Zanim napiszę coś o karmieniu w tandemie, dam sobie ochłonąć, dzieciom wyregulować potrzeby, piersiom dostroić się do dzieci i w ogóle spojrzeć na te pierwsze dni z dystansem.
Tymczasem przegląd informacji na temat mojej nowej laktacji.
Ciążę kończyłam z wynikiem „niemal zero”. Niby coś tam leciało, ale żeby się najeść, to absolutnie nie. Kilka kropel przezroczystego płynu. Natalka jakimś trafem była wyjątkowo niezrażona do powyższych niedogodności i udawała, że wszystko jest po staremu. Ssała dzielnie, bez fochów i zażaleń, chociaż już głównie tylko do zasypiania. Ja uparcie nazywałam TO mleczkiem, a ona przytakiwała i cieszyła się, że zaraz je dostanie.
Na koniec ciąży leciało tego tyle co na koniec poprzedniej ciąży. Moje ciało jakoś tak to zaprogramowało, obliczyło i wykonało, żeby się te laktacje do siebie upodobniły.
Laktacja rusza na nowo po porodzie, sygnałem do startu jest oddzielenie się łożyska od macicy. Za pierwszym razem wystartowało (mimo cięcia cesarskiego — bez opóźnień), teraz się zrestartowało. I zaczęło się niemal identycznie.
Pierwszy dzień (następny po porodzie) to zaledwie kropelki siary.
Tym razem na oddziale była doradczyni laktacyjna, bardzo kompetentna, i nikt mi głupstw nie próbował wciskać. Spojrzała na ssącego Leona i orzekła, że wszystko jest dobrze.
Ja się nieco dziwiłam, bo myślałam, że z racji nieprzerwanego karmienia od ponad 15 miesięcy, rozkręci się to dużo szybciej.
Drugi dzień to znowu kropelki siary.
Jak dla mnie znowu ledwo co leciało. Leon zadowolony.
Zmianę odczułam wieczorem. Poczułam, że zalewam się oksytocyną. Macica się kurczyła, piersi pęczniały, a ja miałam ochotę biec do domu przytulać się do Natalki i Tomka.
Trzeciego dnia poleciało żółte mleko. Zdecydowanie więcej.
Czwartego dnia było już białe. Wcale nie więcej.
Znowu nie doczekałam się nawału. No i dobrze, jeden problem mniej.
Dla Leona wystarczało, Natka dojadała resztki. No niestety, noworodek ma bezwzględne pierwszeństwo.
Czasem — jak to na początku bywa — bawiliśmy się w raz jedna raz druga (pierś), bo wciąż było za mało. Natka przyzwyczajona do ssania na sucho, ssała sobie, nawet jak było mało. Wszyscy szczęśliwi.
Z każdym dniem mleka przybywało.
ALE.
Tym razem jeszcze nie użyłam i pewnie już nie użyję wkładek laktacyjnych. No nic mi nie wycieka. Piersi miękkie, a pełne.
To naprawdę dziwne. Mleka mam full dzisiaj. Leon się dławi, Natka jest przeszczęśliwa i cofnęła się w swoim BLW. A nic nie cieknie. Laktacja wyskoczyła od razu unormowana! Fantastycznie.
Leon w 2,5 tygodnia (od wyjścia ze szpitala i licząc od ówczesnej spadkowej wagi) przytył ponad 1200 g. Nie mieści się powoli w rozmiar 56 i stanowi już ponad połowę obecnej wagi Natalki. Jest moc.
Ale fajnie było to przeczytać 🙂 Laktacja od razu unormowana, bez nawału i bez konieczności używania wkładek laktacyjnych – właśnie się zastanawiałam czy tak się w ogóle da. No bo fajnie by było, choć obawiam się, że to po prostu Ty masz tyle szczęścia. Ja mimo wszystko nastawiam się na powtórkę ze wszystkich "uroków" początków karmienia, wolę się jednak zdziwić na plus 😉
Ale najprawdopodobniej ominą Cię przeboje z brodawkami, pękanie, krwawienie, ból, gwiazdy przed oczami etc. Od razu jest fajnie!
Mam nadzieję 🙂 Choć to też trudno mi traktować jako pewnik. Teraz karmię 2 – 3 razy na dobę (a zdarza się nawet tylko raz), czasem kilka karmień z rzędu tylko jedną piersią, bo Zosia akurat tak chce. O dziwo nie wywołuje to żadnej asymetrii, mimo, że zdarza się, że prawa pierś ma nawet 2 dni wolnego. Ale za to bywa, że karmienie tą mniej używaną piersią po dłuższej przerwie jest bolesne. Więc wydaje mi się, że "nowe początki" też mogą być różne. Jednego tylko jestem pewna – że mam dużo więcej wiedzy i asertywności niż po urodzeniu Zosi, więc drugi raz nie dam sobie wmawiać głupot 😉
O wmawianiu głupot i asertywności przy drugim dziecku też napiszę. No dosłownie milusio w tym szpitalu było 😀
Ja tak zawsze miałam:) Zużyłam w życiu może ze 3 wkładki. Myślałam, że to kwestia budowy piersi, ale teraz to już sama nie wiem. Kto wie, może jeszcze będzie mi dane doświadczyć tego, co Ty, mamy jeszcze trochę czasu. Wspaniale się to czyta. Dbaj o siebie kochana!
Ja rok temu przez jakiś miesiąc używałam, więc się zdziwiłam, że teraz nie. No tym bardziej, że dwójeczka przy mlekopoju, to teoretycznie powinno być bardziej.
A ja jak karmię drugie już ponad rok, to stwierdzam też, że druga laktacja przebiegła wręcz bez żadnej przykrej niespodzianki 🙂 może z wkładkami, ale ssało tylko jedno 🙂
No a teraz po roku, mam wrażenie, że mam mniej mleka niż on potrzebuje… A ssanie na sucho zawsze go denerwuje..
Hm, nie mam doświadczenia w ocenianiu ilości mleka po roku. U mnie było go już bardzo mało przez ciążę. Tylko ssaka starszego mam wytrwałego.
To ciekawe, ze kazda z nas matka, kazda karmiaca, a jednak u kazdej przebiega to inaczej. 🙂
Ja po pierwszym porodzie (sn), mleko dostalam dopiero w 4 dobie. Juz balam sie, ze nie bede go miala w ogole, polozne przebakiwaly cos o dokarmianiu, Bi leciala z wagi na leb na szyje, ale w koncu laktacja sie obudzila. Potem norma: nawal, brodawki popekane, ja "sykajaca" z bolu przy przystawianiu. Ale minelo i karmilam Bi 15 miesiecy.
Odstawilam corcie 4 miesiace przed drugim porodem, bo po pierwsze balam sie troche karmienia w tandemie, a po drugie piersi w ciazy bolaly mnie tak, ze kiedy Bi sie dosysala az podskakiwalam z bolu. Po drugim porodzie zaczynalam wiec od zera.
Nik urodzil sie przez cc, a pamietajac ile czekalam na laktacje za pierwszym razem i czytajac poradniki mowiace, ze po cesarce moze byc opozniona (ble, ble, ble), spodziewalam sie podobnego schematu. A tu niespodzianka! Mimo, ze urodzilam wieczorem, droga cc, juz nastepnego ranka obudzilam sie z plama na koszuli! Laktacja wrecz buchnela, zadnej siary, nic! 😉 I znow popekane brodawki, bol przy przystawianiu, ale nawalu uniknelam, bo z Nika byl ssak, ze ho ho! O piers wolal co 1.5-2 godziny, a potem 20 min. na jednej, odbil sobie, w pieluche zrobil co trzeba, po czym przy drugiej spedzal kolejne 20 min! Podobnie jak Leos, zamiast tracic na wadze, od poczatku przybieral! 😉
Wow, 4 dni to długo wytrzymałaś i się nie dałaś zwieść położnym! Standardowo to drugiego, trzeciego dnia wpadają z pytaniem od progu "pokarm jest" (co oznacza: "przynieść butlę?").
Mialam szczescie, ze rodzilam za granica. Dzien po porodzie odwiedzila mnie doradczyni laktacyjna, ktorej poskarzylam sie, ze nie mam pokarmu. Ta scisnela mi piers (auc!), z ktorej wyplynela kropeleczka siary. Orzekla, ze wszystko wyglada ok, zeby przystawiac ssaka minimum co 3 godz. i powinno byc dobrze. A nastepnego dnia juz nas wypisali. Bodajze 3 dni pozniej, akurat dzien po tym jak w koncu laktacja ruszyla, bylismy na pierwszej wizycie u pediatry i tu juz tak wesolo nie bylo, bo Bi spadla z wagi niemal cale z dopuszczalnych 10%. Pojawilo sie oczywiscie przebakiwanie o dokarmianiu. Tu juz jednak ja (szczesliwa, ze jednak mleko mam i moge karmic piersia) sie zaparlam, ze przeciez dopiero jeden dzien mam pokarm i zeby dac dziecku i mnie szanse. Dali. 🙂 Musialam jezdzic do lekarza przez tydzien co 2 dni na wazenie, ale na szczescie Bi szybko nadrabiala stracone kalorie. A potem juz przec cale niemowlectwo utrzymywala sie na 95 centylu. 😀
Czy mimo karmienia miałaś okres? Udało się zajść w ciążę bez problemu?
http://www.puffa.pl
Tak, dostałam okres 5 miesięcy po porodzie. W ciąży zaszłam w drugim cyklu.
Magda, cudownie że Wam wszystko tak bezproblemowo leci! Ja mam kryzys laktacyjny w głowie, wymiękam, i tym bardziej podziwiam tandem-karming! :))) Buzia!
Spoko, będzie o tandemkarmingu bez lukru. Nikt nie ostrzegał, wszędzie tylko te słodkie obrazki starszaka i noworodka u piersi wypoczętej mamy.