— … tak, zależy mi na szybkiej konsultacji chustowej. Wie pani, ja jestem już na takim etapie, że myślę, że te wszystkie kobiety wychodzą z pustymi gondolami…
Tak mówiła mi Ola, kiedy umawiałyśmy się na naukę chustowania. Jej córeczka za nic w świecie nie tolerowała jeżdżenia w wózku. I wiedziało o tym całe osiedle. Tak, są takie dzieci, które nie znoszą wózków. Nawet tych wypasionych, wybieranych przez rodziców tygodniami.
Kiedy byłam w ciąży z Natalią i szykowałam wyprawkę, wciąż się zastanawiałam, czy można się obejść bez wózka. Nastawiona byłam przede wszystkim na chustowanie i byłam niemal pewna, że dałabym radę bez wózka, ale jednak moi rodzice orzekli, że oni też zamierzają JAKOŚ na spacery wychodzić i że będą to robić jak normalni (!!!) ludzie. Wózek kupili i rzeczywiście, kiedy przyjeżdżali do nas, to go używali. Poza tym zabrałam do niego Natkę ze 3 razy do sklepu, przy czym raz odłożenie jej tam zajęło mi ponad godzinę. Nie dam rady sobie przypomnieć, czemu tak walczyłam. Potem kilka razy użyłam go w wersji spacerowej i tyle go widzieliśmy. Kiedy byłam w 7. miesiącu ciąży z Leonem i noszenie w chuście czy nosidle Natalki było już dość utrudnione, dostaliśmy spacerówkę.
Przy Leonie uparłam się zweryfikować tezę, że bez wózka można się obejść i od samego początku nosiłam go w chuście. Wszak dziadkowie mieli do spacerów a’la normalni ludzie już jedną wnuczkę.
Tak też potwierdzam, da się to zrobić. Można się obejść bez wózka dla noworodka, można się obejść bez wózka dla dzieci rok po roku (dla przypomnienia, różnica między moimi dziećmi to 15 miesięcy z hakiem oraz fakt, że Natalia zaczęła chodzić ledwie tydzień przed narodzeniem się brata) i można się obejść bez dostawki do wózka.
Czy było łatwo?
I tak, i nie.
Łatwo było, bo jednak w chuście dziecko szybciej się uspokaja, na dłużej zasypia i ma się wolne ręce dla szalejącego rodzeństwa. Łatwiej się wcisnąć w gorzej dostępne miejsca, łatwiej o spacer wokół Ślęży i jest szansa na przejście po kamieniach we wrocławskim Ogrodzie Japońskim. Jednym słowem, z chustą jest się w pełni mobilnym, nie zawadza się o drzwi, nie tarmosi dziecka na nierównym chodniku, nie cuduje na zbyt wysokich krawężnikach.
Trudniej, bo czasami przydałoby się w terenie miejsce do odłożenia niemowlęcia, nawet tylko po to, żeby go z powrotem (po nakarmieniu, przewinięciu) zachustować. Poza tym Leon akurat był niemowlakiem tzw. silnym, często prostującym się i protestującym. I chociaż neurolożka orzekła, że nie ma śladu wzmożonego napięcia mięśniowego, to ja miałam wrażenie, że to okolice górnej granicy normy. W każdym razie czasami zachustowanie go było trudne, a polepszyło się, kiedy przesadziłam go do nosidła.
Zrobiłam to oczywiście zgodnie z nauką szkół chustonoszenia, to jest kiedy samodzielnie na pupie usiadł.
Może chociaż spacerówka?
Może. Sprawdziłam, kiedy Leon miał 9 miesięcy bodajże. Przejechał w wózku jakieś 150 metrów i wracał u mnie na rękach. Za to już w okolicach roku niespodziewanie pokochał podróże wózkiem i do tej pory, kiedy jedziemy do sklepu, to zapominam, że on tam siedzi. No poza jednym z ostatnich wypadów do Biedronki, kiedy zaczął narzekać, ja za pomocą uwieszonych do naszego wózka dwóch rowerów biegowych strąciłam z regału cały zapas podpasek, on się wydostał dołem, a przeciążony (rowerami) wózek z impetem walnął do tyłu. Ale tak to spokój.
Podróże komunikacją zbiorową
Raz. Dosłownie raz odważyłam się na podróż autobusem z wózkiem. Kiedy wiozłam w nim jeszcze Natalkę, a już byłam z Leonem w ciąży. To absolutnie nie na moje nerwy. Podchody do wsadzenia wózka do autobusu albo wyjęcia go, kiedy kierowca zatrzymuje się pół metra od peronu — to nie dla mnie. Nie mogłam wtedy za bardzo dźwigać, nikt specjalnie nie pomagał, a idź pan. Absolutnie podziwiam kobiety, dla których to nie problem.
Od tamtej pory jeżdżę tylko zachustowana. Albo najlepiej zanosidłowana. Zresztą teraz z taką małą dwójką zdecydowanie łatwiej mi to wszystko ogarnąć. Oczyma wyobraźni widzę, jak wyjmuję wózek z autobusu, drzwi się zamykają, Natalia jedzie dalej. Albo wysadzam najpierw Natalię, drzwi się zamykają, Leon w wózku jedzie dalej. Nie, nie. Ja lubię być kompaktowo poukładana. Wsiadamy i wysiadamy razem. Autobus, tramwaj, pociąg — nie mamy ograniczeń.
Można, ale po co?
Wiecie. Ja lubię sobie organoleptycznie sprawdzać odpowiedzi na nurtujące pytania. Przy Natce zabrakło mi odwagi, przy Leonie ją miałam. Nie żałuję więc. Jedno co, to czasem tego miejsca w plenerze do odłożenia na chwilę dziecka brakuje i tu bym się skłaniała do powożenia w gondoli. Jeśli oczywiście by chciał.
Natomiast po dziś dzień uważam, że kupowanie hiperekskluzywnych wózków jest stratą pieniędzy i czasu (na ich szukanie) i lepiej pożyczyć lub kupić coś niedrogiego, a zainwestować w chustę i konsultację.
Aha, na kupowaniu wózków wprawdzie się nie znam, ale się wypowiem. Większość moich znajomych twierdzi, że nie kupiliby drugi raz drogiego zestawu 3w1 (gondola, spacerówka, fotelik samochodowy), tylko wzięliby jakikolwiek wózek głęboki (nomenklatura z czasów mojego dzieciństwa, zdaje się), a zainwestowali w porządną spacerówkę już później. I dobry fotelik samochodowy oczywiście. Bo te spacerówki z zestawu i tak idą potem w odstawkę.
Znam kilka rodzin, ktore na wozek sie nie zdecydowaly wiec nie jest to dla mnie bynajmniej jakis „nienormalny” trend. Ja chociaz uwielbiam chustonosic, nie zrezygnowalabym z wozma z powodu chociazby zakupow i ilosci rzeczy, ktore przy dzieciach wciaz ze soba transportuje (taka konstrukcje nazywamy robiczo „wozkiem zlomiarza”). Za to jesli chodzi o wybor wozka to zgadzam sie co do spacerowki-warto poszukac optymalnej. Wiem jednak, ze mozna naprawde niedrogo znalezc wozek 3 w 1 z dobrej jakosci fotelikiem i sensowna spacerowka 😎 my drugi raz wybralismy ten sam model, uzywany – tylko fotelik dokupilismy nowy. W sumie w cenie bylejakiego nowego wozka 3w1 z przypadkowym fotelikiem mamy uzywany zestaw dobrej jakosci z fotelikiem, ktory chcielismy. Jest dla nas bardzo uzyteczny i nie przeszkadza nam w chustowaniu 😀 .
Potwierdzam kwestie komunikacji miejskiej. Gdy wybieram sie gdzies z chlopakami i wozkiem czuje sie jak na występach gościnnych – drzwi sie otwieraja, pan kierowca nie spuszcza powietrza z opon, bo….czort go wie. Ja probuje sie z tym majdanem wytarabanic nie gubiac przy tym zadnego syna a gawiedź stoi i patrzy…
Haha nasz Natalkowy wózek często też był wózkiem złomiarza, zwłaszcza w drodze od samochodu do domu, więc zwracam honor, przydał się bardziej, niż opisałam 😉 Teraz zabieramy się kompaktowo. Jak zabawka, to jedna mała do ręki. No czasem ja wyglądam ja dromader z Leonem z przodu, plecakiem z tyłu i Natką pod spodem.
Aha, jeszcze chciałam jeden honor zwrócić, bo jednak wielu kierowców (MPK Wrocław) robi nam przyklęk (psssssssssss, jak mawia Leon), mimo że jesteśmy bez wózka. Dzięki!
A ja byłam w obu przypadkach zadowolona z kombinacji 3w1 i korzystałam ze wszystkiego do bólu i do zdarcia 🙂 Z każdego elementu.
Ale kupiłam stosunkowo tanie zestawy. Z Ł używany od kumpeli, z F nowy, ale cały zestaw kosztował nas ok. 900zł, polska firma.
Ja takiej kombinacji nie miałam. Fotelik mieliśmy pożyczony, dopiero Leon dorobił się swojego (Używanego). A wózek (polska produkcja) po dość skąpej eksploatacji, nie licząc funkcji „wózek złomiarza” (patrz komentarze wyżej), nie doczekał nawet Leona. Tym niemniej podzielam decyzje, by kupować z głową!
Ja jestem zadowolona z mojego 3w1. Wprawdzie pierwszy rok też używałam głównie jako wózek na zakupy ale później używałam dużo. Był epizod podczas którego przymierzyłam się do spacerówki typu Mac-cośtam, ale szybko przeprosiłam się ze starym.
Po pierwsze w koszyku mieści się nie tylko folia przeciwdeszczowa a także spodnie deszczowe, kalosze, cały zestaw ubrań na zmiane, pieluszki, piłka, łopatka, traktor, koparka, woda i suchy prowiant, książka, parasol, kamyk, patyk, kilka papierków i jeszcze wiele innych zapomnianych szpargałów, które czasem się przydały. Przy dobrych wiatrach nawet dało się upchnąć jakieś drobne zakupy. Po drugie nie kopie ciągle w kółka kiedy idę równym krokiem czy spieszę się na autobus. Po trzecie większy rozstaw między przednią osią kòłek a tylnią, dzięki której nie ladowałam z moim tarabanem między autobusem a krawężnikem. No i po czwarte popmowane kółka dają radę nawet w błocie pośniegowym (i doczekały się nawet zmiany opon )
Suma sumarum jestem z niego zadowolona. Wyeksploatowany na maska. Szczególnie w przypadku gdy ma się model dziecka którego nogi odmawiają posłuszeństwa w momecie gdy jego buty dotkną chodnika. Cenię sobie też funkcje usypiania w drodze na zakupy, z której korzystałam bardzo często.
Jednak nie mogę zapomnieć że przez pierwszy rok, chusta ratowała moje nerwy, chociaż noszenie po min. 6 godzin dziennie rujnowało mnie fizycznie – mea culpa – niedoswiadczona zakupiłam słaby model.
Drugi raz zainwestowałabym w porządną chustę i wózek 3w1 ale bez gondoli
No właśnie. 3w1 bez gondoli to bym powiedziała, że to 2w1, czyli w sumie to, o co mi chodziło. I że miałaś to samo. Obeszłaś się bez wózka, chociaż mimowolnie.
BTW nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiego bogactwa w wózkowym koszyku!!!
Też nie mogę wyjść z podziwu kiedy widzę puste koszyki wózkowe
No przyznam się że czasem się wspomoge jakąś siatką. Ale mój model ma tyle kieszonek że zawsze gdzieś coś upchne.
Ja używałam chyba po równo chusty i wózka. Chusta przydawała mi się tam, gdzie wózkiem było ciężko- jakieś polne drogi, szybkie wyjścia na zakupy, miejsca, gdzie wiedziałam że są schody bez podjazdu, podróże pociągiem. Wózek przydawał się na dłuższe spacery, plac zabaw (kosz na zabawki!!!), podróże autobusem- u nas wszystkie niskopodłogowe, a tramwajów nie ma, więc nie było problemu. W wózku Antek spał przez swoje pierwsze miesiące, jako że zajmował mniej miejsca niż łóżeczko i mogłam mieć wszędzie go na oku. I w gorące dni- zdecydowanie lepiej sprawdzał się wózek, bo w chuście byliśmy upoceni jak świnki.
No i ja od początku do końca zajeździłam mój 2 w 1 ( fotelik miałam osobno) :))) Zarówno gondola jak i spacerówka sprawdziły się super, jedyny mankament to był ciężar (ale był za to bardzo sterowny, więc to nie robił problemu dopóki nie trzeba było go gdzieś wnosić po schodach) i wymiary po złożeniu ( ale mało jeździmy samochodem, więc to też nie miało takiego znaczenia. Kolejny raz w ciemno ten sam wózek wybiorę:)
Kolejny raz :>>>>
I to zanosi się już wkrótce…. 😉
O woow, wow! Serio? Ja nic tu nie będę zapeszać, ja życzę dotrwania do końca!!!
My wciąż bezwózkowi 😉 Zarówno z Lulu, jak i Felulu. Co do miejsca na odłożenie to odkładaliśmy… na chustę i tyle 🙂
Tak, ja miałam problem z odłożeniem, kiedy zaczynałam chustować w plenerze. Zimą. Sama z dwójką.
Felulu <3