jeszcze znaleźć szpital, w którym taki poród jest w ogóle brany pod uwagę. A wierzcie mi, że mnóstwo w Polsce jest szpitali, w których:
a) nie chcą słyszeć o takich fanaberiach i jedyna opcja to cięcie na zimno,
b) dopuszczają taką możliwość, ale to zależy od lekarza, na którego trafi się podczas przyjęcia do porodu,
c) zezwalają na poród pochwowy po cięciu, ale trzeba przejść kwalifikacje, odbyć rozmowy z ordynatorem, prosić się i spełnić szereg wymagań i procedur.
Jakie procedury? Jakie warunki?
Na przykład:
- Minimum 2 milimetry blizny. Ocenia się bliznę po poprzednim cięciu (lub cięciach) w okolicach 36. tygodnia ciąży. Chodzi o bliznę na macicy i ocenę za pomocą USG. Nie wcześniej, nie na początku, nie przed ciążą, bo to kompletnie nic nie powie. W 36. tygodniu też niewiele powie na temat tego, jak zachowa się (jak będzie pracowała) podczas porodu. Ale procedura jest. Często powtarza się pomiar podczas przyjęcia do porodu. Zagrożenia? Historie dziewczyn, którym oceniono bliznę na cieńszą niż te 2 mm, a podczas operacji jej grubość była znacznie wyższa (nawet 1 cm!). Ale że tak powiem, było już za późno. SORRY.
- Dziecko nie większe niż. Różne wersje, różne wymagania. Czasami nie pozwolą rodzić naturalnie już przy szacowanej wadze 3500 g. Czyli przy całkiem przeciętnym dziecku. Zagrożenia? Znowu szacowanie via USG. Ileż to pomyłek było. W obie strony. W różnej skali. Pół kilo omyłki jest standardem, a zdarza się przecież że więcej. Ponadto znam historie dziewczyn, które rodziły swoje ponadczterokilogramowe dzieci, a nawet i o 5 kg ostatnio czytałam.
- Nie później niż terminie. OK, fajnie jest urodzić w terminie. Nie za wcześnie, nie za późno. Tak w sam raz. Oczywiście w przypadku ciężarnych z fanaberią „VBAC” termin porodu (ten jeden dzień wyliczony) jest datą magiczną i mniej niż inne kobiety mogą sobie pozwolić na ponoszenie dzidziusia o kilka dni dłużej. Przykłady się mnożą, a mnie utkwił ten, gdy dziewczyna z terminem porodu na okolice 10 lipca podczas rozmowy z ordynatorem usłyszała, że wprawdzie nie ma sprawy i może rodzić naturalnie, ale najpóźniej do końca czerwca, bo potem to urlopy się zaczynają i ludzi mało. Wytłumacz to swojemu brzuchowemu lokatorowi. Ponadto przypominam, że w terminie się jest do ukończenia 42. tygodnia ciąży.
A tak naprawdę?
VBAC — po co mi to
- Ginekolożka prowadząca bardzo mnie wspiera w tej decyzji, nigdy nie wspomniała o zagrożeniu, o tym, że 15 miesięcy po pierwszym porodzie to trochę mało (nie mało!), nie sprawdza blizny (jako i na Zachodzie nie sprawdzają, uznając to za niemiarodajne), nie każe wyganiać Leona przed terminem, nie zakazuje mu więcej rosnąć i nie uważa, że mam fanaberię.
- Położna, polecona przez ginekolożkę. Odpłatnie oczywiście. Do wspierania, do opieki, do dodawania sił (oprócz Tomka) i do merytorycznych dyskusji.
- Szpital, w którym obie panie pracują. W którym to kobieta decyduje o sposobie porodu i w którym — jeśli taka wola — można rodzić powoli i w swoim tempie (takie zapewnienie mam, choć pragnęłabym trafić na dyżur mojej prowadzącej pani doktor).
- Wiedza i bojowe, a nie naiwne nastawienie.
- Dopuszczenie myśli o rzeczywistej konieczności zakończenia ciąży cięciem. Rzeczywistej, niezależnej od nikogo oprócz losu i zbiegów okoliczności. Niewymuszonej wcześniejszymi działaniami i kaskadą interwencji medycznych.
Czy mam wątpliwości?
Porada na koniec
![]() |
To piękne zdjęcie pochodzi od Helen Carmina Photography. https://www.facebook.com/carminaphotography |
Trzymam kciuki, naprawdę mocno trzymam, żeby wszystko poszło po Twojej myśli. I doskonale rozumiem, dlaczego chcesz tak rodzić. Oczywiście, broń Boże nie twierdzę, że poród przez cc jest jakiś gorszy, ale na pewno jest inny. Poród drogami natury ma to "coś", mimo że wiąże się z ogromnym bólem, jest jakiś taki mistyczny. I to ukoronowanie: gdy po wielu godzinach trudu pojawia się dziecko. Nagle rozumiesz, po co ten trud był i że się opłacało. Życzę Ci z całego serca, żeby się wszystko udało.
:* dzięki
A u nas jeszcze do niedawna był nacisk na sn po cc. Jeszcze w styczniu zeszłego roku kuzynka rodziła sn po cc i mówiła że w szpitalu nie było innej opcji, jeśli nie powtarzały się wskazania. A żeby robić cesarkę na sucho to już w ogóle nie ma mowy w mojej okolicy, chyba że w swissmedzie. Ale już z mojego terminu wszystkie dziewczyny które poznałam, a które miały pierwszą cesarkę, to już tylko cesarka. Tak czy inaczej, ja jak pisałam bardzo cieszę, że mogłam rodzić sn i po cichutku liczę na to, że jak kiedyś za sto lat się odważymy na kolejne dzieciątko, to też nie będzie z tym ceregieli;)
Bo to się wszystko zmienia. Ekipa się zmienia, zalecenia się zmieniają, to porody się zmieniają. Niedawno dziewczyna pisała, że rozmawiała z lekarzem, który pracuje w szpitalu starającym się o III stopień referencyjności. Ktoś w ministerstwie podobno przykazał, żeby taki szpital – z założenia dla trudnych przypadków – miał 80% cięć. No to trzeba dobić jakoś…
Bardzo chciałam urodzić pierwsze dziecko naturalnie i nie wiem jak bardzo to moje paniczne wręcz chcenie przyczyniło się do tego, że w końcu się nie udało. Poród trwał 18 godzin, ja nie chciałam znieczulenia (dlaczego? żeby akcja porodowa nie zanikła i żeby nie trzeba było robić cc). Wszystko szło powoli, ale do przodu. Niestety zatrzymało się na 9 cm i przez kilka godzin nie poszło dalej. Wynikło z tego ryzyko niedotlenienia i trzeba było robić cięcie. Dla mnie to było przeżycie druzgocące, już nawet nie o sam zabieg chodziło, ale o to, że po tylu godzinach męczarni i wysiłków to wszystko poszło na marne. Leżałam na stole operacyjnym i płakałam. Teraz nie wyobrażam sobie rodzic inaczej niż naturalnie. Unieruchomienie po cc, niemożność zajęcia się dzieckiem była dla mnie koszmarem.
I znowu bardzo mnie dziwi to wszystko co piszesz, bo moje doświadczenia są zupełnie inne z vbac. W szpitalu, w którym rodziłam wcześniejsza cesarka nie jest żadnym wskazaniem do ponownej i nawet jakby się chciało, to nie można się umówić na zabieg. Chociaż głównie korzystam z rad mamy, to rozmawiam z różnymi lekarzami i ŻADEN mnie jeszcze nie straszył możliwymi komplikacjami, bo rozejścia blizny nie zdarzają się prawie nigdy. A jak się zdarzają, to… robi się cc i po sprawie.
Ja akurat jestem wdzięczna za każdą minutę z moich 14 godzin rodzenia. Wiem, że dla dziecka to bardzo ważne, żeby się trochę pościskało. Z tego punktu widzenia cesarki na zimno są najgorsze. A często robione za wcześnie…
O właśnie, o unieruchomieniu jeszcze. Ja w tamtym momencie nie kontaktowałam chyba jak należy, nie wiem, szok jakiś czy co. Faktem jest, że to był zły szpital, jeśli chodzi o start po cesarce. Ja przeleżałam pierwsze 12 godzin na sali pooperacyjnej, a Natka na noworodkach. Ja byłam ładowana morfiną (o jak dobrze mi się spało :/), a Natka sztucznym mlekiem. Teraz od razu upewniłam się, jak to ma wyglądać, gdyby w razie tfu tfu co. Obiecują nie rozdzielać i pomagać w dostawianiu. I nie karmić bez mojej zgody!
A to, co ja piszę, to jest to, co czytam w historiach dziewczyn. Być może za bardzo skupiam się na przykładach negatywnych. Ale dzięki temu wiem, co może mnie spotkać. Bo nie wiedziałam rok temu, a spotkało! Także ten, lepiej być świadomym. Naprawdę są dziewczyny, które nigdy się nie dowiedzą, że po pierwszej cesarce _można_ rodzić naturalnie.
O rany, to naprawdę trauma. U mnie było o tyle dobrze, że w swoim pokoju (izolatka!) byłam pół godziny po cięciu a do tego czasu z małą był mąż który na dodatek mógł zostać ze mną na noc, podawać mi dziecko do karmienia, zmieniać pieluchy. Gdybym miała taką sytuację jak Ty, to chyba do dziś nie wygrzebałabym się z depresji, tym bardziej więc rozumiem Twoją determinację i w pełni ją wspieram.
Tak jeszcze się zastanawiam dlaczego to lekarze namawiają do cięć, przecież to dla nich dużo więcej roboty, a jako córka dwóch lekarzy doskonale wiem, że najbardziej udany dyżur to taki, na którym uda się dużo pospać. 🙂
A ja tu widze "syndrom nadrabiania bloga", blogerzy tak maja przed porodem zamiast mycia okien i prasowania wyprawki?:P szykuj sie Magda, Leos nadchodzi!:)
Haha masz rację! Mam jeszcze kilka postów przed- i okołoporodowych, nie wiem, czy zdążę. Okien nie myję, ubrań nie prasuję (mam nadzieję, że Leoś mi to wybaczy). To chociaż popiszę nocami 😉
Mam zupełnie inne doświadczenia. Z pierwszym porodem było mi wszystko jedno (byle nie to, co mi usiłowano zapodać, czyli PLANOWY poród z użyciem vacuum), skończyło się cc z okazji zaleceń lekarskich.
Przy drugim już mi zależało na cc. I tak jak pisze Zuzanna wyżej – jestem zdziwiona tym, co przedstawiłaś. U nas jest dokładnie odwrotnie. Pierwsze cc nie jest żadnym wskazaniem do kolejnego, "każą rodzić dołem" 😉 (trzecie cc już jest wskazaniem).
PS Nigdy nikomu nie powiedziałam "najważniejsze, że zdrowe". Ale widziałam dziecko kuzynki, zwlekano z cesarką z powodów oszczędnościowych (takie są dość częste niestety), 0pkt w Apghar, źle się stało bardzo… A koleżanka w pracy miała podobną sytuację z wnuczką. Co roku odprowadzam na nią 1% podatku. Niedotlenienie, porażenie mózgowe, też zwlekali z cc. Ma 4 lata, zaczyna właśnie chodzić.
I wiesz co? Naprawdę najważniejsze jest, że zdrowe. Nie ma niczego ważniejszego. Nie ma.
A Tobie życzę Ci wymarzonego porodu. Po Waszej myśli.
Są takie, choć pewnie dla każdego nieco inny.
Ja taki (piękny!) sama miałam 🙂
Leosiu – spisz się dzielnie! 🙂
Przepraszam za pomyłkę: miało być: pierwsze cc nie jest (u nas) wskazaniem do kolejnego. Stan po drugim cc już jest (wskazaniem do trzeciego).
Nie mogę dotrzeć do prawnych podstaw, tylko w zaleceniach towarzystwa ginekologicznego znalazłam, że przy próbie vbac trzeba podpisać na nią zgodę. Co jest kuriozalne trochę, bo i na psn i na pcc musisz podpisać zgodę. A jak nie podpiszę, to co? Nie urodzę?
Moja lekarka mówi, że w każdej chwili porodu mam prawo zażądać cięcia i nikt nie może mi odmówić. Tylko właśnie nie wiem, na jakiej prawnej zasadzie to działa. Zresztą mam nadzieję nie testować 😉
Wiesz Juti. Sęk w tym, że ja naprawdę, naprawdę wiem, co jest NAJWAŻNIEJSZE. Nikt mi o tym nie musi przypominać, nikt nie musi mnie uświadamiać. Pracowałam z dziećmi z niedotlenieniem okołoporodowym. Wiem, o co kaman. Ja po prostu oczekuję od lekarza, specjalisty, że zareaguje w porę. Nie za późno, ale i nie za wcześnie. I nie niepotrzebnie. Ja wręcz oczekuję, że mnie potną, gdy coś będzie Leonowi groziło. Ale oczekuję też, że nikt do tego swoimi paluchami nie doprowadzi.
Mój poród Natalkowy potoczyłby się inaczej, gdyby nie te interwencje. Gdybym zamiast sztucznej oksytocyny niemal na dzieńdobry dostała więcej czasu.
PS poród planowy z użyciem vacuum? O czymś takim w ogóle pierwszy raz słyszę?!?!?!
Jasne, wiadomo. Interwencje chyba najgorsze (mam przykład koleżanek, że popsuły wiele).
Życzę NATURY 🙂
PS mam kosmiczną wadę wzroku (-12) plus kiepską siatkówkę. Ocena okulisty brzmiała; skrócenie II fazy porodu. Podjechałam do najsłynniejszego szpitala położniczego w Poz i zapytałam położną, o co chodzi, ona na to; niech pani tego lepiej nie pokazuje na izbie i lekarzom. Dojdzie pani do 10 cm i nie pozwolą pani przeć. Vacuum planowo. (standard, żeby obniżyć koszty cc oraz niestety laski kiedyś przeginały ze wskazaniami dot. wad wzroku, dostało się okulistom i zaczęli tak zalecać). Mój gin strasznie się wnerwił. Rzucił coś o średniowieczu. Mówił – w jedną albo w drugą, niech się zdecydują. Ja myślałam to samo. Było mi wszystko jedno, tylko nie to. Rozumiem vacuum, kiedy coś się dzieje, bo różnie bywa (mam przykłady koleżanek, zresztą obecnie w Poz vacuum jest b. na topie…), ale planowo? Było to dla mnie bez sensu kompletnie…
Inny okulista zdecydował, by nie ryzykować. Stan siatkówki marny. Nie przeć. Ciąć.
I jestem mu wdzięczna, bo przyjaciółka miała tę samą sytuację, z tym, że przy jednym porodzie nie zdążyli z cc, bo za szybko poszło (bywa). Przypłaciła to znacznym pogorszeniem wzroku (przy cc tak się nie stało).
PS 2 Mam czuja, że Leoś nadchodzi, no…
Akuratnie w moim otoczeniu było na odwrót, mianowicie kobiety po cc nie chciały rodzic naturalnie, ale ciężko było im sie umówić na kolejne cc z lekarzem. Ostatnio znajoma po cc ( fakt, że około 2, 5 roku po) bez problemu rodziła naturalnie.
Lekarze nie powinni naciskać na kolejne cc, zwłaszcza jesli ktoś planuje dużą rodzinę. Nie powinni też zmuszać kobiet przerażonych wizją sn do tego porodu. Trudny temat, jak zwykle najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Ja miałam cc i jestem zadowolona, bardzo szybko doszłam do siebie, Maja zdrowa. I ewentualny nast poród też wolałabym cc, jednak zdaję sobie sprawę, że gdyby tak rodziła kazda kobieta, to planeta by się wyludnila :p Czytałam, że w Egipcie lekarze, żeby zmniejszyć alarmujący przyrost naturalny, robią cesarki bez wskazań i zabraniają kobietom zachodzić po niej przez co najmniej dwa lata w ciążę. Dodatkowo zazwyczaj bardzo otyłe egipcjanki ciężko ją przechodzą i ceremonialnie przez miesiąc leżą w łóżku 🙂 Na pewno poród sn w większości przypadków to najlepsza opcja, ja po prostu boję się bólu i egoistycznie wybieram cc :p
Pozdrawiam i życzę pięknych wrażeń z porodu. Stała czytelniczka Justyna
Masz rację, lekarze nie powinni nakłaniać do żadnej z dróg, tylko dawać rzetelne informacje z czym się może każda z nich wiązać. Bez straszenia i naginania faktów. A decyzję pozostawić kobiecie.
Biedne te Egipcjanki, cały czas mają ten koszmarny upał!
Przynajmniej możesz się rozebrać :pp
Trzymam kciuki z całego serca, mam nadzieję, że Wam się uda i będziesz mieć piękne wspomnienia. Nie mogę się doczekać zdjęcia Leona! Buziaki
Ja też! A ciekawe, że coraz częściej łapię się na myśli, że jakie to nierealne, że on tu zaraz będzie 😀
Dla mnie to zupełnie nieznany temat od strony merytorycznej, a o tym, co mi się wydaje z zasady się nie wypowiadam, bo nie będę udawać, że coś wiem, jak nie wiem 😉
Ale znam jedną dziewczynę, która urodziła naturalnie po cc. Różnica między jej dziećmi 22 miesiące. Pierwszą miała cesarkę ze względu na to, że od lat choruje na padaczkę. Wszyscy traktowali jako oczywistość, że następnym razem też tak będzie. Miała umówione planowane cc w "dniu terminu" (sama rozumiesz, czemu cudzysłów 😉 ) czy jakoś tak. Traf chciał, że miała wcześniej jakieś bóle czy skurcze i pojechała do szpitala. Chyba były to tylko skurcze przepowiadające, bo okazało się, że nic się nie dzieje, o co lekarz miał o niej pretensje. Że j"ej się odpoczywać zachciało to sobie do szpitala przyszła" :/ W związku z tym zdecydowała się rodzic w innym szpitalu. I tam, na krótko przed terminem dowiedziała się, że skoro przyjmuje leki i nie ma ataków to jej choroba nie jest wskazaniem do cc i może rodzić naturalnie. Nie pojechała na umówione cc do tego pierwszego szpitala (tego, gdzie ja rodziłam Zosię), zgodnie z zaleceniem lekarza czekała na rozpoczęcie akcji porodowej, choć to wyszło sporo po "terminie". Urodziła naturalnie, choć nie obyło się bez kroplówki z oksytocyną i nacięcia. No i od wspólnych znajomych, za jej plecami słyszałam takie słowa: że po co jej to było (po porodzie), że jest niepoważna, nieodpowiedzialna, wydziwia, wymyśla i ma fanaberie (to przed porodem). Przykro się tego słuchało. W ogóle to przykre, że potrzeba spróbowania przynajmniej urodzić naturalnie jest postrzegana w taki sposób, zwłaszcza przez inne kobiety.
Ale Ty na pewno masz wsparcie w najbliższych 🙂
Właśnie to to to. W jednym szpitalu coś jest wskazaniem (czasem bezwzględnym), w drugim pukają się w czoło. Oszaleć można. A wiele dziewczyn zaufa, przestraszy się i nie sprawdzi. I to jest najsmutniejsze. 41% cesarek w zeszłym roku. Podczas gdy szacuje się, że przy dobrze prowadzonym fizjologicznym porodzie konieczność cięcia sięga 2-3% (tak się dzieje w porodach domowych np.).
Super, że Twoja znajoma trochę przypadkiem tak trafiła.
Brak wsparcia, masz rację, niesamowicie osłabia. No ja jakieś szczęście mam do wspierających (ewentualnie powstrzymujących się od negatywnych komentarzy).
Moja mama urodzila naturalnie moja siostre, 6 lat po cesarce ze mna. A to bylo niemal 30 lat temu, wiec juz wtedy praktykowano vbac. 🙂
Ja pierwsze dziecko urodzilam naturalnie (prawie, bo po niemal 30 godzinach porodu bylam tak wycienczona, ze musieli uzyc vacuum, zeby pomoc mi wypchnac Starsza). Przy drugim porodzie, akcja porodowa zaczela sie samoistnie tydzien po "terminie". Niestety, po kilku godzinach zanikla, za to skoczyla mi temperatura (lekarz stwierdzil, ze musiala sie wedrzec jakas infekcja). Niestety, synek zle tolerowal moja goraczke, skakalo mu niebezpiecznie tetno i to zdecydowalo o szybkim cieciu. Juz po porodzie, lekarz powiedzial mi, ze poniewaz cesarka wynikla z niespodziewanego oraz raczej jednorazowego przypadku, jesli kiedys zdecyduje sie na trzecie dziecko, bede mogla spokojnie podejsc do vbac. Wtedy (doba po porodzie) odpowiedzialam mu, ze trzeciego nie bedzie. Teraz… juz nie jestem pewna. 😉
Za to moja kolezanka z pracy miala cesarke z pierwszym dzieckiem, poniewaz mimo konskiej dawki oksytocyny, porod nie postepowal, rozwarcie sie nie powiekszalo i po ilus tam godzinach lekarze zdecydowali, ze cesarka bedzie bezpieczniejsza. Przy drugiej ciazy przewidywali podobny scenariusz, polecili cesarke "na zimno" i ta dziewczyna, ku mojemu zdumieniu sie na to zdecydowala! Powiedziala, ze pierwszy porod wspomina tak zle, ze z drugim nie chciala ryzykowac znow czekania, stresu i w koncu i tak ciecia. Ja po pierwszym porodzie tez mialam traume, ale mimo to drugie zdecydowana bylam rodzic sn (nie udalo sie, coz, bywa), wiec wedlug mnie nie dala sobie szansy, ale to jej decyzja…
czekam z niecierpliwością na finał. Jeśli możesz to napisz który szpital wybrałaś i jakiego masz lekarza prowadzącego. Sama poszukuję odpowiedniego lekarza który zgodzi się poprowadzić moją ciążę i nie skreśli mnie od razu na cc. Zależy mi na tym żeby końcem tego roku rozpocząć starania… a I cc miałam w marcu br. Możesz odp na maila: sto-nat@o2.pl
Wlasnie podejrzalam na zdjeciach z boku (nie mam konta na instagramie, wiec nie moge tam komentowac), ze Leos juz na swiecie! Ogromne gratulacje i usciski!!!! 🙂
I ja!! VBAC udany – super, tak się cieszę! 🙂 Odpoczywajcie! A potem czekam na relację jak zareagowała Natalka i jak zniosła nieobecność mamy. 🙂
Ja mialam VBAC, ale nie w Polsce. W Polsce I cesarka a potem, po ponad 6 latach VBAC. Wspaniala opieka poloznej, zero interwencji medycznych w trakcie porodu, bez oksytocyny, bez znieczulenia, bez nacinania… az do 7 cmrozwarcia bylismy w domu… kazdemy zycze takiego doswiadczenia 🙂
Dziękuję za poruszenie tego tematu.. Urodziłam 2 lata temu w Pyskowicach.. Dziecko ważyło 4100, ciąża nie w terminie..( oj nie.. moje się nie śpieszą.. ) 40+7dni. Po 2 CC,udany SN:) Było ciężko tylko psychicznie, reszta jest do przejścia! Odwagi!
Gratuluję 🙂 Zwłaszcza po dwóch cięciach trzeba się wykazać determinacją. Mój VBAC też już zakończony, 3,5 roku temu 😉